N/A: spoiler s7
Była jedna rzecz, o której Sam nigdy nie powie Deanowi. Myślicie pewnie, że to coś wstydliwego, trudnego, albo traumatycznego. Coś, czego troskliwy brat by nie zaakceptował, coś co by go rozczarowało, albo może dostarczyłoby mu materiału do żartów aż do następnej śmierci któregoś z Winchesterów. Minęlibyście się z prawdą. Większość żenujących sytuacji przytrafiła się Samowi w towarzystwie Deana. Wszystkie trudne chwile i godne potępienia uczynki prędzej czy później wychodziły na jaw i Sam od dawna wiedział, że nieważne, jak bardzo zawiedzie brata, ten zawsze pozostanie mu oddany. Tak więc, to nie z tych powodów młodszy Winchester trzymał coś w sekrecie. Prawdziwym wyjaśnieniem było to, że Sam nie chciał dzielić się tym z nikim tylko i wyłącznie dla własnej przyjemności. Odczuwał olbrzymią satysfakcję z tego, że to tylko jego.
Co to takiego? Sny.
Nie koszmary o Klatce, byciu wybrankiem Azazela, nie o zabijaniu Kevina, czy śmierci Deana. Przyjemne sny. Nikomu ich nie opowiadał, nikt nie znał ich treści. Traktował je jak swój mały skarb, jakkolwiek dziecinnie to brzmi. Zdarzały się rzadko, ale gdy przychodziły, budził się w lepszym humorze, pełen nadziei i usatysfakcjonowany. Były jego ostoją, zapewniały mu spokój i dawały radość, której nie odczuwał już dawno.
Sen, który rozpoczął wszystko, pojawił się po wyjściu z psychiatryka. Położył się w swojej sypialni w bunkrze, zmęczony, martwiący się o Casa, choć jednocześnie pełen ulgi, że jego koszmar się skończył. Odczuwał też lęk, że gdy zaśnie, halucynacje powrócą. Tak naprawdę się nie pomylił, ale charakter wizji się zmienił. Obudził się w Klatce, ale ta nie płonęła. Była chłodna i spokojna. Gdy się rozejrzał, dostrzegł pomieszczenie stojące w płomieniach, od którego oddzielała go niewidoczna szyba. Świadomość tego, że to Lucufer go nigdy nie torturował, uderzyła w niego tak nagle, że musiał usiąść na zimnej podłodze.
- Miałeś halucynacje, prawda? - Spokojny głos z głębi Klatki wyrwał go z zamyślenia. Sam uniósł wzrok i zobaczył Lucyfera pod postacią Nicka, siedzącego spokojnie przy ścianie naprzeciw niego. Winchester skinął głową, podejrzliwie marszcząc brwi. Napiął mięśnie, gotów do walki lub ucieczki.
- To też nie jest naprawdę. Ściana runęła, co wrzuciło cię w wir złych wspomnień, ale teraz, gdy trauma zelżała, twój umysł zaczął odtwarzać realia, które stanowiły tło twojego cierpienia. Na przykład to, że to nie ja zadawałem ci ból. - Lucyfer wzruszył od niechcenia ramionami, bawiąc się jakimś patyczkiem.
- To dlaczego widziałem cię w halucynacjach? - zapytał podejrzliwie Sam, rozluźniając się jednak odrobinę. Lucyfer znów wzruszył ramionami.
- Znasz odpowiedź, Samuelu.
I zniknął, a młodszy Winchester obudził się z przyjemnym mrowieniem w dole brzucha. Lucyfer się mylił, Sam nie znał odpowiedzi, ale nie wpłynęło to na to, że Samowi ulżyło. Wierzył w to, co zobaczył we śnie. Wiedział, że to prawda. W końcu Lucyfer obiecał mu, że nigdy go nie skrzywdzi i nigdy go nie okłamie.
Kolejny przyszedł już kolejnej nocy. Tym razem, znajdował się w sypialni, którą kiedyś dzielił z Jess. Na początku przeraził się, że to kolejny koszmar i z przestrachem spojrzał na sufit, który jednak okazał się pusty. Po chwili ogarnęło go uczucie beztroskiego upojenia. W pomieszczeniu nie było nikogo prócz niego. Usiadł na łóżku i rozejrzał się, szukając czegokolwiek odbiegającego od normy. Świadomy sen, drugą noc z rzędu, nie był czymś co zdarzało mu się często. Na szafce nocnej leżała złożona wpół karteczka.
Pamiętasz naszą pierwszą randkę?
Sam zadrżał. Oczywiście, że pamiętał. Lucyfer pod postacią Jess próbował nim manipulować, przynajmniej tak to wtedy postrzegał. Wstał z łóżka, kartka zniknęła, jakby nigdy nie istniała. Uroki snów. Otworzył drzwi pokoju, za którymi znalazł, a co by innego, Klatkę. Znów była chłodna, a płomienie z drugiego pomieszczenia lizały lodowatą szybę. Przy niewidocznej tafli stał Lucyfer, oparty głową i dłońmi o szkło (a może lód?). Wpatrywał się we wnętrze drugiego pokoju, nie spojrzał na Sama nawet na sekundę. Winchester poczuł, że sen przejął kontrolę nad jego działaniem. Mimowolnie podszedł do anioła i położył mu dłoń na ramieniu w pocieszającym geście.