dzień piętnasty

539 63 6
                                    

Tego dnia Ivy obudziła się w niezwykle dobrym humorze. Po przetarciu oczu wstała z łóżka i zbliżyła się wolnym krokiem do szafy. Wyjęła z niej jakieś ubrania, po czym udała się do łazienki. Po przeprowadzeniu porannych czynności przebrała się w czarne getry, szarą, lekko rozciągniętą koszulkę oraz bluzę Harry'ego. Na głowę założyła błękitną chustkę, a stopy zakryły kolorowe skarpetki. Wróciła do sali i odłożyła brudne ubrania na jedną z półek szafy. Na nogi wsunęła kapcie i zaścieliła łóżko. Aż dziw, że miała tyle energii. Usiadła na łóżku i zaczęła wymachiwać nogami.

Jakby siły powróciły.

Kilka minut po ósmej do sali weszła pielęgniarka wraz ze śniadaniem. Gdy zobaczyła wesołą dziewczynę prawie dostała zawału. Od kilku dni nie widziała jej takiej jak dziś.

– Dzień dobry – odezwała się słabym, lecz radosnym głosem nastolatka. Kobieta pokręciła kilka razy głową i wielokrotnie zamrugała oczami.

– Dzień dobry. Jak się czujesz? – spytała.

– Doskonale – Ivy zaśmiała się, a w głowie pielęgniarki pojawiały się podejrzenie, że jej niezwykły humor może być spowodowany silniejszymi i bardziej urozmaiconymi lekami. – Mam dzisiaj tak dużo energii jak nigdy. Nie wiem co się stało – wzruszyła ramionami z uśmiechem. Jeśli to nie jednorazowa poprawa stanu zdrowia to kto wie, może Ivy zwycięży nad chorobą. – Mam dzisiaj ochotę na tosty francuskie. Są może? – spytała wstając i ku zdziwieniu pielęgniarki bez większych problemów podeszła do wózka z jedzeniem. Jeszcze wczoraj nie mogła wstać z łóżka.

– Yyyy, tak, tak są – kobieta otrząsnęła się i podała pacjentce talerz z jej śniadaniem. – Sok pomarańczowy?

– Jabłkowy – Ivy chwyciła karton i nalała do kubka soku. Zabrała śniadanie i usiadła przy stole, gdzie spożywała posiłki.

– Zjedz sobie spokojnie, a ja rozniosę innym śniadanie i wrócę po naczynia – pielęgniarka uśmiechnęła się i wyszła na korytarz. Z jej twarzy nie mogło zniknąć wielkie zaskoczenie, ale takie pozytywne. Po śniadaniu Ivy pod wpływem impulsu zabrała brudne naczynia i wyszła na korytarz, chcąc zanieść je jakiejś pielęgniarce. Po kilku minutach wolnego spaceru ujrzała kobietę z wózkiem. Z uśmiechem ułożyła na nim brudne naczynia.

– Chciałabym odwiedzić dzisiaj oddział dziecięcy. Mogę? – Ivy spytała wywołując nie mały szok u kobiety.

– Jesteś pewna kochana? Nie powinnaś chodzić, a raczej odpoczywać.

– Ale ja nie mogę już leżeć – mruknęła nastolatka i skrzywiła się na wizję kolejnych godzin spędzonych w łóżku.

– Zobaczę co da się zrobić. Ale teraz ty idziesz do sali i kładziesz się w łóżku – pielęgniarka pogroziła jej palcem, jednak Lily zareagowała na to cichym śmiechem. Pokręciła głową na boki i wróciła do wspomnianego pomieszczenia. Usiadła po turecku na łóżku i wlepiła wzrok w drzwi, czekając aż tylko się otworzą. Tym razem nie czekała na Harry'ego, a na pielęgniarkę, za którymi ogólnie nie przepadała.

******

Cierpliwość i posłuszeństwo się opłaciły, gdyż teraz Ivy podążała z pielęgniarką u boku na oddział dziecięcy. Nie chciała korzystać z wózka inwalidzkiego. Nie była niepełnosprawna, a po prostu chora. Lecz jak można mówić o chorobie przy jej dzisiejszym samopoczuciu. Starsza kobieta miała za zadanie zaprowadzić i dopilnować Ivy. Pielęgniarka pchnęła drzwi do przodu, a Ivy ogarnęła fala kolorów. Oddział dziecięcy bardzo różnił się od tego, na którym przebywała brunetka. Każda ściana była innego koloru, a na nich naklejki przedstawiające postacie z bajek. Mimo takiej różnorodności kolorów, wszystko się uzupełniało i tworzyło niezwykły widok. Nastolatka przeszła z kobietą przez długi korytarz, na końcu którego jak się okazało mieściła się sala zabaw. Kobieta otworzyła drzwi i puściła Ivy przodem. Tutaj nie było mniej kolorowo jak na korytarzu. Oprócz tego, pomalowane na zwariowane odcienie półki i szafeczki, stoliki, krzesełka. Na nich setki zabawek, książeczek i innych umilaczy czasu. A wśród tego wszystkiego gromadka dzieci. Każde z nich było inne, lecz łączyło je jedno, każde z nich potrzebowało troski i całodobowej opieki medycznej. Wśród rozbrykanych maluchów Ivy dostrzegła niską i bardzo chudziutką dziewczynkę. Jej ciało było blade, a głowę zakrywała różowa chustka. Jest taka jak Ivy. Obok dziewczynki siedział otyły chłopiec. Z pewnością miał zakaz jedzenie słodyczy, lecz gdy tylko pielęgniarki nie patrzyły wyciągał spod blatu stolika batona. Ten widok wywołał śmiech u brunetki. Kiedy ostatnio się tak śmiała?

– Możesz zostać tutaj do obiadu, ponieważ po południu masz badania kontrolne – pielęgniarka wybudziła dziewczynę z zamyślenia. 

Ivy pokiwała twierdząco głową i weszła w głąb sali. Część dzieci zwróciła na nią uwagę i wesoło pomachali w jej stronę, a druga część zajęta zabawą nie przejęła się nowym gościem. Nastolatka zbliżyła się w stronę stolika i odsunęła małe krzesełko. Niepewnie na nim usiadła i pochyliła się w stronę siedzącej obok niej dziewczynki. Rysowała coś.

– Cześć – odezwała się cicho Ivy, zwracając tym uwagę dziewczynki. Ta uniosła na nią swój wzrok ukazując niesamowite oczy. Błękit przechodzący w zieleń. Nie do opisania. – Jestem Ivy, a ty? – spytała wyciągając w jej stronę dłoń.

– Lizzy – odpowiedziała słodkim głosikiem. – Też masz to co ja – powiedziała wskazując najpierw na swoją chustę, a następnie na błękitną Ivy. –Nie jestem sama – posłała jej uśmiech i jak gdyby nic wróciła do malowania.

– Też mam to samo, ale ty masz ładniejszą chustę – dziewczyna uśmiechnęła się w jej stronę. – Co rysujesz? – spytała nachylając się nad kartką.

– To Mały Książę i Lis. Znasz ich? – spytała ponownie unosząc wzrok na Ivy.

– ,,Mały Książę". Moja ulubiona książka – odpowiedziała z uśmiechem poprawiając się na krzesełku. Obawiała się, że pod jej ciężarem może się ono załamać. Lecz pomyślmy, jej nie wielka waga z pewnością nie wyrządziłaby ,,krzywdy'' meblowi.

– Moja też! – krzyknęła Lizzy i rzuciła się z szeroko rozłożonymi ramionami na Ivy. Dziewczyna była przez chwilę zdezorientowana, lecz szybko jej ramiona przyciągnęły mocniej dziewczynkę. Jeszcze kilka tygodni temu Ivy mogłaby snuć jak w przyszłości będzie przytulać tak swoje dzieci. Gładzić po czole i mówić jak bardzo je kocha. Ale teraz, wie że to nigdy się nie zdarzy. Nie zazna bycia matką. Nie przekaże swoich genów, nie przeżyje tego co większość kobiet na świecie. Przez tą skazę jej ciała.

Lizzy odsunęła się od Ivy i wróciła na swoje miejsce. Złapała kredki i powróciła do rysowania.

– Też chcesz spróbować? – spytała i wyjęła z teczki kartki. Podsunęła jedną z nich Ivy, a po chwili podała jej pudełko z kredkami.

– Nie jestem w tym dobra – mruknęła Ivy odsuwając lekko kartkę.

– Spróbuj – namawiała ją Lizzy robiąc słodkie oczka. Kto nie oparł by się temu wzrokowi? Ivy sięgnęła po kredkę i przystąpiła do rysowania.

*****

Twoja róża ma dla ciebie tak wielkie znaczenie, ponieważ poświęciłeś jej wiele czasu.

Ponieważ poświęciłem jej wiele czasu... –    powtórzył Mały Książę, aby zapamiętać.

Ludzie zapomnieli o tej prawdzie –    rzekł lis. –   Lecz tobie nie wolno zapomnieć. Stajesz się odpowiedzialny na zawsze za to, co oswoiłeś. Jesteś odpowiedzialny za twoją różę.

Jestem odpowiedzialny za moją różę... –    powtórzył Mały Książę, aby zapamiętać. *

Harry zauważył, że oczy Ivy zamknęły się, a oddech stał się równy. Zasnęła. Ułożył zakładkę na odpowiedniej stronie i zamknął książkę. Odłożył ją na szafkę i przetarł twarz. Przyjrzał się buzi Ivy i aż korciło go, aby dotknąć jej policzka. Nie chciał jej jednak budzić, wiedział że ostatnio miała lekki sen. Odwrócił głowę, a jego wzrok spoczął na dziecięcym rysunku przedstawiającym małego chłopca i lisa. Rysunek Lizzy, który podarowała Ivy. Natomiast nastolatka podarowała dziewczynce rysunek Róży na planecie Małego Księcia. Lizzy była nim zachwycona, jakby nie zwracała uwagi na lekko kwadratowy kształt planety, czy to, że róża przypominała bardziej stokrotkę. Harry uśmiechnął się lekko i spojrzał ponownie na spokojną twarz Ivy.

Ona nie może odejść.

Nie teraz.

Ale nikt cię nie słucha Harry. 


**********************

* Fragment książki ,,Mały Książę"

Nobody Knows // h.s. ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz