Nie, nie o to chodzi . Ja... Nie jestem twoim ojcem.-Aha, świetnie. Coś jeszcze? Wiesz, czas się kończy.-Nic.-Fajnie. To cześć.-odpowiedziałam sucho i skierowałam się do taksówki.Nie jest moim ojcem... To gdzie on tak naprawdę jest? Gdzie moja matka? Czy w ogóle żyje? I gdzie byli, kiedy ich tak bardzo potrzebowałam?...Do ostatniego momentu rozmowy łudziłam się, że mnie spróbuje przeprosić, powie, że zrozumiał swoje złe...mało powiedziane.. zachowanie. Tacy ludzie się nie zmieniają. Nigdy. Obym widziała go ostatni raz w życiu.
-I co ci powiedział?-Aaa, w sumie nic. Nie jest moim ojcem.-Aha... Że cooo?-Że nie jest moim ojcem.-powtórzyłam ze stoickim spokojem-I ty nic? Zero reakcji? Null?-Yhym. Ten człowiek mi serio już zwisa. Po tym co mi robił to naprawdę jest mi obojętny. Nie pamiętasz już mojej przeprowadzki? Jak był pijany i nie chciał mnie z domu wypuścić, co mu wszystko wygarnęłam?-A, no opowiadałaś.-No. To od tego czasu nie rozmawialiśmy. Ania, nie rozmawiajmy już o tym, okej?-Serio? Grubo. To już trzy lata... Z resztą nie dziwię ci się... Już o nic nie pytam..-No widzisz.-Już jesteśmy na miejscu.-oznajmił taksówkarz –Trzydzieści sześć złotych się należy.-Dobrze, dziękujemy. Już płacę.-Niee, ja płacę.-Ania.-Inga.-Doobra, na pół, ale nie patrz się już tak na mnie.-Jasne!-uśmiechnęła się zwycięsko brunetka
No to teraz półtorej godzinki i witaj Dortmundzie!-powiedziała wesoło Ania siadając na swoim miejscu w samolocie.-O tak... Zawsze chciałam zobaczyć to miasto, Idunę...-To teraz będziesz miała wreszcie okazję.-A Robert będzie w domu jak przyjedziemy? Muszę przyznać, że strasznie za wami tęskniłam.-westchnęłam opierając się o ramię Ani.-Oooo... Moja ty kochana... Przecież gadamy przez wszystko co tylko możliwe.-Wiem, ale to nie to samo co tak w realu.-Osobiście wolę Biedronkę.-stwierdziła poważnie Ania, a chwilę później obie się roześmiałyśmy.-Ty pamiętasz jak gadałaś z Robertem przez słomkę, żebym ja nie usłyszała?-O mamo, jasne, że pamiętam. Opowiadał mi co ci kupił na prezent urodzinowy.-Wiem, słyszałam.-Nie!-Tak!-Ale to była super tajniacka słomka!-Ale Robert super-tajniacko głośno gadał!-śmiała się Lewandowska-A idź ty-odpowiedziałam jej tym samym-To Robert będzie w domu jak przyjedziemy?-Ale my nie jedziemy do domu.-Jak to?-Do Roberta owszem, ale ci nie powiem gdzie.-uśmiechnęła się triumfalnie
Reszta lotu minęła nam na wspominaniu śmiesznych historii z naszych zeszłorocznych wakacji. Poznaliśmy się półtora roku temu na meczu dzieci z domów dziecka we Wrocławiu. Byłam tam wtedy jako opiekun grupy podczas treningów. Wolontariuszka po prostu. Podczas meczu usiadłam koło Ani. Nawet jej nie zauważyłam. Potem jednak zaczęłyśmy rozmawiać i tak minął nam cały mecz. Wyszłyśmy z niego nie wiedząc nawet jakim wynikiem się zakończył. Ale liczyła się przecież dobra zabawa dzieciaków, prawda? Jak się okazało, nagrodą było spotkanie z Robertem. A dalej? Ania nas sobie przedstawiła, poszliśmy na herbatę, oprowadziłam małżeństwo po Wrocławiu i znaleźliśmy ze sobą mnóstwo wspólnych tematów. Nie sądziłam nigdy, że spotkam tak niesamowitych ludzi na mojej drodze...
Inga?-Hmm, coś mówiłaś?-Już wylądowaliśmy. Chyba przysnęłaś.- Yhym. To jak, wysiadamy?-Pewnie.
Wstałyśmy z samolotu. Na lotnisku sprawnie odnalazłyśmy bagaże i ruszyłyśmy w stronę wyjścia obładowane walizkami. Faktycznie, tak jak mówiła samochód stał na strzeżonym parkingu lotniska. Brunetka otworzyła bagażnik i włożyła do niego nasze walizki.
-To wskakuj mała.-powiedziała wesoło zamykając tylną klapę.-Mała? Jesteś niższa ode mnie!-A ty od Roberta. O.-Cięta riposta, kochana.-zaśmiałam się-Weź już wchodź do tego samochodu bo nie zdążymy.-A powiesz mi chociaż gdzie?-Do lasu. No już nie pytaj bo i tak się nie dowiesz.-powiedziała i odpaliła swoją skodę.