Rozdział 2

126 29 4
                                    

Próbuję wydostać się z pościeli, szukam rogu kołdry, by za niego pociągnąć, ale nim moje stopy dotykają zimnej podłogi, struny wygrywają jeden niepasujący, fałszywy akord, z dołu dobiega ciche przekleństwo i muzyka na chwilę zamiera. Powoli wsuwam zmarznięte stopy w kapcie, dłonią błądzę w poszukiwaniu szlafroka. Gdy udaje mi się zawiązać pasek na krzywą kokardkę, powoli podchodzę do balkonu. Nie chcę spłoszyć ulotnej melodii głośnym stąpaniem, więc delikatnie stawiam kolejne kroki, szurając podeszwami o terakotę. Zatrzymuję się przy framudze; opieram o nią dłoń o pięciu krzywych palcach, nasłuchuję. Serce bije mi jak szalone, wyznacza tempo urywanego oddechu. Czuję, że kręci mi się w głowie, chociaż samotność nigdy nie powodowała u mnie takich wrażeń, a emocje, które w tej chwili przelatują przeze mnie to zwyczajne symptomy podekscytowania i lęku, ale... innego niż na co dzień.

Chłodny podmuch wiatru obejmuje gołe łydki, ale nie niesie ze sobą żadnego dźwięku. Chwilę jeszcze stoję przy framudze, opierając się na niej całym ciężarem ciała. Wychylam głowę na zewnątrz, ale na ulicy panuje cisza. Dokładnie za sześć godzin w górę uleci smakowity zapach świeżych bułeczek z piekarni na dole. Za siedem godzin na moim biurku pojawi się spodeczek z posmarowanym masłem pieczywem oraz kubkiem parującej, czarnej kawy.

Tak właśnie mogłoby wyglądać życie. Chciałabym siedzień całymi dniami na łóżku, smakować chrupiące bułeczki, a niegrzeczne okruszki sukcesywnie strzepywać na podłogę. Mogłabym cieszyć się zachodami słońca, srebrnym księżycem i śpiewem ptaków o świcie, białym puchem, który zimą powoli opadałby na chodniki. Nie musiałabym zamykać się w swojej samotni, unikać kontaktu z ludźmi, nikt nie wziąłby mnie za dziwaczkę. Wakacje trwałyby wiecznie, a uczyć mogłabym się w domu.

Życie bez ludzi wydawało się o wiele łatwiejsze.

Jaśminowy HaftOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz