Obudziłam się i zamrugałam kilka razy oczami próbując przypomnieć sobie wydarzenia z poprzedniego dnia. Agata w ciąży, Marco mnie pocałował, picie z Anią...zaraz. Reus mnie pocałował! O matko... Nie chciałam sobie tego przypominać. Wypuściłam głośno powietrze i podniosłam lekko głowę do góry. Od razu tego pożałowałam, czując przeszywający ból. Opadłam z powrotem na poduszkę i zaczęłam się rozglądać na ile było to możliwe. Salon. Kanapa. Po drugiej stronie śpi jeszcze Ania z nogami zarzuconymi na oparcie. Ze schodów usłyszałam głos Roberta.
-Mówię ci, lepiej zabalowały niż
my w tym klubie, a jak tam u was?- zamknęłam na chwilę oczy. Robert zaczął się śmiać, kiedy wchodził do salonu.
-Ciiiii.-powiedziałam ciCho kładąc palec wskazujący na ustach i gromiąc go wzrokiem.-O, obudziła się jedna księżniczka i jęczy, żebym cicho był.-powiedział specjalnie głośno do telefonu-Zabiję.-jęknęłam i wtuliłam się w poduszkęDobra, Mario, kończę, bo padają tu groźby karalne, że o życie się swoje zaczynam bać.-śmiał się, ale na szczęście już trochę ciszej.-Pozdrów Mario.-Pozdrawia cię.-przekazał –Mario dziękuje i pyta, czy Marco też ma pozdrowić.-skierował do mnie. Skrzywiłam się lekko. Czyli pewnie Mario wie. W końcu to jego najlepszy przyjaciel. Ja Ani też przecież powiedziałam. Nic nie zdążyłam odpowiedzieć, a już usłyszałam głos Lewego.-Ma tak skrzywioną minę, jakby jej chomika w karuzelę wkręciło.-No dzięki!-Nie ma za co. Mario się z ciebie śmieje.-A wypchajcie się wszyscy!-powiedziałam głośniej, na co odezwała się znowu moja głowa. W tej samej chwili Ania się obudziła i patrzyła tępym wzrokiem na to, co dzieje się dookoła.-Mamy się wszyscy wypchać. Dobra, Ania się obudziła, z nią też nie lepiej. Nie ma to jak ratować dwie skacowane niewiasty. No prawie jak rycerz się czuję!-Ciiiiichoooo!-jęknęłyśmy równo z Anią-Ty, jaki synchron! Hahaha. Dobra, do zobaczenia, cześć.-skończył rozmowę i odłożył telefon na stolik, na którym stały puste butelki po wódce, coli i winie. Patrzył to na mnie, to na Anie.-Nie no, nie wierze. Zaraz wam dam jakieś tabletki przeciwbólowe.-powiedział i oddalił się do kuchni. Popatrzyłyśmy po sobie z Anią i zaśmiałyśmy się żałośnie.
Jakiś czas później wypiłyśmy po tabletce i podniosłyśmy się do pozycji siedzącej. Robert usiadł naprzeciwko nas .
-No, no, no. Pięknie. Kac morderca nie ma serca! -śmiał się patrząc na nas. Wyobrażałam sobie jak musiałyśmy wyglądać.-Co tam u Mario?-zapytałam w końcu.-Też z Marco mieli pijacki wieczorek... Ale w porównaniu z wami, to słabo wypadli.-Ehem...-A o co wam poszło z Marco właściwie?-A o nic... Takie tam. Tego..-odpowiedziałam szybko i spojrzałam na Anię, która przewróciła z rozbawieniem oczami. Myślałam, że Gotze powiedział mu o co chodzi. A jednak nie. Miło z jego strony.-Dobra, drogie panie, trzeba jechać na zakupy!-To jedź! Jedź w cholerę...-jęknęła Ania i z powrotem położyła się na kanapie.-Hahahaha no nie mogę. Muszę wam zdjęcie zrobić.-wziął swojego iPhona i kiedy już miał naciskać spust migawki, rzuciłam w niego poduszką.-Ej, no. Zdjęcie nie wyszło!-Głębokie kondolencie.-odezwała się tym razem Ania.-Ja też cię kocham, żono!-krzyknął na cały dom.-Wypierniczaj mi, ale już, na te zakupy!-powiedziała ze śmiechem Ania i groziła mu palcem.-Tak jest, kochanie.-odpowiedział ze śmiechem, pocałował ją szybko i już go nie było.-Nareszcie... Cisza... Spokój...-westchnęła-To co, zdrzemniemy się jeszcze, a potem robimy śniadanie?-Okej. To dobranoc.-A która jest w ogóle godzina?-Nie ważne. Śpimy.-Racja. Dobranoc.
***