2) Nowe ciepło

947 70 12
                                    

-Wybieram tego.

Otworzyłem szeroko oczy ze zdziwienia wymieszanego z rosnącym we mnie przerażeniem. Przede mną stał generał we własnej osobie. Kiedy uświadomiłem sobie co powiedział, natychmiast oderwałem wzrok od jego nieziemsko pięknej twarzy. Nawet parę bursztynów zignorowało wcześniejszy rozkaz i odwróciło się w naszą stronę.

-Ale... Ja nie...

Starałem się zrobić cokolwiek, lecz nie byłem w stanie wyartykułować żadnej logicznej odpowiedzi. Zacząłem powoli odsuwać się od obsydianu, lecz ten chwycił mnie za ramię i postawił na równe nogi, samemu się przy tym prostując. Równie dobrze mógł podnosić z ziemi piórko.

Stałbym tak niczym słup jeszcze przez długi czas, gdyby nie położył dłoni na dolnej części moich pleców i nie poprowadził przez rzędy innych bursztynów. Prosto do reszty wojowników. Wszyscy wodzili wzrokiem to między mną, a generałem, lecz nikt nie odważył się chociażby głośniej odetchnąć. Klejnot, który wcześniej pokłonił się obsydianowi, ponowił ten gest, po czym wskazał drugą parę drzwi, znajdującą się dokładnie na przeciwko poprzednich.

Generał nie zawracając sobie głowy chociażby skinieniem głowy, bez słowa skierował się ku wyjściu. Znów poczułem dotyk na plecach, przez co machinalnie ruszyłem we wskazanym kierunku. Wciąż nie otrząsnąłem się z szoku, a w mojej głowie panował totalny chaos.

Dopiero dźwięk zamykanych się za nami drzwi wyrwał mnie z otępienia. Osunąłem się na kolana, mój oddech przyśpieszył i czułem, że do oczu napływają mi łzy. Powoli zaczynało brakować mi powietrza. Pomieszczenie zdawało się coraz mniejsze. Zacząłem się trząść.

Poczułem jak otacza mnie obce ciepło, a po chwili unosiłem się w powietrzu. Zamrugałem parokrotnie, by w końcu stwierdzić, że jestem niesiony przez obsydian. Na ramionach miałem jego marynarkę, w której wręcz tonąłem.

-Za chwilę przez te drzwi wyjdzie kolejna para. Chyba nie chcesz by ktokolwiek inny zobaczył cię w tym stanie?

Wciąż był poważny, a na jego twarzy nie malowały się żadne emocje. Jednak w jego głosie nie wyczytałem gniewu, czy rozczarowania. Byłem mu za to ogromnie wdzięczny. Nie wiedziałem dlaczego mnie wybrał, ale wkrótce zapewne tego pożałuje i odeśle z kwitkiem.

Starałem się zapamiętać drogę. Zgodnie z tym co nam mówiono na szkoleniu, na samym początku zostaniemy odstawieni do naszych nowych kwater. Po trzech dniach, podczas których obsydiany będą mogli testować nasze umiejętności przechowywania energii, ponownie stawimy się na sali przydziału, by przypieczętować więź z wojownikiem. Do tego czasu obsydian może zrezygnować z wybranego bursztynu.

Rozkład całego poziomu znałem na pamięć. Był to jeden z obowiązków bursztynów. Jednak coś mi się nie zgadzało. Kwatery wybranych znajdowały się we wschodniej części parteru. Rozumiałem jeszcze, że wojownik odprowadza mnie osobiście ze względu na mój stan, jednak niepokoił mnie fakt, że wchodziliśmy coraz wyżej.

W końcu skręciliśmy w jeden z korytarzy na drugim piętrze. Na całej jego długości znajdowały się jedynie trzy pary rozsuwanych drzwi. Stanęliśmy przed ostatnimi. System zeskanował klejnot na czole obsydianu, na co pomieszczenie stanęło otworem.

Domyśliłem się już, że znajdujemy się w części dostępnej jedynie dla wojowników, lecz spodziewałem się zobaczyć lecznicę, a tymczasem po chwili wkroczyliśmy do bogato wystrojonego pokoju. Pomieszczenie miało kształt prostokąta. Po prawej stało ogromne łoże z baldachimem. Dla obsydianu było pewnie po prostu duże, lecz dla mnie było wielkości mojej poprzedniej sypialni. Po przeciwnej stronie pokoju znajdowały się kolejne drzwi, zapewne prowadzące do prywatnej zbrojowni połączonej z garderobą. Za posłaniem stał, szeroki na dwa metry parawan.

Zostałem postawiony na ziemi. Nogi lekko mi zadrżały, lecz udało mi się ustać.

-To...? -Zacząłem niepewnie.

-Moje prywatne kwatery. -Dokończył za mnie.

Nim zdążyłem ponownie się odezwać, chwycił moją prawą rękę. Musiał się schylić, by dokładnie przyjrzeć się mojemu klejnotowi, umiejscowionemu na wierzchu dłoni. Kiedy tak stałem obok niego uświadomiłem sobie jak duża różnica wzrostu nas dzieli. Jak mówiłem, nawet na bursztyn jestem dość drobny. Lecz nawet przy typowym dla mojego rodzaju wzroście wciąż byłbym malutki w porównaniu z wojownikiem. Kiedy obaj staliśmy wyprostowani, nie sięgałem mu nawet do ramienia. Teraz kiedy nie miał na sobie marynarki, mogłem dostrzec zarysowane pod materiałem koszuli mięśnie.

Kiedy tylko zdałem sobie sprawę z tego, o czym myślę, oblałem się rumieńcem i odwróciłem wzrok. Obsydian nawet jeśli to zauważył, nie dał tego po sobie poznać. Jeszcze przez chwilę przyglądał się mojemu klejnotowi, po czym pociągnął mnie z powrotem do drzwi. Czyżby już nadszedł ten moment, gdy wyrzuca mnie za próg i każe nie wracać? Znów zacząłem panikować.

Jednak Obsydian nie otworzył drzwi, a jedynie podszedł do urządzenia z nimi połączonego. Puścił mnie i zaczął wstukiwać jakieś dane do systemu. Nie wiedząc co robić, stałem po prostu w miejscu i czekałem na dalszy rozwój wydarzeń.

Po chwili ponownie chwycił moją dłoń i przystawił ją do komputera. Odruchowo zacząłem się wyrywać, lecz generał zdawał się nawet nie zauważać moich wysiłków. Urządzenie zeskanowało mój kryształ, tak jak wcześniej ten Obsydianu.

-Wychodzę.

I tyle go widziałem. Zostałem całkowicie sam. Ponownie rozejrzałem się po pokoju. Tak jak wcześniej zauważyłem nie było żadnych kamer. Obsydiany mieli prawo do całkowitej prywatności. Niepewnie podszedłem do drzwi. Urządzenie samo namierzyło mój kryształ, po czym korytarz stanął przede mną otworem. Mogłem opuszczać to miejsce i do niego wracać, kiedy chciałem.

Dlaczego to dla mnie robił? Dlaczego jeden z najpotężniejszych wojowników armii wybrał na swój bursztyn taką ofiarę jak ja? Takiego wyrzutka, który zamiast godnie reprezentować swoich, skulił się ze strachu starając się uniknąć obowiązku.

Przeszedłem się po pokoju. Okazało się, że za kolorowym parawanem znajduje się prawie równie olbrzymich rozmiarów wanna. Prawie całą powierzchnię podłogi zdobił miękki, biały dywan. Ściany również były przyozdobione licznymi materiałami, o podobnej kolorystyce co baldachim łoża. Mimo tak licznych dekoracji, sypialnia pozostawała męska. Było widać, że zamieszkuje ją żołnierz.

Te słowa potwierdziło drugie pomieszczenie. Prawą ścianę zajmowały liczne wieszaki z mundurami, strojami codziennymi, nocnymi, ubiorem do ćwiczeń, a nawet znalazło się parę elementów zbroi. Po drugiej zaś stronie wisiała dokładnie naostrzona i wypolerowana broń. Sam jej widok budził lęk, a co dopiero ujrzenie jej w akcji. Było tu wszystko, od miecza i tarczy, przez sztylety po łuk i kusze. Obsydiany do ćwiczeń używają jedynie zwykłej broni. Te ze swoich klejnotów, wolno aktywować na polu bitwy, lub podczas ataku na, czy obrony naszego domu. Zresztą wymagane jest, by każdy Obsydian potrafił perfekcyjnie posługiwać się każdym orężem.

Będąc wyczerpanym minionym dniem, nie myśląc czy mi wolno, czy nie, ułożyłem się we wspaniale miękkiej pościeli. Niemal od razu zasnąłem, nie zważając na to, że wciąż byłem w prostym w porównaniu z tym generała, mundurze. Nim złożył mnie sen rozmyślałem jaki to był widok, kiedy Obsydian niósł mnie korytarzami.

Ogromny i potężny wojownik, o czarnych niczym kosmos włosach, szarawej skórze i w czarnym eleganckim mundurze, niosący drobny, delikatny bursztyn, o złotych lokach, złotawej skórze z ledwo widocznymi piegami w prostym, białym mundurze, zawinięty w ogromną marynarkę.

Na tę myśl, resztkami sił sięgnąłem po część garderoby leżącą niedaleko mnie. Przyciągnąłem ją do siebie i dodatkowo się nią okryłem. Od razu zrobiło mi się o wiele cieplej.

Inne klejnoty (LGBT+)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz