8) Nic więcej nie ma znaczenia

592 56 5
                                    

Wtedy nim jeszcze jego ciało opadło na ziemię dwóch obsydianów, którzy trzymali moje prawe ramię leżeli na ziemi. Nikt nie zdążył zareagować, kirdy wyciąłem ze swojego klejnotu włócznię. Cała wyglądała jakby była wykonana ze srebra i lśniła niczym sam księżyc. Uchwyt idealnie wpasowywał się w moją dłoń. Była idealnie wyważona mimo, iż samo ostrze stanowiło długość przeciętnego miecza.

Nim ktokolwiek zdążył coś zrobić, ja już płynąłem w powietrzu, a kolejnych trzech obsydianów stojących po mojej lewej dorobiło się dodatkowego otworu na oddychanie w szyjach. W momencie kiedy wyrywałem ostrze, ich gardła się rozrywały, a krew plamiła marmurową posadzkę. Ostatniego poddusiłem drzewcem, nim jednym zdecydowanym ruchem skręciłem mu kark.

Całość trwała zaledwie parę sekund. Początkowo wszyscy patrzyli oniemiali.

-Na co czekacie głupcy!? To zdrajca! Zabić! -Krzyczał przywódca.

Wszyscy ruszyli w moją stronę, lecz ja jedynie przechyliłem głowę i ruszyłem przed siebie. Kiedy pierwszy klejnot zbliżył się do mnie, nie miałem już żadnych zahamowań. Niedostrzegalnie dla niczyjego oka wzniosłem się w powietrze obracając włócznię w powietrzu i wbiłem ją prosto w umiejscowiony na piersi klejnot, a ten pękł nim właściciel w ogóle zorientował się co zaszło. Słychać było trzask, błysk, a po chwili po wojowniku nie było nawet śladu. Ponieważ już nigdy się nie odrodzi.

Wylądowałem na ziemi, po czym podciąłem cztery najbliższe obsydiany. Ci upadli obok siebie, a ja znajdując się w idealnej pozycji odciąłem im głowy. Nie spoczywając na tym przyśpieszyłem i zanurzyłem ostrze w najbliższym ciele. Te przeszło na wylot i wbiło się w natrafioną kolumnę. Kamień pękł, kiedy wyrwałem broń z osuwającego się ciała.

Brnąłem przed siebie póki jedynym co było słychać nie była krew pod moimi stopami i oddech przywódcy. Powoli stawiałem kroki ku samotnemu klejnotowi ciągnąc za sobą broń grotem do ziemi. Pomimo wszystkich przeszytych ciał wciąż pozostało perfekcyjnie ostre. Słychać było zgrzyt metalu o kamień, nim chwilę później przywódca zawisł nad posadzką przytrzymywany jedynie przez zaciśniętą na jego gardle dłoń.

Wpatrując się w jego oczy czułem jak chwycił za moją dłoń i wkładają w to całą odebraną An energię starał się uwolnić. Widziałem także strach, kiedy uświadomił sobie, że to na nic. No proszę, czyli jednak inne klejnoty potrafią wyrażać jakieś emocje.

Chwyciłem jego dłoń, którą trzymał wcześniej An. Tą samą po której wewnętrznej stronie miał swój klejnot. Przyłożyłem mu ją do twarzy.

Zaś później wykonując ruch tak szybki, że nawet nie zdążył zareagować wbiłem ostrze prosto w klejnot jakby intuicyjnie wiedząc gdzie dokładnie się znajduje. Włócznia została tak głęboko wbita w skałę, że kiedy ciało znikło w ogóle nie widać było ostrza.

Odwróciłem się i podbiegłem do An. Nagle zupełnie pozbawiony sił wręcz upadłem obok niego. Wziąłem go w ramiona i delikatnie odgarnąłem włosy z jego czoła pozostawiając przy tym smugę z krwi na jego skórze.

-Animus! An! Księżniczko! Otwórz oczka, błagam! -Wołałem do niego czując słaby puls. Był niesamowicie blady. Spostrzegłem, że w tym momencie mieliśmy prawie taki sam odcień skóry. Jednak i ja czułem się prawie zupełnie bez sił. Jeszcze nigdy nie pozostałem z takim małym zapasem energii. Jednak mimo to, delikatnie uniosłem dłoń An. Jego klejnot był pęknięty i ledwo lśnił. Niczym płomień na wietrze. Przyłożyłem go do swojego odpowiednika na czole i zacząłem przekazywać mu resztki swojej mocy.

Po chwili otworzył oczka.

-Hej. -Powiedziałem do niego i lekko się uśmiechnąłem czując, że do oczu napływają mi łzy. -Znowu ciężko cię obudzić księżniczko.

Inne klejnoty (LGBT+)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz