Rozdział 4

57 3 0
                                    

Obudziły mnie trzy głosy, nucące tą samą piosenkę. Auto wypełniały dźwięki utworu People are strange. Otworzyłam oczy, ale śpiewający przyjaciele i lekkie podskakiwanie auta, sprawiały, że znów chciałam zasnąć. Podniosłam się jednak, dając tym samym znak, że mnie zbudzili.

W tym samym momencie, zamilkli i skupili się na mnie. Wszyscy wyglądali jak bezdomni. Tłuste włosy, brudne ubrania i unoszący się odór potu. Gdy tylko spojrzałam w lusterko, wiszące obok kierowcy, przeraziłam się jeszcze bardziej. Mój wygląd, niewiele różnił się od nich.

W książkach, które czytałam, bohaterzy nigdy nie musieli się myć, zawsze wyglądali nieziemsko. Raz na dwadzieścia rozdziałów zdarzało się autorce opisać kąpiel. W tym momencie zazdrościłam bohaterom opowiadań, ponieważ cały wóz śmierdział mieszanką potów, a my nie mieliśmy, gdzie się umyć.

-Śmierdzimy.

-Słuszna Uwaga, Jade.

-Trzeba się umyć.-Spojrzałam na Janis, bo wiedziałam, że Deanowi jest to obojętne, a Liam, pewnie czuje się przez brak higieny, bardziej męsko.- Do tego, od paru dni śpimy w aucie. Plecy mnie już bolą, powinniśmy w końcu się gdzieś zatrzymać. Ciągle jeździmy uboczami miast, na pewno gdzieś niedaleko jest odpowiednie miejsce. Wiecie, las, może jakieś jeziorko.

-Masz racje, może nawet gdzieś tutaj.-Janis zaczęła wyglądać przez boczne okno, jakby to miało sprawić, że jakieś jezioro pojawi się zaraz blisko nas.

-Nie możemy używać map ani telefonów. Jak chcecie to sprawdzić?

-Zawsze zostają ludzie. Można zapytać w jakimś barze.

W tym samym momencie, w którym wypowiedziałam te słowa, Janis gwałtownie zahamowała. Rozległ się potworny ryk i trzask. Przyjaciółka szybko oddychała i zaczęła trzęść się z przerażenia. Liam i Dean, za to, potraktowali całe zdarzenie, jako zabawę. Szybko wybiegli z auta i zaczęli podziwiać zwierzę, które potrąciliśmy.

Z Janis musiałyśmy dojść do siebie, żeby wyjść z wozu. Powoli stanęłyśmy przed małym jeleniem. Nie jestem pewna czy to, akurat było to zwierzę, ale gdy tylko je zobaczyłam, pobiegłam wymiotować w krzaki. Te czarne, martw oczy, spoglądały, prosto w moją stronę. Nie umiałam zrozumieć, dlaczego chłopcy patrzyli na zwierzę, jak na swoje trofeum. Odniosłam wrażenie, że najchętniej wysmarowaliby się jego krwią i zabrali zwłoki ze sobą.

Za chwile obok mnie pojawiła się Janis z tą samą dolegliwością. Przynajmniej ona miała choć trochę empatii.

Kochałam zwierzęta, nawet myślałam o tym, żeby zostać wegetarianką, jednak ostatecznie stwierdziłam, że to nie dla mnie. Za bardzo lubiłam jeść mięso, a po drugie, doszłam do wniosku, że gdyby nie ja, to zwierzęta zjadłoby coś innego, bo właśnie tak działa łańcuch pokarmowy. Nigdy jednak nie potrafiłam myśleć o śmierci zwierząt, tym bardziej być jej świadkiem i po części sprawcom.

Nie odwróciłam się już w stronę zwierzęcia, ponieważ przerażały mnie jego puste oczy. Miałam wrażenie, że patrzą na mnie, nieważne gdzie bym stanęła. Schowałam się z powrotem do auta, patrząc na zachwycone miny Liama i Deana. Janis wymachiwała rękoma i mówiła, że trzeba zadzwonić po policje. Chłopcy nie chcieli się zgodzić, żartowali nawet, że będziemy mieli kolacje.

Ostatecznie złapali zwierzę za rogi i zdjęli z jezdni. Mieliśmy szczęście, ponieważ jechaliśmy obrzeżami miasta, a mało jaki samochód, wybierał te same drogi co my.

Wszyscy wrócili do auta. Nie pozwoliłam dotknąć się Liamowi, ponieważ na jego rękach było widać ślady krwi. Cały czas walczyłam z odruchami wymiotnymi.

O północy w drodze [Zawieszone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz