Trzy osoby tępo wpatrywały się w poważny wyraz twarzy siedzącego przy biurku lekarza.
Wysoka, elegancko ubrana kobieta położyła dłoń na biodrze swojej córki, przyciągając ją do siebie. Dziewczyna zareagowała na to dość agresywnie i wyrwała się z objęć rodzicielki.
— To nie prawda, pan kłamie!– krzyknęła i wybiegła z pomieszczenia. Podążyła korytarzem prosto do sali w której znajdował się jej brat i nie obchodziło jej to, że zachowała się jak rozwścieczone dziecko.
— Już wszystko załatwiliście? Możemy iść do domu?– odezwał się chłopak gdy tylko zobaczył siostrę stojącą w drzwiach.
Obydwoje byli dość drobnej postury, jednak dziewczyna o dziwo była trochę wyższa od bliźniaka. Obydwoje mieli brunatne włosy, które zależnie od światła, czasem wyglądały bardziej jak ciemny odcień rudego. Oczy rodzeństwa były zielone, jednak ten kolor wpadał lekko w szary. Na ich twarzach po dłuższym przyglądaniu się, dało się zauważyć małe, całkiem urocze piegi.
Chłopak poza nimi, na twarzy siostry zauważył spływające po szczupłych policzkach łzy.
Dość mocno go to zdziwiło. Nie to żeby nigdy nie widział jak jego siostra płacze, dziwnym dla niego był raczej fakt iż nie rozmawiał z nią od około godziny, wiec przecież nie mógł jej nic zrobić.
— Co się stało? – zapytał trochę zbity z tropu i mimo tego że był trochę obolały, podniósł się lekko i usiadł.
— Monty – szybkim krokiem podeszła do łóżka, usiadła obok i przytuliła brata z całej siły, której mimo wszystko nie miała zbyt wiele bo całą jej energię zabrał nadmiar emocji.
Chłopak nie zdążył zadać pytania bo w sali pojawił się też lekarz razem z jego rodzicami.
Jego matka też płakała. Zauważył to przez rozmazany tusz do rzęs.
— Co się dzieje? – odezwał się cicho i objął lekko, moczącą mu łzami sweter siostrę.
Miał nadzieję, że szczęśliwie wróci do domu zaraz po rozmowie rodziców z jego lekarzem, bo pobyt w szpitalu naprawdę go męczył, jednak raczej się na to nie zanosiło.
— Te wszystkie badania...- zaczął niepewnie doktor.– Potwierdziły białaczkę.
Na te słowa, rudowłosa dziewczyna drgnęła w ramionach brata, a on sam tempo wpatrywał się w mężczyznę.
— Białaczkę? – zapytał prawie bezgłośnie a lekarz odpowiedział mu kiwnięciem głowy.
— Mój Boże...– na tylko tyle słów było stać zdezorientowanego chłopaka. To sen? Jakiś bardzo realistyczny koszmar, czy może naprawdę właśnie dowiedział się że ma raka krwi?
— Jest to bardzo wczesne stadium, dlatego...- zwrócił się w stronę jego rodziców.– Jeśli zgodzą się państwo na leczenie, spokojnie będziemy mogli je zacząć za około dwa tygodnie.
Dwa tygodnie? Ma czekać dwa tygodnie? Przecież wtedy mogło być już za późno. Czy na pewno to stadium jest tak niegroźne?
— Proszę się nie martwić, wiem co robię, nic nie zagraża życiu, spokojnie będzie można to wyleczyć...za dwa tygodnie.– powtórzył, jakby wiedział o czym myślał rudowłosy.
Zapadła cisza. Matka chłopaka wciąż łkała w ramię męża, który starał się nie okazywać żadnych emocji. Podobna do wysokiej kobiety, nastolatka, odsunęła się od brata i wytarła mokre policzki pociągając nosem. Nikt nic nie mówił. Nie wiedzieli co mają mówić. Byli w szoku.
Dokładnie tak samo wyglądała ich podróż powrotna do domu. Jedyne co było słychać to radio grające jakąś denną w tej chwili balladę. Ta piosenka dołowała jeszcze bardziej.
Siedzący z przodu dorośli nie wiedzieli co powinni powiedzieć.
Jeśli zmienili by temat, ich, lekko to ujmując, nieobliczalny syn prawdopodobnie oskarżyłby ich o celowe wymijanie poważnych spraw. Z kolei kiedy toczyli by rozmowę na temat choroby syna, niepotrzebnie zdołowaliby jego i siebie.
Dlatego pozostali w tej duszącej ciszy pomiędzy nimi.
Montgomery siedział z głową opartą o szybę i wpatrywał się lekko przymkniętymi oczami w mijające ich budynki, samochody i rodziny na spacerach.
Miał dopiero siedemnaście lat i oczywistym było, że nie rozmyślał zbyt często o swojej śmierci. Marzył raczej o przyszłości. Marzył jakby to było gdyby mógł być z osobą, którą kocha. Marzył o tym jakby wyglądały jego wymarzone studia i wymarzony zawód, ale nigdy nie myślał o czymś tak niekomfortowym jak śmierć.
A teraz?
W tej chwili czuł jakby ktoś przykładał mu nóż do gardła.
Nie można powiedzieć, że się bał. Po prostu nie wiedział co powinien o tym wszystkim myśleć, co prawdopodobnie jest spowodowane tym, iż ta ważna informacja o chorobie, jeszcze nie dotarła do niego w stu procentach.
Nie tylko jemu myśli plątały się w głowie.
Jego siostra, siedząca obok właśnie uświadomiła sobie coś ważnego.
Jeśli jej brat umrze w najbliższym czasie, skończy swój żywot bardzo nieszczęśliwy i nawet nie będzie tego świadom. Była realistką i kiedy wszyscy powtarzaliby w takiej sytuacji "Wszystko będzie dobrze", ona przeanalizowałaby obydwie opcje.
Bardzo ją to bolało, ale była świadoma tego, że jej brat może umrzeć.
I jeśli to miały być jego ostatnie dni, tygodnie czy miesiące, to powinny być najszczęśliwszym czasem w jego życiu.
Chciała o to zadbać
Wiedziała, że jej brat był bardzo wrażliwy i potrafiła się domyślić, że jego marzenia opierają się na niewinnych, całkiem uroczych fantazjach jak u dziewczynek z podstawówki.
Coś jak pierwszy pocałunek, lub randka.
Jeśli umrze już nie długo to te fantazje nigdy się nie ziszczą.
Dlaczego?
Bo on kochał jedną osobę i nie było mowy by się do tej osoby odezwał sam z siebie
Dlatego Cheelsie postanowiła, że jutro spotka się z Evanem Lawsem i prosi go o małą przysługę.
Drobną przysługę.
/ Um...nie wiem czy to się trzyma kupy, ale no.../
CZYTASZ
Mr. Perfect »boy x boy«
Storie d'amoreOkazuje się, że Montgomery jest chory nie tylko z miłości. Nagle obiekt jego westchnień zbliża się do niego i spędza z nim coraz więcej czasu, a wszystko za sprawą bliźniaczej siostry chłopaka. | Opowieść o miłości, chorobie i o stokrotkach | Okład...