- Czy ty serio piszesz pamiętnik? - usłyszałam głos z lewej. Leżałam na swoim łóżku, w prawej dłoni trzymając długopis, a przed sobą mając zwykły zeszyt w kratkę. To był nie kto inny jak Scott, mój wymyślony przyjaciel-smok.
- Tak, serio. - odpowiedziałam, przygryzając skuwkę.
- Po co? - padło kolejne pytanie. Westchnęłam i spuściłam głowę, a jasnobrązowa grzywka opadła mi na twarz.
- Bo mi się w życiu nudzi. I szukam sobie zajęcia.
- Przecież masz tego sporo. Seriale, spanie, czytanie, anime, jedzenie... - zaczął wyliczać na palcach, a ja znowu westchnęłam i obróciłam głowę w jego stronę, zgarniając grzywkę za ucho.
- Wiesz, przydałoby się wśród tego coś produktywnego.
- Pisanie pamiętnika jest produktywne?
- Bardzo. Kto wie, może dzięki temu odkryję w sobie talent pisarski i...
- Od opisywania swojego dnia? Oj Nora, Nora. - przerwał mi i poklepał mnie po głowie z pobłażliwym uśmiechem. - Do pisania książek potrzeba nieco wyobraźni.
- Sugerujesz, że nie mam wyobraźni? Spójrz w lustro. - fuknęłam, odtrącając jego dłoń.
- Nie mówię, że jej nie masz. Po prostu nie wykorzystujesz jej w pełni. - wyjaśnił szybko.
- Ten uczuć, gdy wytwór twojej wyobraźni mówi ci, że nie masz wyobraźni.
- No przecież poprawiłem swoją wypowiedź!
- Dobra, cicho. - burknęłam. Spojrzałam znowu na czystą stronę i postukałam skuwką o dolną wargę. - Jak powinnam zacząć? "Drogi pamiętniczku" brzmi w ciul kiczowato. W ogóle zwracanie się do pamiętnika jakby był przedmiotem. - mruczałam pod nosem jakby sama do siebie.
- Może od tego, że zwykle w pamiętniku pisze się wieczorem? O tym, co stało się w ciągu dnia? A nie o 10? - zasugerował, kręcąc kółka swoich łuskowatym ogonem.
- O rany. - przekręciłam oczami i odłożyłam długopis. - Okej, to obejrzę sobie serial.
- Miałaś robić coś produktywnego. - przypomniał (jakbym potrzebowała przypominania czegoś, co było minutę temu), patrząc, jak podnoszę się po laptopa.
- To będzie coś produktywnego. W końcu to Supernatural więc pewnie ktoś umrze i będę produkować słoną ciecz z oczu. - odparłam, podchodząc do biurka i biorąc urządzenie. Scott westchnął i również zszedł z łóżka.
- A nie wolisz ubrać się i wyjść na dwór? Zrobić bałwana, porzucać śnieżkami? - zapytał, podchodząc do mnie.
- Jakbyś zapomniał, mam 17 lat, nie 7. - usiadłam z powrotem na posłaniu. Zanim jeszcze otworzyłam komputer, sięgnęłam po słuchawki leżące na nocnej szafce.
- To chociaż idź na głupi spacer. - fuknął z frustracją, dalej stojąc przy biurku.
- Aleś ty uparty. Dobra. Pójdę na spacer. - ustąpiłam by mieć święty spokój.Połażę może pół godziny i wrócę do ciepłego domku. Znowu wstałam z łóżka i podeszłam do szafy. Scott stanął obok mnie i zajrzał do środka, gdy ją otwierałam. Wybrałam jakieś ciemne dżinsy i dużą, zieloną bluzę. Termometr wskazywał -7 na dworze więc zimno. Do tego ciepłe skarpety i w drogę! Zeszłam na dół. Mijając wejście do kuchni, przywitałam się z mamą, która już siedziała przy stole i piła swoją poranną kawę. Ubrałam swoje zimowe czarne, wiązane zimówki. Były puchate w środku i sięgały mi do połowy łydki więc żadna zaspa mi niestraszna. Narzuciłam płaszcz, szalik, czapkę i rękawiczki. Tak opatulona, wyszłam na zewnątrz. Od razu poczułam chłodny podmuch wiatru szczypiący mnie w policzki i nos. Zatrzęsłam się, po czym ruszyłam przed siebie. Scott zniknął, czyli zostałam już tak kompletnie sama. Super. Westchnęłam wewnętrznie, idąc nieodśnieżonym chodnikiem. Wokół mnie nie było żywej duszy, ale w sumie całkiem normalne w taką pogodę, w dodatku jeszcze wolne. Pewnie dlatego wystraszyłam się, gdy nagle bury kot przebiegł mi drogę. Zatrzymałam się na chwilę, by opanować szybko bijące serce. Kiedy stałam się taka strachliwa? Pokręciłam głową i znowu zaczęłam iść. Kawałek stąd był ładny staw. Doszłam tam w około 10 minut. Usiadłam na brzegu, patrząc na cienką warstwę lodu. Ciekawe czy w tym roku jakiś debil wpadnie na pomysł, by po niej połazić. W zeszłym trzeba było wyciągać stąd aż trzech mądrych inaczej. Stuknęłam czubkiem buta w chłodną nawierzchnię, a ta pękła, tym samym tworząc na gładkiej powierzchni rysy. Ładnie to nawet wyglądało. Jednak tyłek mi już odmarza. To zdecydowanie nie jest dobra pogoda na wychodzenie. Głupi smokoczłek. Kichnęłam i wstałam. Jeszcze się przeziębię. Wspaniale wprost. Wcisnęłam dłonie głębiej w kieszenie. Jak tylko wrócę, to zrobię sobie ciepłej herbatki i usiądę przed kompem. A Scott niech się wali a tą swoją paszczurowatą twarz. Szybkim krokiem skierowałam się do domu. Zimno, zimno, zimno. Nienawidzę zimy. Tylko Gwiazdka jest spoko w zimie. Reszta nie. Niemalże wbiegłam po schodkach na werandę, ślizgając się nieco. Przed wejściem wytrzepałam buty ze śniegu. Nacisnęłam na klamkę, otwierając drzwi i wchodząc do środka. Szybko się rozebrałam, potem wizyta w kuchni, a na koniec ciepłe łóżko. Scotta dalej nie było. Wzruszyłam na to tylko ramionami. Trzymając ciepły kubek parującej herbaty, włączyłam odcinek. Usadawiając się wygodnie, upiłam łyk. Dzisiaj skończę 9 sezon. A potem poczytam. No i wieczorem napiszę coś w pamiętniku. Następnie przynajmniej połowa sezonu 10 i spać. Plan idealny.
CZYTASZ
Pomiędzy Kartkami
Teen Fiction25 października. Wtorek. - Masz zamiar przesiedzieć tak cały dzień, czy ruszysz dupę i wyjdziesz do ludzi? - powiedział chłopak czekając na mnie drzwiach. - A czy ciebie to w ogóle powinno interesować? Chcę przeleżeć cały dzień, a ty mi odgrzejesz...