-Ta?-zapytałam pokazując się w kolejnej z rzędu żółtej sukience.-Nie pasuje do ciebie.-stwierdziło moje "jury"-Daj mi ją, dla mnie będzie fajna.-powiedziała Ania-Dobra. Idę przymierzyć kolejną....-zajrzałam do przymierzalni- Tyle, że to już wszystkie.-Trzymaj tą.-podała mi sukienkę na wieszaku Tugba.-A to nie jest twoja?-Nie. Ja dla siebie sukienkę mam. Tą od początku dla ciebie trzymałam, tylko zapomniałam ci jej dać.- Skleroza nie boli! Dzięki. Ale jeżeli ta też będzie zła to kupuję tamtą tęczową z piórami, cekinami i brokatem.-Okeeey!-I zapytam, czy mają więcej na stanie, bo moje szanowne jury, dla którego wszystko jest beznadziejne, też by bardzo chciało!-krzyknęłam z przymierzalni.-No co za mała zołza...-Słyszałam!-I w dodatku słuch ma dobry.-Absolutny, moja droga, po szkole muzycznej jest.-zwróciła się do Agaty Anka.-Oooo! Grasz, śpiewasz?-zapytała z ciekawością Lisa.-Na czymś oprócz nerwów?-I to niby to ja jestem wredna? Fortepian. Śpiewam czasem, ale tak dla siebie. I jak?-zapytałam wychodząc z przymierzalni.-Bomba!-Rewelacyjnie!-Kupujemy!-Czyli cztery razy tak?-Nawet pięć!-powiedziała Agata-Pięć?-Yhym...-A, no tak, mi też się podoba...-A z tobą to sześć.-Agata, proszę cię. Ja, ty, Anka, Lisa i Tugba. Pięć.-Tylko mnie trzeba liczyć razy dwa!-Jesteś...-Tak, jestem w ciąży.-potwierdziła z uśmiechem, na co wszystkie ją mocno wyściskałyśmy i pogratulowałyśmy.-Kuba wie?-Jeszcze nie. Miałam mu i Oliwce powiedzieć przy śniadaniu, ale ten wyleciał do ciebie i Anki, więc tylko mojej córce wspaniałej, która ze swoją matką grzecznie została powiedziałam. Chyba, że już się wygadała, to Kuba wie.-Noo, czyli już wiadomo, że trzeba będzie holować naszych drogich upitych mężów, narzeczonych i tych, których udajemy, że nie znosimy...Inga-posłała mi znaczące spojrzenie-Co?-Marco.-Czy ty możesz z tego palanta zejść? Cały czas mi o nim gadasz.-A ty nie możesz mu odpuścić?-Nie! Zniszczył mi moją ulubioną bluzkę, całą winę zwalił na mnie, wyśmiał mnie i nie przeprosił! Poza tym ta sytuacja z dzisiaj. Denerwujący człowiek.-Ależ ty uparta...-Ja uparta?! Gdyby mnie przeprosił, byłoby okej!-Dobra, dziewczynki. Kupujemy sukienki i pędzimy po dodatki i Tugba po zakupy...Nie mam czasem na ciebie siły. Mamy godzinę...Ożesz ty..siedemnasta!-A dziewczyny miały przyjść na którą?-Za piętnaście szósta.-Postaramy się wyrobić. Lecimy... ***Wreszcie. Inga, która godzina?-Za dziesięć szósta.-No nieźle... weź zobacz na moim telefonie, czy ktoś dzwonił.-poleciła-I coś jeszcze?-Nie.-Jeny, Anka... Ty, po co ty te wszystkie torby tachasz?-Bo Aneczka zakład przegrała! A ta, która przegra, miała, że tak to pięknie określę, robić wygranej przez trzy dni za wielbłąda.-Hahaha. A który to już dzień?-Trzeci! Dwa zrobiłam jeszcze przed Warszawą! To sprawdzisz ten telefon?-O jeny, nie mogę z wami... A telefon...rozładowany.-No pięknie! Dobra. Jak się zabieramy?-Tak jak przyjechałyśmy, co?-Ja wsiadam do Anki i Ingi. Nie dam rady już iść na drugi koniec parkingu w tych szpilach. Jak już dojedziemy na miejsce, to podejdę do was do bagażnika, ale już boso...-Jasne Lisa. To my z Tugbą jedziemy...-A Kuba jedzie z Robertem, czy sam przyjeżdża?-Z Robertem się umówił, że dołączy do chłopaków, więc pojadą razem. A co?-Może podjedźcie jeszcze do Agaty, niech weźmie swój samochód, bo osoby, które będą przynajmniej na wpół trzeźwe, można będzie zliczyć na palcach, a ty nie będziesz piła, więc...-Więc będę wszystkich rozwoziła? O niee...-Nie, co ty! Dziewczyny pojadą do domów taksówkami, bo pewnie się tak bardzo nie upiją, a chłopaków się do nas do salonu na jedną kupkę ułoży i będzie ok.-No i pięknie! Tylko ja Kubę zabiorę do siebie.-I jakbym cię mogła prosić, jakbyś mogła Reusa odstawić, bo jak się rano obudzę i go zobaczę, to nie ręczę za siebie.-Haha, chciałabym to zobaczyć. Dobra, odwiozę, nie ma sprawy.-Dzięki. To jak, jedziemy?-Pewnie.
Po dziesięciu minutach zaparkowałyśmy pod domem. Przed furtką stały trzy kobiety.-O, Ann, Cathy i Ewka. Otworzysz im? My z Lisą weźmiemy siatki do domu.-Jasne, a kod?-7322 i kratka.-Dzięki. -odpowiedziałam i wysiadłam z samochodu. Wyszłam z garażu i podeszłam do furtki-Ooo, jaka urocza pielgrzymka!-zaśmiałam się.-Jaka pielgrzymka? Moja droga, my tu od dwudziestu minut paparazzi pozujemy i przy okazji słoneczko piękne łapiemy-odpowiedziała ze sztucznym uśmiechem niska brunetka. Chyba Ewa Piszczek.-No tak. Nie ma to jak promienie zachodzącego słoneczka za chmurami.-wpisałam kod i otworzyłam furtkę.-Serio? To co tak świeciło?-Flesze!-powiedziałyśmy równo z wysoką, mniej więcej mojego wzrostu brunetką. Po chwili roześmiane weszłyśmy do domu.
-Ooo, a co wy takie rozhahane?-A tak jakoś. Aniu, zauważyłaś piękną, świeżą opaleniznę Ewy?-Yyyyy, nie? A co, byłaś na solarium, czy co?-Nie, opalała się od dwudziestu minut. W świetle fleszy.-wyjaśniłam i całą piątką zaczęłyśmy się śmiać.-Aa, tak w ogóle to Ann jestem. Jakoś nie było okazji się przedstawić.-powiedziała z uśmiechem-Inga. A to pewnie Ewa i Cathy, tak?-Zgadza się. Jak na to wpadłeś, Sherlock'u?-Zdradzę wam tajemnicę. Ale nikt nie może się o tym dowiedzieć, obiecujecie?-Tak.-odpowiedziały równo-W internecie są wasze zdjęcia.-powiedziałam z udawaną powagą, a dziewczyny znowu zaczęły się śmiać.