1

57 6 5
                                    

Szedłem przez głupi las próbując omijać korzenie wystające z ziemi. Właśnie: próbując.

- Kurwa - krzyknąłem, upadając kolejny już raz. Miałem dość. Od dwóch dni chodzę po tym lesie głodny, obolały i bez chęci do życia. - Jebany las. Jebane drzewa. Jebane korzenie jebanych drzew. Życie ssie. Po chuj żyje? Zostanę tu i poczekam na śmierć. Wali mnie to wszy...

- Hej. - Spojrzałem zaskoczony w górę i szybko odskoczyłem od chłopaka wystawiającego rękę w moją stronę. To śmieszne, chce umrzeć a boje się ludzi. -  Nic ci nie zrobię. Nie musisz się mnie bać.

Widząc jego rozczulający uśmiech chyba mu uwierzyłem. Złapałem za jego dłoń i z jego pomocą wstałem.

- Luke jestem - przedstawił się kiedy już stałem o własnych siłach. Nie było to łatwe, ale mi się udało. Z automatu oplotłem swój ogonek wokół brzucha.

- Michael - mruknąłem, patrząc się na moje palce.

- Więc Mike, nie masz chyba najlepszej sytuacji finansowej, bo twoje ubrania nie są w najlepszym stanie - powiedział z taką lekkością, jakby codziennie miał z tym do czynienia. A może ma? W każdym bądź razie pokręciłem głową nadal nie patrząc na chłopaka. - Uciekłeś z domu? - spytał, podnosząc moją głowę.

- N-nie. Znaczy mo-można tak to nazwać... - Zagryzłem wargę, by przypadkiem nie zacząć szlochać.

- Okej... Może prześpisz się u mnie i jutro porozmawiamy? - spytał, uśmiechając się i ukazując przy tym dołeczki w policzkach. Przyjrzałem mu się uważniej. Jego błękitnym jak ocean oczom, trochę przydługim, blond włosom, mocno zarysowanej szczęce, ustom i czarnemu kolczykowi w dolnej wardze. Był przystojny. Nawet bardzo... - To jak? -Na jego słowa powróciłem do jego oczu, które się wpatrywały w moje.

- Nie chce robić kłopotu. Nie potrzebuje litości. - On tylko zmarszczył brwi, ale zaraz się uśmiechnął i odwrócił na pięcie.

Wiedziałem, że tak będzie.

- Nie mam pokoju gościnnego, ale kanapa jest całkiem wygodna. - powiedział przez co spojrzałem na niego zbity z tropu i zaprzestałem siadania na ziemi. - No chodź. - Odwrócił się, znowu i przywołał mnie ręką, nadal szczerząc się jak debil.

Posłusznie do niego podszedłem, a kiedy nie patrzył schowałem ogonek pod sweter. Nie lubiłem się odnosić z moją odmiennością. Nie chciałem tego, to było dla mnie jak przekleństwo. Chciałem być normalny, nie musieć dodatkowo dbać o ogonek czy uważać na uszka podczas kąpieli. Jedyne co było czasem przydatne to lepszy wzrok w ciemności i pazury.

Resztę drogi spędziliśmy w ciszy. Byłem zamknięty w swoim własnym świecie, nie powiem, że to dobrze bo czasami zbytnie myślenie mogło u mnie spowodować tak chujowe samopoczucie... Tym bardziej podsycane bolesnymi wspomnieniami z ostatniego czasu.

- Wchodzisz? - Spojrzałem na blondyna podtrzymującego drzwi. Szybko wślizgnąłem się do środka i ściągnąłem moje zniszczone, czarne trampki, które jakimś cudem udało mi się zabrać, po czym spojrzałem na wyższego.

- Ja-jakby co, to mogę spać na podłodze - mruknąłem znów spuszczając wzrok na moje palce.

- Żartujesz sobie? - Usłyszałem jak szybko się odwraca i podchodzi do mnie. - Spójrz na mnie. - Podniosłem głowę, ale nie odważyłem się spojrzeć na jego twarz.

Nie powinieneś i doskonale o tym wiesz. Nieważne jak doskonała jest jego twarz. Nie możesz.

- Ech - westchnął, chuchając przy tym ciepłym powietrzem w moją twarz. Jego oddech tak pięknie pachniał miętą... - Nie będziesz spał na ziemi, przecież nie jesteś jakimś zwierzęciem - stwierdził idąc, jak myślę, do salonu. Westchnąłem głośno i ruszyłem za nim. Zatrzymaliśmy się dopiero przy jakiś drzwiach. - Tu jest łazienka - wytłumaczył widząc mój pytający wzrok. - Weź prysznic, bo nie oszukujmy się, śmierdzisz.

- Prze-przepraszam, ale... - Przerwał mi kręcąc głową i otwierając drzwi. Nim się obejrzałem wepchnął mnie tam i sam wszedł.

- Tu masz ręczniki. Prysznic nie jest wielką filozofią. Zaraz przyniosę ci jakieś ciuchy. - Jeden wdech mu wystarczył, żeby to wszystko powiedzieć, a po tym wyszedł. Po chwili rzeczywiście przyszedł, ale nie wszedł do środka a jedynie zostawił ubrania przed drzwiami.

Kiedy miałem pewność, że odszedł wziąłem, jak się okazało, gigantyczną koszulkę i czarne bokserski, które na mnie oczywiście były za duże.

Po jakiś piętnastu minutach, w końcu czysty, położyłem się na kanapie. Nie była szczytem marzeń, ale nareszcie było mi ciepło i żadne patyki się nie wbijały w plecy. Ani nie była to podłoga...

~~~~~~~~x~~~~~~~~

Heeej 

Będę się starała wstawiać przynajmniej jeden rozdział na tydzień idk jak mi to wyjdzie ale no...

Opinie (krytyka) zawsze mile widziane więc zapraszam do komentarzy ;) 

Jak wam minął tydzień, bo mi chujowo...?

Hej kocurze •MUKE•Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz