Nagle usłyszałam skrzypnięcie drzwi od klubu... W pierwszym momencie pomyślałam, że to Marco. O dziwo teraz chciałam, żeby tak było...albo nie? Sama nie wiedziałam. W drzwiach stanęła Ania. Pewnie zaraz zacznie się "odpytywanie". Spojrzałam na nią pytającym wzrokiem.-Chcesz jechać? Wzięłam kluczyki, nic jeszcze nie piłam...Poza tym nie masz kluczy do domu.-To daj mi klucze, wezwę sobie taksówkę, a ty idź się bawić.-Ooooczywiście.-przyciągnęła i ruszyła w kierunku parkingu. Nic nie powiedziałam, tylko ruszyłam za nią. Wsiadła na miejsce kierowcy i czekała, aż wsiądę. Zajęłam miejsce pasażera i ruszyłyśmy. Jechałyśmy w kompletnej ciszy. Siedziałam oparta o szybę i próbowałam zliczyć mijane latarnie. W końcu zatrzymałyśmy się w garażu. Wysiadłyśmy z samochodu i schodkami na górę weszłyśmy do przedpokoju. Zdjęłam buty, marynarkę i odłożyłam torebkę. Poszłam do salonu i opadłam na kanapę. W progu stanęła Ania z butelką wina i dwoma kieliszkami. Weszła i postawiła na stole.-To, czy sprawa wyższej wagi państwowej?-Nawet na skalę światową...-mruknęłam pod nosem-Ooo, to grubo. Zaraz coś zaradzimy.-powiedziała i poleciała do kuchni. Po chwili już stała koło mnie.-Wódka z colą. Mocne.-No to idealnie... Aniu, nie chcesz być tam z nimi? Kto ich odwiezie?-Nie, wolę poużalać się nad światem z tobą. A kto ich odwiezie? Mnie to nie obchodzi. Powiedziałam Robertowi, że wychodzimy i ma nie zwozić pijaczyn do nas, reszta mnie nie ob.-cho-dzi.-No i bardzo dobrze!-powiedziałam i nalałam nam alkoholu do kryształowych kieliszków do wina. Jeden pies, z czego się pije, ważne co. O!
***
30 minut później
-To o co tym razem poszło?-O miłość do ojczyzny...-Trzeba było mówić, że nie chcesz o tym gadać...-Nie, ja mówię całkiem serio! Też mu to wypomniałam!-zaśmiałam się. Zaczynało mi powoli szumieć w głowie-Ty to argumenty zawsze masz najlepsze. A poza tym, co mu nawtykałaś?-Ooooj dużo... O! Na przykład, że jest zapatrzoną w siebie, chamską świnią.-Doooobrzee!-zaśmiała się równie podpita Ania -A on ci powiedział, że jesteś okrutną jędzą? Hihi-Właśnie nie! Wyjechał mi z tekstem, że jestem niedostępna, piękna i jakieś tam inne pierdoły. Nie pamiętam-skłamałam. Mimo, że nie byłam już do końca trzeźwa, cały czas jego słowa chodziły mi po głowie... "Uważam cię za pewną siebie, o silnym charakterze choć dziwnie niedostępną i zamkniętą w sobie kobietę, za to niewiarygodnie piękną i inteligentną..." Nie wiem czemu tak bardzo mnie to dotknęło, przejęło. Tylko się nie zakochaj idiotko. Być może było to kolejne kłamstwo padające z jego ust, ale pierwszy raz w życiu usłyszałam to od osoby innej niż moja babcia, która podnosiła mnie na duchu i mówiła, że jestem twarda i mam się nie poddawać...-Ziemia dooo Ingi!-Coś mówiłaś? Przepraszam, zamyśliłam się...-Pytałam co ty na to?-Znowu zaczęłam na niego krzyczeć, aż w końcu...-histerycznie się roześmiałam i nie mogłam przestać-Inga?-zaniepokoiła się lekko Ania-Wiesz...-dopiłam do końca mieszankę wódki z colą- nasze rozmowy zawsze muszą się...dość specyficznie kończyć.-Czyli?-dopytywała nalewając mi trunku do kieliszka-Czyli pamiętasz jak w Warszawie się rozryczałam jak się pokłóciliśmy, nie?-zapytałam i opróżniłam zawartość kryształowego kieliszka-Pamiętam, pamiętam...A teraz co?-Nalej...-Oo, chyba grubo, co? Walnęłaś mu w czułe miejsce czy dałaś z liścia?-zaśmiała się Lewandowska-Nie, gorzej. Więcej nalej...-jak nakazałam tak zrobiła. Patrzyła na mnie wyczekującym wzrokiem, a ja do dna, jednym pociągnięciem wypiłam całą zawartość kieliszka do wina zapełnionego wódką z colą.-Całowaliśmy się.-powiedziałam najszybciej jak potrafiłam. Ania wzięła butelkę po wódce, której było już na wykończeniu wzięła do ust i wypiła z gwinta ostatnie łyki.-Oż w dupę węża... To za to mu wylałaś kawę na koszulę..?-No powiedzmy. Można też ująć, że wiesz, jak mówi stare niemieckie przysłowie oko za oko...a nie, to nie niemieckie. Niemieckie brzmiałoby oko za miłość do ojczyzny!-stwierdziłam i obie roześmiałyśmy się głośno.-No to odpłaciłaś mu się kawą za kawę...A teraz pocałunkiem za pocałunek?-zaśmiała się brunetka-Ooj nie, to tak nie działa...Kurde, wyżłopałaś wszystko!-Spokojnie, mamy jeszcze wino na deser!-Ooo...Fantastycznie...-A jak było?-Ale co jak było?-Nooo, jak się całowaliście...-Aaa... W porządku.-Hahahaha, jeszcze nigdy takiego określenia nie słyszałam! Ale tak serio!-Miło.-napotkałam znowu jej surowe spojrzenie.- Słodko, czule, namiętnie...wymieniać jeszcze?-UuuuuuuU, jak słooodkooo...-Anka!-All you need is love, all you need is love, all you need is love, love, love is all you need...-zaczęła śpiewać refren piosenki Beatles'ów.-Wiesz co, ty głupia jesteś, serio.-Kochasz go!-Czyś ty do reszty zgłupiała?! JA NIE KOCHAM REUSA!-mówiłam głośno i powoli, żeby to tej jej brązowej łepetynki w końcu to doszło.-Bo umieraa świaat na brak miłości... Cały ten świat, opada z sił, kiedy się kończy miłość. Już tylko ty masz taką moc, obudź się, proszę, ratuj go..-śpiewała smutno tym razem piosenkę Sylwii Grzeszczak-Jesteś nienormalna...-To powiedz, co do niego czujesz.-Ania...-No już! Marco Reus to...-Facet.-Co ty nie powiesz... Dobra, jak go widzisz to....-Żygam ze szczęścia, kurde.-Inga! Zlituj ty się nade mną! Teraz na poważnie. Plusy Reusa. Dobrze całuje to raz, potem..-Skąd wiesz, że dobrze całuje?-zaśmiałam się, a Ania spojrzała na mnie morderczym spojrzeniem.-Dobra, okej, okej, na poważnie. Dwa.. jego oczy, spojrzenie, uśmiech, dystans... to wszystko. Dwa.-Yhy, jasne, dwa. To jest w sumie pięć. Teraz minusy. Przebijesz? Haha.-Oczywiście, że tak! Irytujący, wkurzający, złośliwy, arogancki i w dodatku to Marco Reus, piłkarz mojej ukochanej drużyny, którego od zawsze uwielbiałam, który ma wszystko, może mieć każdą dziewczynę, a nie jakąś przybłędę z Polski. Ile?-Plusów siedem, minusów cztery.-Co?! Jak ty to liczysz? Ty pijana jesteś! Chyba na odwrót!-Wymieniłaś no uznajmy, że cztery minusy, a potem znowu przeszłaś na plusy!-Nie prawda!-Prawda! Proszę bardzo, piłkarz mojej ukochanej drużyny, od zawsze go uwielbiałam.-A potem coś jeszcze też mówiłam!-To się nie kwalifikowało ani do plusów ani minusów. To co teraz?-Napijemy się.-To też, ale co będzie z wami?-Nic. Będzie tak jak dotychczas. Albo i gorzej. O.-Jak chcesz...-westchnęła i wypiłyśmy po kieliszku wina.Tak minęło nam "x" czasu na plotkowaniu, potem zaczęłyśmy wymyślać jakieś niestworzone historie, wino się skończyło...a potem? Potem już nic nie pamiętam.