W spokoju i z lekkim uśmiechem na twarzy przeglądał dokumenty, co jakiś czas upijając kawy z białej filiżanki. Udało mu się podpisać jeden z bardzo opłacalnych kontraktów, o który walczył od kilku miesięcy. Nie mógł uwierzyć, że wreszcie mu się to udało. Jego dobry humor przerwał telefon. Harry spojrzał na ekran komórki, a niepokój zalał jego ciało.
Rozmowa nie trwała długo, może nie całe dwie minuty. Brunet zrozumiał z niej tylko dwa słowa. ,,Proszę przyjechać". Zabrał z wieszaka czarny płaszcz i klucze do samochodu. Wybiegł z gabinetu nie trudząc się zamknięciem drzwi czy poinformowaniem sekretarki o swoim wyjściu. Pierwszy raz kilka sekund oczekiwania na windę wydały mu się wiecznością. Już po chwili opuścił budynek firmy i wszedł na chroniony parking. Podszedł do swojego samochodu i wsiadł do niego, po czym ruszył. Gdy ochroniarz uniósł szlaban Harry docisnął pedał gazu i już po chwili mknął londyńskimi ulicami w stronę szpitala. Z każdą sekundą ogarniał go coraz to większy niepokój i strach. Głos tego lekarza, zawsze zimny i szorstki był inny. Jakby zachrypnięty od płaczu. Jakby na złość na jednym ze skrzyżowań miał miejsce jakiś wypadek, przez co pojawił się korek. Harry zmuszony był czekać w nim przez ponad pół godziny.
Kiedy po czterdziestu minutach drogi dotarł pod szpital zaparkował samochód na wyjątkowo pustym parkingu. Wyszedł z pojazdu i nagle poczuł ogarniający go smutek. Nie wiedział skąd on się wziął.
Wszedł szybkim krokiem do budynku. Tym razem w recepcji nie było recepcjonistki, z którą Harry zawsze się witał. Może poszła do toalety, albo zrobić sobie kawę? Nie mając ochoty czekać na windę wbiegł po schodach na odpowiednie piętro. Stanął przed oszklonymi drzwiami oddziału i wziął głęboki wdech. Jak najciszej wszedł do środka i od razu poczuł, że coś jest nie tak. Było cicho, zbyt cicho. Szybkim krokiem ruszył wzdłuż korytarza. Jego wzrok skanował otoczenie chcąc znaleźć powód grobowej ciszy. Po chwili Harry znalazł się obok dyżurki pielęgniarek. Drzwi były otwarte, a brunet ujrzał w środku trzy pielęgniarki. Jedna z nich siedziała na krześle i płakała, a dwie pozostałe próbowały ją pocieszyć, mimo iż po ich policzkach również spływały łzy. Jakby instynktownie siedząca kobieta odwróciła głowę i jej wzrok spotkał się z tęczówkami bruneta. To była ukochana pielęgniarka Ivy. Kobieta pokręciła głową przecząco i ponownie zaniosła się płaczem. Źrenice chłopaka zrobiły się nienaturalnie wielkie, a jego zalała fala ciepła. Szybkie kroki zamieniły się w bieg. Na korytarzu słychać było jedynie jego nierówny oddech i stukanie obcasów sztybletów. Zatrzymał się kilka metrów przed drzwiami sali, w której spędzał ostatnio tak wiele czasu. Bał się podejść. Bał się sprawdzić czy TO rzeczywiście się stało. Jego dłonie zaczęły drżeć, podobnie jak dolna warga. Niepewnie zbliżył się do drzwi. Mimo iż były oszklone nie mógł spojrzeć przez nie do sali. Nie chciał. Drżącą dłoń ułożył na klamce i pociągnął przymykając oczy. Wziął głęboki wdech i pchnął drzwi do przodu. Widok jaki zastał kompletnie złamał jego serce na kilkanaście części niemożliwych do posklejania. Pusta sala, słabo oświetlona przez promienie przesłonięte przez chmury, wpadające przez okno, puste łóżko, nic. Nie ma jej. Nie ma jego kochanej Ivy. W jednej chwili z jego gardła wydobył się głośny krzyk. Krzyk przepełniony bólem, rozpaczą i tęsknotą.
– Nie zostawiaj mnie! – krzyknął z całych sił i pchnął na ziemię metalowy stojak na kroplówkę. Upadł on z hukiem na ziemię. Brunet kopnął w niego w wyniku czego metal przesunął się pod ścianę. Harry skanował wzorkiem pomieszczenie, a jego oczy wypełniały łzy. Poczuł jak jego ciało owiewa zimno, a serce niewyobrażalnie boli. Dłonią wybadał ścianę za sobą i zsunął się po niej. Podkulił nogi do klatki piersiowej i objął je ramionami.
– Nie, nie, nie, nie – szeptał targany płaczem. – Nie zostawiaj mnie Ivy. Nie możesz – powiedział i skierował wzrok ku górze. Ona już tam jest. – Kochanie – wyszeptał prawie nie słyszalnie.
CZYTASZ
Nobody Knows // h.s. ✔
Fanfiction- Kochanie- odezwał się łagodnym głosem, chcąc zwrócić jej uwagę. - Tak? - odwróciła twarz w jego stronę, a on ujrzał te cudowne ciemne tęczówki, przepełnione bólem i smutkiem. - Chciałaś mi coś powiedzieć - przypomniał jej. - A tak. - od razu...