ShizuoWraz z zachodzącym słońcem w mojej głowie narodziło się pewne flustrujące pytanie, które z upływem czasu stawało się co raz bardziej nieznośne. Po tym wszystkim co dzisiaj przeżyłem należała mi się spokojna noc w wygodnym łóżku. Moim łóżku. Problem w tym, że moje łóżko stało się twierdzą wroga, a ja nie miałem pomysłu jak się go stamtąd pozbyć.
Siedziałem przy kuchennym blacie opierając głowę na mojej dłoni i ze wszystkich sił starałem się nie zamykać oczu. Już trzy razy przemywałem twarz zimną wodą, aby się rozbudzić, ale nic mi to nie pomagało. Zmęczenie wygrywało z moją złością na myśl o Izayi smacznie chrapiącym w mojej sypialni. Nie spodziewałem się, że tak szybko uśnie mając obok siebie swojego wroga, który za każdym razem jak tylko go widzi od razu próbuje go zabić. Może to wina tych wszystkich leków? A może to dlatego, że w pewnym sensie zgodziłem się na to, żeby tu został?
Walnąłem pięścią w stół. Nie zgodziłem się na to! Zostałem zmuszony! Izaya jest przyjacielem Shinry, a ja mam u niego długi za to, że tyle razy składał mnie w całość!
Zerknąłem w kierunku sypialni.
Obudziłem go?
Zastygłem i wsłuchałem się w odgłosy dochodzące z sypialni. Nie było słychać nic prócz tykania zegara. Dla pewności wstałem i po cichu podszedłem do mojego łóżka. Chyba na prawdę spał.
Księżyc delikatnie oświetlał pokój, więc pod podwiniętą bluzką bruneta można było dostrzec zarys mięśni. Jego ciemne włosy opadały mu teraz na oczy, a on wyglądał teraz jak grzeczny aniołek. Zastanawiałem się, ile kobiet musi się wokół niego kręcić? Z takim wyglądem i znajomością ludzkiej psychiki nie ma z tym pewnie najmniejszego problemu.
Westchnąłem. Może i podobałem się kobietom, ale gdy tylko na jaw wychodziła moja agresja wszystkie ode mnie uciekały. Dlatego już dawno poddałem się z szukaniem kogokolwiek, kto wytrzyma ze mną dłużej niż jedną randkę. Stwierdziłem, że jeśli jest mi pisana miłość to sama mnie odnajdzie.
Przyjrzałem się Izayi. Nie poruszał się, a na jego twarzy nie było śladu po wrednym uśmieszku. Gdyby tylko mógł być taki przez cały czas!
Czy on w ogóle oddycha..? Może nie żyje..?
Przyłożyłem palce pod jego nos, aby się upewnić. W końcu nikt by mi nie uwierzył, że nic mu nie zrobiłem i zmarł sam z siebie. Ludzie myśleliby, że jestem nieczułym łajdakiem, który zabija bezbronne osoby, gdy te śpią.
Nie czując podmuchu powietrza pod palcami, schyliłem się i zbliżyłem moją twarz do jego twarzy. Odetchnąłem z ulgą, gdy poczułem ciepły oddech bruneta na moim policzku. W końcu to moje łóżko i gdyby tu umarł musiałbym kupić nowe. I pozbyć się jakoś ciała.
Odruchowo odgarnąłem z jego twarzy kosmyk, który wpadał mu do oka. Teraz, gdy jego gorączka minęła był zimny jak trup. Cała ta sytuacja przypomniała mi o tym jak opiekowałem się moim bratem, kiedy poważnie zachorował. Z tego powodu nie mogłem się powstrzymać przed poprawieniem kleszczowi bluzki i nakryciu go kołdrą. Po chwili, gdy zdałem sobie sprawę z tego, co właśnie zrobiłem byłem na siebie wściekły i postanowiłem wrócić sytuację do stanu sprzed mojej ingerencji. Cicho, żeby nie obudzić Izayi, ponownie odkryłem kołdrę i chwyciłem za jego bluzkę z powrotem podciągając ją do góry.