7

206 21 0
                                    

Wszyscy jak jeden mąż powędrowaliśmy za Jeffem, byliśmy ciekawi tego, co powie Slendermanowi i jak zareaguje na tę cudowną nowinę.
Sam nie byłem tym pocieszony, trzyletni zwiazek, a tu nagle twoja dziewczyna znika bez głupiego "żegnaj".

–Slender! – usłyszelismy wrzask i walenie w drewniane drzwi. Wyszedłem z za rogu, spoglądając na długi korytarz pełny obrazów i zniszczeń jakie wyrządził ten dzikus.
Niecierpliwi i zmęczeni staliśmy tam i czekaliśmy na zbawienne otworzenie wrót do gabinetu demona lecz nic takiego się nie wydarzyło. Slenderman nie spał, a jeżeli by to robił, napewno wstawałby o piątej rano.

–Chyba go nie ma – mimika mordercy zmieniła się diametralnie, oczy miał podpuchnięte, usta sine i wykrzywione w grymas smutku i zawodu co było u Killera niespotykanym zjawiskiem. Powoli, smętnym i zmęczonym krokiem podszedł do nas i spojrzał w moją stronę takim wzrokiem, jakby... Miał się za chwilę rozpłakać

– Ej Jeff, ktoś dosypał ci proszków do porannej kawy? – zaśmiał się Toby spoglądając z rozbawieniem na morderce

–Stul pysk Rogers. Dawno cię nie było na cmentarzu co? Kiedy ostatnio odwiedziłeś Lyrę? Niedługo nie bedziesz musiał w ogóle tam chodzić bo osobiście cię tam zaniosę i zakopię. – mimo wcześniejszego, smutnego wyrazu, twarz Woodsa przedstawiała teraz chęć mordu i wielkiej masakry. Wyobraziłem sobie jak oboje toczą ze sobą walkę, jednak Toby traci przy tym życie i naprawdę, Jeffrey na własnych rękach, niedbale trzymiąc ciało chłopaka i łopatę, udaje się na cmentarz na którym została pochowana Lyra.

Pov Loup

Wysiadając w centrum miasta, na przystanku wcale nie czułam się taka wolna. Czułam, że moj pobyt tutaj nie będzie dlugi, tymbardziej jeśli mordercy z rezydencji już dowiedzieli się o mojej ucieczce i zawiadomili Slendermana. Jednak nie poddawałam sie, dzielnie kroczyłam przez ulice pełne ludzi. Nie miałam za dużo pieniędzy, nie miałam też planu na którym tak bardzo mi zależało. Odnaleść rodzinę i być może, uratować ich... Ale co przed tym? Jak dostanę się do Moskwy?
Prościej mówiąc, wszystko się zapsuło. Usiadłam na krawężniku i
głośno westchnęłam. Naprawde chciałam stamtąd uciec, mam szesnascie lat i pełne prawo do własnych wyborów, tymbardziej jeżeli rodzice mają mnie w dupie. Czym sobie zasłużyłam na taki los? Nie mogłam urodzić się normalna, pełnosprawna. Chodziłabym do szkoły, matka by mnie akceptowała, miałabym normalnego chłopaka z ktorym w dalekiej przyszłosci założyłabym rodzinę. Juz od urodzenia moje życie było skomplikowane, ale aż tak by na każdym kroku czuć się jak wielkie bezuczuciowe gówno?
Nawet z E.J nie mam zdrowych relacji w zwiazku, unikamy sie, nie rozmawiany, a co dopiero mówiąc o prztulaniu bądź mówieniu "kocham cię„

Po tym rozmyślaniu zaburczało mi w brzuchu, ale zagłuszył go plask odbijającej się otwartej dłoni o moje czoło. Tak, nie wziełam jedzenia. Teraz to na sto procent muszę wrócic, do tej bandy debili.. Gratulacje dla mnie.

Zniesmaczona tym całym obrotem spraw, wstałam z zimnej kostki brukowej i udałam sie na przystanek.
Teraz to dopiero jestem w dupie, jestem niewidoma, nie ma tu rozkładu pisanego alfabetem breille'a, ani żadnych ludzi ktorych mogłabym się zapytać o godzinę przyjazdu najbliższego autobusu. Nawet nie wiem na ktorym stacji miałabym wysiąść. Jęknęłam bezsilna uderzając głową o szybę.

Chyba będe zmuszona wrócic na piechotę.

Ślepa BandytkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz