4) Jak zwykle nic nie idzie po mojej myśli

1K 70 12
                                    

Od co najmniej parunastu minut stałem pod drzwiami do pokoju. Rękę z klejnotem schowałem za plecami, by drzwi pozostały zamknięte. Plan był prosty. Jednak strach i wstyd skutecznie utrudniał mi opuszczenie bezpiecznego miejsca. Mimo wszystko głód stawał się coraz bardziej natrętny, a ja nie byłem już w stanie go ignorować.

W końcu wziąłem głęboki oddech i wyciągnąłem przed siebie dłoń, nim zdążyłem się rozmyślić. Drzwi otworzyły się niemal od razu. Zupełnie jakby tylko czekały, aż będę gotowy wyjść. Nie było już odwrotu. Wyszedłem na korytarz. Usłyszałem jedynie cichy szmer za plecami, po czym ruszyłem tą samą drogą, którą tutaj przyszliśmy. Mimo iż nie widziałem żadnej żywej duszy, wciąż kurczowo zaciskałem ręce na krawędziach materiału, pilnując by nawet na chwilę nie ujawnił mojej skóry, więcej niż było to niezbędne.

Kluczyłem kolejnymi korytarzami, aż w którymś momencie przestałem rozpoznawać jakiekolwiek znaki charakterystyczne, które by w chociażby najmniejszym stopniu, podpowiedziałby mi gdzie się znajduję. Już myślałem, że dane mi będzie błądzić tymi ciemnymi zaułkami przez wieczność, kiedy w końcu zobaczyłem jakiś ruch. Podbiegłem szybko do zakrętu, za którym mignąłem mi jakiś cień i niemal nie wpadłem na jeden z pomniejszych klejnotów.

-Ah, przepraszam! -Starałem się uspokoić, lecz ciężko było powstrzymać malujący się na twarzy wyraz ulgi.

-Nie, to ja przepraszam, powinnam bardziej... -Nie dokończyła, gdyż wyraźnie zaniemówiła na widok mojego stroju. Już miała coś powiedzieć, lecz ją ubiegłem.

-Chciałem tylko o coś prosić. Otóż sprawa wygląda tak, że...

-Oczywiście! Generał już nam wszystko powiedział, proszę za mną.

Stałem oszołomiony z rozdziawioną buzią przynajmniej przez parę sekund, nim załapałem, co do mnie powiedziała. Cicho podziękowałem i ruszyłem za nią energicznym krokiem, by dotrzymywać jej tępa. Jak to Obsydian już wszystko powiedział? Spodziewał się, że kiedyś mogę się tu zgubić, więc poinstruował służbę, by od razu mnie odprowadziła? A może kazał mnie pilnować, bym nie opuszczał jego kwater, bez jego zezwolenia? Lecz po co w takim razie upoważniałby mnie do otwierania drzwi?

Nie pewnie szedłem w ślad za klejnotem, z wolna orientując się w otoczeniu. W którymś momencie na tyle rozpoznałem korytarze, że wiedziałem, iż wystarczy skręcić teraz w lewo i dwa razy w prawo, by dojść na powrót do kwater Obsydianu. Już miałem dziękować, za pomoc i zapewnić, ze dalej już sobie poradzę, lecz klejnot minął zakręt, wciąż kierując się prosto. Lekko zdezorientowany nic nie mówiąc, szedłem dalej.

Im dalej zachodziliśmy, tym czarniejsze scenariusze krążyły mi po głowie. Obawiałem się najgorszego. W którymś momencie zacząłem się nawet zastanawiać, co zrobię, kiedy znów stanę, przed klejnotem prowadzącym nasze szkolenie, a ten zażąda wyjaśnień, co takiego zrobiłem, że obsydian postanowił ze mnie zrezygnować. ,,Byłem głodny, więc bez zgody postanowiłem wyjść na polowanie.". Ciekawe, czy za taką odpowiedź są okoliczności łagodzące.

Po paru minutach spokojnego marszu, niezmąconą ciszę przerwały głośne śmiechy i gwar rozmów. Minęliśmy jeszcze dwa zakręty, aż dotarliśmy, do ogromnej sali. Po obu stronach, znajdował się długi rząd kolumn, zaś pomieszczenia zajmowały mniejsze, lub większe stoły pełne jedzenia. W pierwszym momencie, światło było tak jasne, a hałas tak ogromny, iż myślałem, że głowa mi wybuchnie. Ledwie byłem w stanie rejestrować, gdzie zmierza prowadzący mnie klejnot. Naturalnie przyciągałem bardzo liczne spojrzenia obsydianów, których musiała się tutaj zebrać cała armia.

Obsydiany nie mają zbyt dużo obowiązków, prócz codziennych ciężkich treningów. Wiadome więc było, że ich sala biesiadna musi być ogromna i zawsze gotowa do przyjęcia wojowników, lecz nawet w swoich najśmielszych wyobrażeniach nie pomyślałbym o takich rozmiarach.

Inne klejnoty (LGBT+)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz