"Cóż ja z tobą czułości w końcu począć mam"
- Zbigniew Herbert
Obudziłam się około trzynastej. Światło niesamowicie raziło ze względu na biały puch otaczający wszystko. Podniosłam się na łokciach. Powietrze było ciepłe i ciężkie. Spojrzałam przez okno. Biały całun powoli opadał na ziemię. Przebrałam się w czarne jeansy i niebieski sweter. Pościeliłam łóżko i zeszłam na dół. Włożyłam buty z kurtką, wzięłam jabłko i wyszłam. Poszłam do parku, gdzie było otwarcie roku Zbigniewa Herberta. Ludzie powoli się schodzili, a śnieg dalej padał. Podniosłam głowę ku niebu i zamknęłam oczy. Uwielbiałam to robić, to takie hm... romantyczne? Zapomniałam o wszystkim, myśląc o własnej egzystencji. Z tej czynności wyrwał mnie pewien chłopak, który rozdawał po tomie wierszy wcześniej wspomnianego poety.- Proszę. Tom dla Pani... - niski głos, jednak całkiem przyjemny dla ucha. Lekki zarost, szare oczy i urzekający uśmiech. Chciałoby się powiedzieć, że jest to przykład mężczyzny, który z pewnością potrafi wykorzystać urok osobisty. Patrzyłam na niego oczarowana samym uśmiechem, nie mówiąc o oczach. - Emm... Dobrze się Pani czuje? Może chce Pani usiąść?
- Nie, nie ma takiej potrzeby. Dziękuję. - uśmiechnęłam się lekko i wzięłam od niego książkę. Ten odszedł, a ja wodziłam za nim wzrokiem. Nie długo po tym jednak rozpoczęło się całe wydarzenie. Każdy z czytających przedstawił jeden wiersz. Chłopak, o którym już wcześniej wspomniałam, czytał "Kamyk". Uśmiechnęłam się pod nosem i patrzyłam na niego zafascynowana nie tak wierszem, jak jego głosem. Melodyjny i miły dla ucha. Kiedy wszyscy już przeczytali przeznaczony sobie wiersz, większość publiki wraz z artystami poszła do tutejszego teatru, który wyjątkowo był otwarty. Ja jednak poszłam w innym kierunku, a konkretnie do lasu. Od dawna nie był uczęszczany przez mieszkańców, więc nazwano go nawiedzonym. Szłam powoli starymi drogami lasu, dalej myśląc o chłopaku. Od lat się tak nie zachowywałam, byłam zadziwiona wręcz kierunkiem moich myśli. Można byłoby powiedzieć, że sprawy takie jak zauroczenie zaszły u mnie już kurzem i pajęczynami. Nie wiedziałam, czy to minie, ale mogłam podejrzewać, że tak. Wcale nie było mi śpieszno do domu, więc przez kilka godzin błądziłam po lesie.
Ten obszar zimą wygląda bajecznie. Wszystko na tle białego puchu wydaje się być takie ciężkie, a zarazem lekkie. Idealnie to ze sobą kontrastuje. Kilka brzóz, które się odróżniają i nadają miejscu lekkiej tajemniczości. Na gałęziach wróble i kolorowe sikorki. Uśmiechnęłam się sama do siebie i przytuliłam to chudsze z drzew. Uwielbiałam to robić. To dawało mi swego rodzaju satysfakcję. Spędziłam tak kilka godzin, po czym wróciłam do domu. Muszę przyznać, że dzisiejszy dzień był świetnym rozpoczęciem roku.
CZYTASZ
Pomiędzy Kartkami
Teen Fiction25 października. Wtorek. - Masz zamiar przesiedzieć tak cały dzień, czy ruszysz dupę i wyjdziesz do ludzi? - powiedział chłopak czekając na mnie drzwiach. - A czy ciebie to w ogóle powinno interesować? Chcę przeleżeć cały dzień, a ty mi odgrzejesz...