Pajączki i depresje

1.9K 182 20
                                    

Wade

- Baby boy...- powiedziałem z przerażeniem. Już kto jak kto, ale Spidey nie miał nigdy ani prób samobójczych ani nic. Albo po prostu tego nie wiedziałem. Nadal znaliśmy się na bardzo ograniczonym wycinku naszych tożsamości, zainteresowań itd. Jednak teraz nie mogłem pojąć o ci mu chodzi. Nawet jeśli to miał być kiepski żart, to Pajączek niezbytnio wyglądał na osobnika z poczuciem humoru- Co jest?- zapytałem zupełnie nie rozumiejąc jego słów.

Peter

Załamałem się przy określeniu na mnie. Barwę głosu miał wypełnioną czułością, niemożliwym dla mnie do opisania niepokojem. Mu naprawdę na mnie zależało. W takich sprawach, napotykałem komplikacje z okazaniem wdzięczności.
Radowałem się minimalnie z  faktu posiadania maski. Dzięki niej nadal byłem niewidoczny, nieznany. Deadpool mógł sobie oszczędzić oglądania zaczerwienionych oczu.
- Jestem zmęczony tym wszystkim - odparłem krótko nie zdradzając niczego więcej.

Wade

Aha, czyli pajączkowanie też może wykończyć człowieka. Z resztą chyba każdy na jego miejscu po czterech latach latania za darmo w rajstopkach dostałby jakiegoś kryzysu, czy załamania. - Rozumiem- powiedziałem ze szczerym zrozumieniem. Wyciągnąłem rękę w jego stronę i złączyłem nasze dłonie splatając palce razem. Najwyżej dostane w pysk. - Jesteś silny i dasz radę. Wiem to- powiedziałem z całym przekonaniem.

Peter

Przyswajałem informację odnośnie tego, że Deadpool mnie wspierał. Tonem bez skazy podnosił na duchu. Nie wiedziałem czy ma świadomość o źródle moich zmartwień. Wolałem nie odpowiadać na takowe pytania. Też pewnie doradziłby Mi, abym korzystał z życia. Ale... on to już przeszedł. Kiedyś. Pięć lat temu. Opowiadał Mi szczegółowo i wyraźnie.
- Dziękuję - szepnąłem łagodnie. Nie fuknąłem, ani nie odtrąciłem dłoni przyjaciela. Zależało Mi na tym dotyku.
Przedstawiłem sobie w myślach wszystkie za i przeciw odnośnie zapytania o samopoczucie po odejściu jego ukochanej. Zrezygnowałem. Lepiej nie rozdrapywać starych ran.
- Czuję jakbym rozlatywał się na tysiące kawałeczków. Ja już jestem nikim.

Wade

- Przyjmujemy różne maski, zmieniamy jedną gębę na inną. Można uciec od wszystkiego, ale nie od samego siebie- odpowiedziałem po zastanowieniu. Ten cytat pamiętałem jeszcze ze szkoły. Kiedy to było... - Więc nie uciekniesz od bycia wspaniałym człowiekiem, który nigdy nie straci wiary. Cokolwiek by się nie działo, musisz dobie powtarzać, że jutro będzie lepiej.

Peter

Przytaknąłem nieznacznie. Rozrywano mnie pomiędzy dwoma osobowościami. Zawsze musiałem wykonywać wszelkie obowiązki, zadania. Starałem się osiągnąć perfekcyjność, aczkolwiek znajdowałem się zaledwie na początku drogi do celu. Czasem nie byłem w stanie uratować każdego. Media mnie oczerniały podając za największego kryminalistę. Ludzie chwalili i dziękowali za ocalenie drogocennego życia.
Czułem się najgorszy w relacjach międzyludzkich. Nigdy nie byłem otoczony przez ludzi. Od kilku lat, oprócz Cioci towarzyszył Mi jedynie Harry, lecz on zgłaszał się wyłącznie w sprawie lekcji. Byłem sam nie znając powodu. Może miałem odtrącający charakter, może nie potrafiłem zwyczajnie porozmawiać. Jednakże jak już pojawiła się odpowiednia osoba, której w nieumiejętny sposób okazywałem uczucie, w końcu ją zawodziłem. To moja wina, że Wade odszedł.
Prychnąłem cicho.
- Nie jestem wspaniałym człowiekiem. I nigdy nim nie będę. Dla siebie, a tym bardziej kogoś innego - odparłem. Wolałem zmienić natychmiastowo owy temat, żeby uniknąć kompromitacji w postaci łez.

Wade

- Oczywiście, że jesteś- z kolei teraz ja prychnąłem. Serio on nie widział czego dokonywał? Te wszystkie uratowane ludzkie isnienia, wszystko co robił dla świata i ludzkości- Jakoś nie znam zbyt wielu osób, którzy się tak poświęcają jak ty. Trzeba być zdrowo popieprzonym, albo cholernie odważnym i walecznym, jak ty. Chociaż popieprzony też troszku jesteś.

C'mon Baby Boy  |spideypool|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz