Rozdział 6

49 3 0
                                    

Chłodny wiatr, pieścił moje, nagie ciało. Zbudziłam się przykryta grubym, brązowym kocem w konie, którym otulałam się jako małe dziecko, gdy śnieg spadał powoli za oknem. Tym razem nawet on nie zdołał mnie ogrzać. Chwile po mnie, swoje niebieskie oczy, otworzył Liam i obdarował mnie buziakiem w czoło. Chłopak najwidoczniej nie poczuł, że temperatura, która ostatnimi dniami sięgała 30°, radykalnie spadła. Rzadko kiedy, słyszałam, że jest mu zimno. Rozejrzałam się po namiocie, okrywając się szczelnie kocem. Nie zasunęliśmy wejścia, dziwnie czułam się z myślą, że uprawialiśmy seks, teoretycznie na widoku innych.
Wyjęłam z plecaka długie spodnie i szary sweter. Wyszłam z Liamem z namiotu i rozejrzeliśmy się w poszukiwaniu Janis i Deana. Hipisów, których imion nie znałam (chociaż możliwe, że po prostu ich nie pamiętałam) już nie było.
Przeraziłam się, kiedy zauważyłam ludzką nogę, wystającą z krzaków. Wróciło wspomnienie trupa z bunkra. Uderzyło we mnie z ogromną mocą, poczułam jakbym znów się tam znajdowała. Ohydny odór zgnilizny i mnóstwo robaków, zgromadzonych w jednym miejscu. Słyszałam jak ich małe nóżki tupoczą na betonowej podłodze i wchodzą pod skórę martwemu mężczyźnie. Ten dźwięk był nie do zniesienia.  Nie wiem ile miał lat, nie umiałam tego ocenić przez jego zmasakrowaną twarz. To nie było zwykłe morderstwo. Nie mogłam znaleźć jego oczu, nic nie znajdowało się na swoim miejscu.
Zachwiałam się do tyłu i znów poczułam chłodny wiatr na twarzy. Spojrzałam w stronę wystającej kończyny. Podeszłam powoli, szykując się na najgorsze. Przeklinała to miejsce w duszy, od początku wydawało się dziwne. Jezioro, nad które nikt nie przyjeżdża i miasteczko duchów. Znaleźliśmy zwłoki, a mimo to zostaliśmy, zbagatelizowaliśmy nawet, policje, która po prostu nas olała. Mogliśmy się tu nie pojawiać, a teraz, któreś z moich przyjaciół mogło zostać brutalnie zamordowane. Nie wiedziałam nawet czy znajdę tam całe ciało, poprzednie było tak zmasakrowane, może tym razem morderca postanowił pociąć człowieka na kawałki. Zbierało mi się na płacz, a ręce dygotały mi tak mocno, że aż nie wiedziałam co mam z nimi zrobić. Zaschło mi w gardle, nie mogłam wymówić ani jednego słowa, chociaż tak bardzo chciałam zawołać Liama.
Podeszłam do krzaków i delikatnie odsunęłam gałęzie. Spodziewałam się pokrojonego ciała, ale zupełnie nie pomyślałam, że znajdę tam nagiego Deana. Znowu.
-Ej Liam! Nie przeglądaj krzaków, bo Janis ma fajniejsze cycki ode mnie!- Odwrócił się w moją stronę z drugiego końca, a ja odsłoniłam krzaki, aby mógł zobaczyć swojego przyjaciela.
Tak jak myślałam, Janis spała w trawie. Naprawdę nie wiedziałam jakim cudem nie było im zimno. Mnie zbudził lekki podmuch, a oni, z gołymi tyłkami, spali w najlepsze. Rzuciłam na nią koc i potrząsnęłam za ramię. 
Usiadłam z Liamem na brzegu jeziora, śmiejąc się z naszego przyjaciela. Goła Janis, nie była niczym dziwnym, chociaż sama nie wiedziałam dlaczego. Nigdy nie widziałam jej nago, tym bardziej mój chłopak, nie licząc ostatniego wieczora, chociaż nie wiele z niego, kojarzyliśmy. Jednak z niej nie umieliśmy stroić sobie żartów, co innego z Deana. 
-KUUURWA– To był Dean. Tylko w tym jednym wyrazie jego r łamało się przez ł. – skradziono mój plecak!
Dla moich rówieśników, najgorszym co mogłoby ich spotkać w życiu, byłaby kradzież nowiutkiego smartfona. Dla dorosłych, końcem świata jest okradzenie ich z portfela i dokumentów, które przeważnie się w nim znajdują. Dla Deana, zbrodnią nie do wybaczenia, była kradzież jego plecaka z całą zawartością. Nie miał tam tysiąca dolarów, ciężkich narkotyków ani niczego co można sprzedać za duże pieniądze. Znajdowały się tam błahe rzeczy, jak latarka, zapalniczka, nóż i kilka bandaży. Najprawdopodobniej znaleźć można było tam również kanapkę i bluzę. To wszystko należało do Deana, tu chodziło o coś więcej niż wartość pieniężną. Nie umiem tego wytłumaczyć, ale wiedziałam, że to nie poprawi atmosfery, która zrobiła się ciężka już po przebudzeniu. Było zimno, każdy z nas był zmęczony. Mi i Liamowo, było wstyd, Janis pewnie żałowała, że zjarała się na tyle, że nie pamiętała ludzi, którzy od zawsze ją intrygowali. Hipisi w pewien sposób ją inspirowali, była taka szczęśliwa kiedy przyjechali, a teraz ledwo pamiętała jak wyglądali. Nie wiem co robili, kiedy ja z Liamem bawiłam się w najlepsze, ale najwidoczniej zafundowało im to czarną dziurę w głowach. Wiedziałam, że dzisiaj pożegnamy się z tym miejscem na dobre.
Dean wyszedł z namiotu z kwaśną miną i przykucnął obok Liama. Przyjaciel poklepał go pokrzepiająco po plecach. Cały bagaż chłopaka przepadł.
-To pewnie ci hipisi. – Splunął, mówiąc już bez żadnych emocji. Jego twarz się napięła, a niebieskie oczy, które tworzyły niesamowity kontrast z ciemnymi, krótko obciętymi włosami, spojrzały w dal.

O północy w drodze [Zawieszone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz