6

60 5 4
                                    

Po paru dniach postanowiłem w końcu się gdzieś ruszyć. Nie tylko dlatego, że moje zapasy się skończyły, ale też dlatego, że miałem dość myślenia. A myślenie u mnie zazwyczaj się źle kończy. Tak też było i teraz.

Wstałem, wziąłem wszystkie śmieci jakie jakie tu leżały i wyszedłem z mojego bezpiecznego miejsca. W jednej chwili poczułem się zagrożony. Jakby ktoś miał mnie zaraz zadźgać.

Wręcz pobiegłem do sklepu pana Sancheza. Nie biegałem od dłuższego czasu, więc na miejscu miałem wykurwistą zadyszkę. Przystanąłem gdzieś obok, pochyliłem się do przodu, oparłem dłonie na kolanach i próbowałem unormować swój oddech. Złapałem się za głowę, bo świat mi lekko zawirował. Walczyłem o równowagę dość długą chwilę. Przynajmniej jak na mnie. Niestety zakończyła się ona wygraną dla kochającego mnie losu i grawitacji.

Poczułem jak upadam, zamknąłem oczy i czekałem na ból tyłka. I jakie było moje zdziwienie, kiedy nie pojawił się żaden książę z bajki żeby mnie uratować. Jęknąłem cicho i rozmasowałem bolące pośladki.

- Jaka ciota. Nie potrafi stać nawet - powiedział ktoś szydząc ze mnie. Nie powiem, zabolało. - I co? Będziesz tak tu siedział?

- Może byś pomógł, a nie się tylko wyśmiewasz? - Spojrzałem w gore słysząc dziwnie znajomy głos. Jak się okazało moje przypuszczenia były słuszne i mój spóźniony książę przybył. Luke spojrzał na mnie i sądząc po jego minie był mocno zdziwiony tym kogo zobaczył. No cóż, jak to mówią - przeznaczenie.

- Koleś wyluzuj - ponownie się zaśmiał i popatrzył na mnie pogardliwie. Stwierdziłem jedynie że jest łysy i ma dresy zanim odwróciłem wzrok. - To tylko głupia hybryda. Nic nie warte ścierwo. - Splunął na mnie, przez co się skuliłem.

- Nie wkurwiaj mnie, bo jak ci przypierdole to zamienisz się w hybrydę człowieka z siniakiem - blondyn warknął na dresa, który podniósł ręce w obronnym geście i wszedł do sklepu.

-Dzię-dziękuje - mruknąłem cicho nie patrząc na chłopaka nade mną.

- Spoko. - Zauważyłem, że rozluźnia dłonie, które mu już zbielały od zaciskania ich. Po chwili wahania podał mi jedną i pomógł wstać.

Lekko się zachwiałem, ale chwilę ustałem sam na nogach. Szkoda, że tylko chwilę, a potem musiał mnie łapać. Poczułem jak na moje policzki wstępują rumieńce, a ręce zaczynają się lekko trząść z zażenowania. Do pieca dowalił mój brzuch, wręcz krzycząc o jakieś jedzenie.

- Um... - Luke spojrzał na mnie dość dziwnie, jakby się mnie lekko brzydził, ale jednocześnie się zastanawiał co powiedzieć, albo zrobić. - Dobrze się czujesz? - spytał w końcu wciąż mnie trzymając.

Pokręciłem słabo głową na nie. Nie mogłem skłamać, bo jakby mnie pościł to bym znów leżał na ziemi. Nie patrzałem na niego, było mi tak cholernie wstyd, że tu w ogóle jest i musi na mnie patrzeć.

- Kiedy ostatnio coś zjadłeś - mogłem w jego głosie wyłapać nutkę zmartwienia, albo już mój mózg zbyt mocno potrzebuje poczucia, że kogoś obchodze.

- Wczoraj - powiedziałem pod nosem.

- Co? - nie wiedziałem o co mu chodzi więc na niego spojrzałem i zmarszczyłem brwi. Nasz kontakt wzrokowy nie trwał długo, bo przypomniałem sobie, że nie mogę. - Co jadłeś? - powtórzył podnosząc do góry mój podbródek.

- Bułkę - mruknąłem jeszcze ciszej niż poprzednio. Starałem się na niego nie patrzeć, bo był zdecydowanie zbyt blisko. Jego oddech już i tak zbyt mocno mnie rozpraszał.

- Tylko? - Kiwnąłem głową na tak. - To nie jest okey. - Zamknąłem oczy. Nie wiedziałem dokładnie czemu, ale poczułem, że to złe i on mnie za to uderzy. Ukarze. - Może lepiej jakbyś jednak wrócił do domu?

Otwarłem oczy i spojrzałem na niego. Nie chciał mi nic zrobić, a jedynie pomóc.

Ale wrócenie tam jest skrajnie niebezpieczne. Nie chce ci pomóc, tylko zaszkodzić.

- Nie! Nie. Nie. Nie - mówiłem cały czas odsuwając się od niego. Nie przejąłem się nawet tym, że upadłem. - Nie mogę! Rozumiesz?! Nie mogę! - lamentowałem nie zwracając uwagi na nic. Powtarzałem to jak mantrę. W kółko i w kółko.

- Hej, już spokojnie. - Kucnął prze de mną i dotknął mojego kolana. Spojrzałem na niego niepewnie zamykając się przy tym. - Pójdziemy do mnie. Zjesz coś i może poczujesz się lepiej, a potem się zastanowimy co z tobą zrobimy. Zgoda? - Kiwnąłem lekko głową na co się uśmiechnął. Znowu pomógł mi wstać, wziął swoje zakupy,których wcześniej nie widziałem i razem ze mną skierował się do swojego domu.

Całą drogę mnie praktycznie niósł, a do tego te siatki. Nie chciałem go przemęczać, ale nie miałem nawet siły myśleć. Chciałem zamknąć oczy i poczuć się w końcu lekki. Miałem gdzieś czy potem je otworze, czy nie. Z początku tylko je przymrużyłem. Potem było coraz gorzej. Głowa ni spadała w dół, oczy zamykałem coraz częściej i na coraz dłużej. Walczyłem chwilę, a potem po raz kolejny była bloga ciemność.

~~~~~~~~~~~~

do pisania tego zachęciła mnie jedna osóbka więc dziękuje jej. nadal nie jestem przekonana do tego opowiadania no ale oke

jak wam się podoba?

Hej kocurze •MUKE•Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz