Rozdział 5

46 3 2
                                    

Tępe pulsowanie twarzy przeszkadzało mi w myśleniu i analizowaniu. Wszystkie umysłowe sprawy spadły na barki Toma. Obolała i zła pofatygowałam się do zleceniodawcy po szczegóły sprawy. Tom w tym czasie poszedł na spacer po okolicy. Mnie czeka niesamowita historia, a on se spacerki urządza, pomyślałam lekko zirytowana. Zapukałam do drzwi głównej izby. Po chwili otworzyła mi młoda służąca, która poprzedniego dnia wskazała nam wynajęty pokój. Sprawiała wrażenie niezadowolonej naszym przybyciem tutaj. Zaraz za nią stał mężczyzna, którego szukałam. Skinęłam mu głową, a on zaprosił mnie gestem do domu. Usiedliśmy przy stole i zaczął opowiadać. Zapowiada się długa historia...

Tom Ward
Musiałem pomyśleć nad jej słowami. Wczorajsza noc była trudna. Za dużo powiedziane i jeszcze więcej przemilczanych sekretów. Ta kobieta...ten anioł...ma tak samo dużo tajemnic. Kopnąłem w drzewo zły na wszystko. Na Alice, na mistrza, na nią, na Złego, na siebie. Czemu ocalenie całego świata jest na moich barkach? Usiadłem w cieniu drzewa, przytłoczony tym wszystkim. Nie wiem kiedy, zasnąłem.

3 godziny później
Obudziło mnie potrząsanie, wręcz szarpanie. Otworzyłem oczy i zamarłem. Moja nauczycielka cała we krwi coś do mnie mówiła. Nagle poczułem uderzenie i pieczenie na policzku. Dała mi z liścia.
-Tom! Ty imbecylu! Musimy uciekać! Natychmiast!- szarpnęła mną do góry i posadziła na Drago. Szybko złapałem lejce i pędem ruszyłem. Koń był szybki, ale jedno mnie zaniepokoiło. Czemu to stworzenie jest gorące i zaczyna dymić?! Przerażony zacząłem wykręcać się na siodle i chciałem poinformować Lunę o dziwnych umiejętnościach jej konia. Znalazłem ją wzrokiem i zdębiałem.
-Jedziesz na kelpi?!- podjechała pod Drago i złapała go za uzdę. Wjechaliśmy w las. Powoli zatrzymała oba stworzenia i zsiadła z siodła. Jak oparzony zeskoczyłem z tego czegoś i pognałem w głąb puszczy. Oby dalej od niej i jej potworów.

Luna Nightmare
Od 15 minut próbuje znaleźć tego dzieciaka. Sytuacja zmusiła mnie do ukazania prawdziwego oblicza moich podopiecznych. Zgraja czarownic, które zastawiły na nas pułapkę były potężne. Drago ucierpiał, a jest jednym z potężniejszych stworów. Skręciłam powoli do miejsca, gdzie przywiazałam konie. Jeśli się nie znajdzie, trudno. Moja tajemnica będzie bezpieczna. Gdy wychodziłam zza drzew, moje serce stanęło. Naprzeciw Drago i Luki stał Tom z mieczem gotowym do zadania ciosu. Wbiegłam między nich. Chłopak nie patrzył na mnie. Ale na moich przyjaciół.
-Tom, proszę, porozmawiajmy. Wytłumaczę ci to wszystko. Proszę, odłóż to. Błagam...- padłam na kolana we łzach. Nie pozwolę skrzywdzić nikogo z mojej osobliwej rodziny. Sama zostałam porzucona. Błąkając się po świecie zostałam przygarnięta przez flury(media). Spokojne i neutralnie nastawione do ludzi. Pokochałam je. Przysięgłam wtedy chronić te niesamowite stworzenia, nawet jeśli ludzie tego nie zaakceptują będę je chronić nawet za cenę własnego życia. Może właśnie dzisiaj przyjdzie mi wypełnić moją przysięgę.
-Przestań! Nie próbuj mnie powstrzymać! Te stwory trzeba zabić! Dlatego zostałaś stracharzem! Żeby je zabijać i chronić mieszkańców Hrabstwa!- podszedł o krok bliżej i uniósł wyżej klingę. Stal lśniła złowrogo w świetle słońca. Cisza wokół nas była nieznośna. Atmosfera napięta jak cięciwa gotowa do wypuszczenia strzały. Jeden ruch, jeden gest, jedno słowo za dużo może wypuścić tą strzałę. Prosto we mnie, konie lub niego. Staliśmy. Czas nie miał znaczenia. Czułam każdy mięsień, każdy skrawek mojego ciała krzyczał z wysiłku. Wtedy się ruszyłam. Wypuściłam strzałę prosto w przyjaciół. Klinga opadała powoli, centymetr po centymetrze. Śmierć już wyciągała rękę po mnie. Już widziałam światło. Gdy ciszę rozdarł brzdęk stali o stal. Nad moją głową, oparta o drzewo i miecz stała Grimalkin. Wiedźma zabójczyni. Wtedy nastała ciemność.

Tom Ward
Patrzyłem jak dziewczyna powoli osuwa się po pniu nieprzytomna. Mój wzrok był pusty. Dopiero po chwili ocknąłem się z otępienia. Grimalkin patrzyła na mnie z pogardą. Podeszła do Luny i delikatnie podniosła, po czym położyła przy ognisku. Kiedy je rozpaliła? Nie wiem.
- Jeśli chcesz tam stać, radzę odsunąć się od zwierząt. Prawie zabiłeś ich matkę i przywódczynie. A to piekielnie mądre stworzenia.- spojrzałem na konie. Każde patrzyło mi w oczy. Co w nich widziałem? Moją śmierć. Zrobiłem dwa kroki do tyłu i usiadłem naprzeciw wiedźmy. Właśnie robiła króliki. Najlepsze robiła Alice. Patrzyłem tępym wzrokiem na ogień. Czemu chciałem zadać cios? Może dlatego, że była podobna do mnie. Miała swoje tajemnice. Tylko ja chciałem ratować ludzkość, a ona ma armię demonów na usługach. I znowu jestem w kropce. Znowu chce ją zabić.

Luna Nightmare
Obudziłam się przy ognisku. Przyjemne ciepło grało moją zamarzniętą skórę. Nagle przysłonił mnie cień. Grimalkin pochylała się nade mną z kubkiem wody i szmatką. No tak, jestem cała we krwi. Ciekawie to musi wyglądać. Skinęłam głową na znak podziękowania i usiadłam. Zaczęłam scierać z siebie posokę.
- Wiesz, że musisz z nim porozmawiać? Wytłumaczyć. Chciałabym też prosić o pomoc w walce ze Złym. Jak wiesz posiadam worek z Jego głową. Jeśli wpadnie w ręce naszych wrogów, rozpęta się piekło.
- Gdzie konie? Muszę opatrzeć Drago.- chciałam wstać, ale powstrzymała mnie ręka wiedźmy. Spojrzałam na nią zła. Ona tylko pokręciła głową i wskazała moją nogę. Była zabandażowana. Czyli ten rwący ból był spowodowany raną nogi.
- Opatrzyłam i rozsiodłałam twoje stwory. Nic im nie będzie. Gorzej z tobą. Rana wygląda dość poważnie. Nie wiem czy będziesz w stanie chodzić.- zatkało mnie. Jeśli nie będę w stanie chodzić, nie będę też w stanie jeździć. Schodzenie do piwnicy będzie niewykonalne, a jakoś muszę karmić zwierzęta. A może to czas na pożegnanie? Może trzeba je będzie wypuścić? Łzy zaczęły wyznaczać drogę po moich policzkach. Płakałam jak żołnierz, bez dźwięku. Moje życie legło w gruzach. Przez jedną decyzję, głupie wiedźmy i ucznia stracharza. Czarownica delikatnie objęła mnie ramieniem i zaczęła kołysać się. W rytm jej ruchów znowu zaczęłam odpływać w sen. Tylko jedno mnie martwiło. Od obudzenia nigdzie nie widziałam Toma. Usłyszałam jeszcze jak moje konie, moja rodzina, podchodzą do mnie i kładą się obok, otaczając mnie w bezpiecznym kręgu. Po chwili zasnęłam.

Tom Ward
Siedziałem pod drzewem i patrzyłem na płaczącego anioła. Nie słyszałem słów. Te łzy były zagadką, której nie chciałem rozwiązywać. Później stwory utworzyły krąg wokół niej i zasnęły. Grimalkin wstała i podeszła do mnie.
- Uratowała ci życie, narażając się na poważną ranę nogi. Może już nie chodzić, a ty chciałeś zabić jej rodzinę. Jak się obudzi masz z nią porozmawiać.- odeszła nie zaszczycając mnie spojrzeniem. Patrzyłem na anioła, któremu obcięto skrzydła.

########
Wróciłam! Żyje i przepraszam za długą nieobecność. Sprawy prywatne, ale też natłok szkoły dały mi się we znaki. Ale powracam z 1017 słowami.
Jak potoczą się losy Toma i Luny? Zgadujcie. Z chęcią z kimś pogadam.
Do zobaczenia
Bookowapanienka

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Oct 11, 2017 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Stracharka wśród stracharzy.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz