Jak zniszczyłam sklep u Ollivandera

40 7 1
                                    

Dedykowane dla: Melanie_Lestrange
~Beatrice~

Na ten dzień czekałam odkąd dowiedziałam się o czarach, czyli od urodzenia. Miała do mnie przylecieć sowa z listem ze Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Siedziałam więc w bibliotece w Malfoy Manor przy oknie. Bardzo często tutaj przebywałam. Nawet zrobiłam sobie łóżko z książek. Uwielbiałam zapach pergaminu, kochałam czuć głód czytania, lubiłam słuchać dźwięk przewracanych stron książki oraz przede wszystkim ubóstwiałam bibliotekę w Malfoy Manor. Dziwiłam się, że inni rzadko tutaj zaglądają.
Nagle sowa przyleciała do mnie i podała mi dwa listy: jeden dla mnie, drugi dla mojego brata - Scorpiusa. Szczęśliwa wybiegłam z biblioteki i pobiegłam do kuchni. W pomieszczeniu zastałam tylko mamę z kubkiem kawy.
- Dostałam list!- powiedziałam uradowana i podałam mamie pergamin.
Mama rzuciła okiem na treść i mnie mocno uścisnęła.
- To świetnie moja mała córeczko! Czy wiesz co to oznacza?- zapytała mnie.
- Oczywiście! Oznacza to naukę i Hogwart! W końcu poznam innych czarodziei. Szczerze towarzystwo Scorpiusa jest przeterminowane. - uśmiechnęłam się.
- Mów milej o bracie. Jest on dobrym chłopcem. Ale muszę przyznać, że powinnaś zdobyć przyjaciółki w twoim wieku. - przyznała mama.
- O czym rozmawiacie?- usłyszałam głos brata za moimi plecami.
Momentalnie się odwróciłam. Uśmiechnęłam się do brata i pokazałam mu list. Scorpius wyszczerzył zęby w uśmiechu i w podskokach podbiegł do mnie i mamy. Chwycił list i zaczął go czytać.
- Wybierzemy się dzisiaj na Pokątną?- zaproponował Scorpius.
- Dobrze.- zgodziła się mama.
***
Po południu wybraliśmy się za pomocą proszka fiuu na ulicę Pokątną. Skrzaty kupiły nam podręczniki, załatwiliśmy szaty u madame Mankin i wybraliśmy nasze nowe zwierzątka szkolne. Ja kupiłam sobie wilka, któremu nadałam imię Czekolada, a Scorpius - sowę Beatrice (na moją cześć). Po reszcie żmudnych zakupów mama zaprowadziła nas do sklepu Garricka Ollivandera. Był to najciekawszy sklep z wszystkich jakie widziałam. Wszędzie stały pułki z różdżkami. Stanęłam wraz z bratem koło lady. Nagle sprzedawca do nas podszedł.
- Panienka i panicz Malfoy. Spodziewałem się was.- przywitał się z nami Garrick Ollivander.- Najpierw zacznijmy od damy.- rzekł sprzedawca i zaczął mi odmierzać ramię oraz rękę.- Myślę, że ta będzie idealna. 15 cali, giętka, wiśnia, rdzeń: włókno ze smoczego serca. Niezwykle lojalna i niezniszczalna.
Bardzo chciałam mieć tę różdżkę. Zachęcona słowami sprzedawcy machnęłam ją. Zaświeciła się. Sprzedawca klasnął w dłonie i zaczął mierzyć ramię mojego braciszka. Za to co później zrobiłam mogłabym otrzymać tytuł najgłupszej czarownicy czystej krwi.
- Już nie mogę się doczekać kiedy zaczniesz ze Scorpiusem rzucać zaklęcia.- rozmarzyła się mama.- Będę wtedy patrzeć na was z dumą. Mam tylko nadzieję, że nie rzucicie Bombardy Maximy na moją sypialnie.
- Bombarda, co?- zapytałam bez zastanowienia.
To był mój wielki błąd, ponieważ w ręce trzymałam różdżkę i zrobiłam nią skomplikowany ruch nadgarstkiem. Nagle pojawiła się dziura w regale z różdżkami. Po chwili półka poleciała na bok i przechyliła następny regał. I tak w kółko, i tak w kółko. Wszystkie regały były zniszczone, a wokół leżały pudełka z różdżkami.
- BEATRICE!!!- krzyknęła na mnie mama, która leżała na stosie pudełek po różdżkach. Mój brat oraz pan Ollivander patrzyli na mnie z ,,lekko" przerażonymi minami.
***
Oczywiście, po powrocie z Pokątnej mama musiała powiedzieć o incydencie w sklepie tacie i dziadkowi Lucjuszowi. Od dziadka dostałam tylko nudne kazanie, które się zaczynało ,,za moich czasów taki wyczyn byłby niewybaczalny". Zakończyło się za to stwierdzeniem ,,Jednak Scorpius jest grzeczniejszy". Mało mnie to interesowało, ponieważ dostawałam taki wykład średnio raz w tygodniu. Gorsza była reakcja taty.
- Jak mogłaś rzucić bombardę na sklep Ollivandera?!Czy wiesz ile mnie kasy to kosztowało?! Za taką sumę mógłbym wybudować drugi Malfoy Manor! Oczywiście Ministerstwo się o tym dowiedziało! I oczywiście wyznaczyło ŚWIĘTEGO Potera, aby się tym zajął! Musisz dostać karę!- krzyczał tata.
- Może nie powinna pojechać do Hogwartu?- zaproponował dziadek Lucek.
- To byłaby wystarczająca kara.- stwierdził tata.
Chciało mi się płakać, ale oczywiście zachowałam zimną krew. Oni nie mogliby tego zrobić. To było moje marzenie odkąd przyszłam na świata. Musiałam użyć mojego uroku osobistego i przekonać ojca. Dziadek Lucek może marudzić ile wlezie, tak czy siak woli skorpiona ode mnie, ale tata musi pozwolić mi pojechać do Hogwartu. MUSI.
- Tato, nie możesz tego zrobić.- powiedziałam spokojnie.- Narazisz wtedy dobre imię rodu. Co powiedzą czarodzieje, jeśli się dowiedzą, że córka Dracona Malfoya nie potrafi czarować?
- Co powiedzą, jeśli się dowiedzą, że córka Dracona Malfoya zniszczyła sklep Ollivandera?- zapytał dziadek Lucek.
- Proszę ciebie tato. Zlituj się nade mną. Możesz ze mną zrobić wszystko bylebyś pozwolił mi pojechać do Hogwartu.- poprosiłam ze łzami w oczach. Tata westchnął.
- Dobrze. Za to będziesz zastępować skrzaty domowe przez resztę sierpnia i całe przyszłe wakacje.- ustalił tata.
Nie podobał mi się ten układ. Scorpius napewno to wykorzysta, ale nie miałam wyboru. Musiałam się zgodzić. Inaczej nigdy bym nie pojechała do Hogwartu i nie zobaczyłabym Hogsmead.
- Zgoda.- zgodziłam się i odwróciłam w stronę wyjścia. Niespodziewanie zatrzymał mnie ojciec.
- Beatrice, jeszcze jedno.- przypomniał sobie tata.- Jak będziesz w Hogwarcie, bardzo proszę nie zniszcz szkoły. Nie stać mnie na taki wydatek.
Uwaga!
W serii nie pojawiają się zdarzenia z Przeklętego dziecka.

Klejnot rodu Malfoy [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz