Rozdział 30.

4.8K 227 28
                                    

Koszmar.

Następnego dnia w szkole nie wydarzyło się nic wartego uwagi, bo w końcu Elias nie jest jej wart. Przez moje problemy ze snem miałam mały problem z koncentracją na lekcjach, ale przetrwałam.
Kiedy wróciłam do domu zjadłam obiad i położyłam się na kanapie prze telewizorem. Nie miałam ochoty na nic, więc kiedy ktoś zapukał do drzwi krzyknęłam zirytowana:

- Otwarte!

Usłyszałam, jak drzwi się otwierają, a po chwili zostały zatrzaśnięte. Kilka sekund późnej do salonu wparował Stiles.

- Nie uwierzysz.

- Pewnie masz rację - mruknęłam sennie.

- Mój tata zaprosił twoją mamę na randkę!

W ułamku sekundy podniosłam się do siadu i spojrzałam zdziwiona na Stiles'a. Chłopak widząc moją minę pokiwał głową dając mi znak, że mówi prawdę, a ja w duchu zaczęłam skakać z radości, bo fizycznie nie miałam siły.

- Jak chce jej zaimponować niech kupi jedną, różę. Najlepiej w kolorze innym niż czerwony.

- Jedną? - zapytał zdziwiony Stiles. - Tata myślał raczej i bukiecie.

Pokręciłam głową i palce pokazałam na książkę stojącą na regale obok telewizora. Chłopak szybko mi ją podał, a ja pokazałam mu jej zawartość.
W środku znajdowała się ususzona róża, którą moja mama dostała od ojca.

- Uwielbia róże. Na początku miałam mieć na imię Rosalie, ale sytuacja z tatą sprawiła, że Rose to jedynie moje drugie imię.

- Czyli jedna róża - powiedział chłopak. - Zapamiętam.

***

- Promieniejesz - powiedziałam, kiedy wieczorem mama wróciła z pracy. - Kto jest tym szczęściarzem?

- Stiles ci powiedział?

- Ptaszki ćwierkały.

Kobieta zaśmiała się, a ja razem z nią. Od razu zapytałam o dokładną datę, którą okazał się piątkowy wieczór.
Pomogłam mamie w zrobieniu kolacji dla niej samej mówiąc, że nie jestem głodna. Kiedy jedzenie było gotowe ewakułowałam się do swojego pokoju, żeby wreszcie odrobić lekcje, które totalnie olałam.
Siedziałam nad książkami ponad godzinę, kiedy zmęczenie wzięło górę.

- Chrzanić to.

Schowałam potrzebne książki do torby i położyłam się na łóżku próbując zasnąć.

Perspektywa Theo

Zaparkowałem samochód tak, żeby nie było go widać ani z domu Jessicy ani tego knypka Liama. Po przejściu kilkunastu metrów znalazłem się na posesji Evans. Obszedłem dom, żeby wejść po drzewie do pokoju dziewczyny. ( Nie pytajcie skąd wiem, który pokój jest jej. )
Na szczęście zostawiła uchylone okno, więc poszło mi jak z płatka. Będąc w pokoju Jessicy zobaczyłem, że dziewczyna już spi choć jest dopiero 21.
Nagle dzięki mojemu wyczulomemu słuchowi usłyszałem kroki zapewne jej mamy. Szybko schowałem się pod łóżko dziewczyny i czekałem.

- Jessy, chciałam... - Kobieta urwała w pół zdania, kiedy zobaczyła, że jej córka śpi.

Spod łóżka widziałem jedynie jej nogi i to, że podeszła do mojej kryjówki. Usłyszałem szelest kołdry, a po chwili kobieta powiedziała:

- Dobranoc.

Po chwili mama Jessicy opuściła pokój córki, a ja wyczołgałem się spod łóżka. Spojrzałem na dziewczynę. Kiedy spała wydawała się jeszcze delikatniejsza niż kiedy cały czas pyskuje...
Nie wiem, co Isaac w niej widzi oprócz ślicznej buzi. Wysunąłem pazury i zacząłem je zbliżać do karku dziewczyny. Nagle ta otworzyła oczy, które lśniły na niebiesko, jednocześnie biorąc głęboki oddech, jakby wynurzyła się z wody. W miarę, jak tęczówki dziewczyny wracały do normalności ta zamykała oczy.

- Ciekawe - mruknąłem pod nosem chowając pazury.

Kucnąłem przed łóżkiem tak, że patrzyłem prosto na jej niespokojną twarz, która wykrzywiała się w grymasie strachu.
Dziewczyna cały wierciła się, ręce zaciskała w pięści, a jej oddech był przyśpieszony i nieregularny. Złapałem ją za rękę i za czekam odbierać jej ból, który o dziwo czuła. Na chwilę otworzyła lekko oczy i mruknęła sennie:

- Theo.

Nic nie odpowiedziałem, a jedynie uśmiechnąłem się w jej stronę. Ta szybko znów zasnęła, o czym świadczył jej unormowany oddech. Wstałem i ruszyłem w stronę okna, przez które szybko wyszedłem. Będąc już bezpiecznym na ziemi mruknąłem sam do siebie:

- Następnym razem...

Perspektywa Jessicy

Nie wiem, co się ze mną działo. Pamiętam, że położyłam się spać, a gdy zasnęłam coś się ze mną stało. Czułam ogromny ból, ale nie jestem w stanie określić czy był to ból fizyczny, czy psychiczny. A może oba na raz?

- Theo.

To słowo sprawiło, że cały ten ból zniknął. Wydawało mi się nawet, że chłopak jest w moim pokoju.
Nie wiem, ile czasu spałam, ale obudziłam się krzycząc. Czułam się jakbym w ostatniej chwili wynurzyła się z wody i teraz próbowała unormować oddech. Każdy mój wdech palił mnie żywym ogniem. Miałam ochotę się udusić, bo ta opcja wydawała się mniej bolesna niż oddychanie
- Jessy?

Spojrzałam na moją mamę, która właśnie weszła do mojego pokoju i z niepokojem wypisanym na twarzy podeszła do mnie. Przyłożyła swoje czoło do mojego i mruknęła do siebie:

- Gorączka... - Przez chwilę milczała, a po chwili powiedziała: - Przyniosę arcydzyngiel.

Kiwnęłam głową na tyle na ile mi starczyło siły.
Nienawidzę tego kim jestem właśnie przez noce takie jak ta. Zniosłabym cały ten ból, gdybym tylko pamiętała, co mi się śniło. Zawsze, kiedy się budzę nic nie pamiętam.
Przełykam slinę. Wydaje mi się, że usta mam suchsze od... Nie mam siły nawet znaleźć porównania.
Nagle do pokoju wchodzi Wanessa z miseczką w dłoni. Stawia ją na szafce koło mojego łóżka, pstryka palcami, a jej zawartość zaczyna płonąć. 

- Zaraz będzie lepiej - mówi siadając koło mnie i jednocześnie łapiąc mnie za dłoń. - Zostać z tobą?

Kręcę głową, a mama cicho wzdycha. Całuje mnie w czoło i powoli oddała się od mojego łóżka, żeby po chwili zniknąć za drzwiami.
Ignorując ból biorę głęboki wdech, a do moich nozdrzy dociera zapach palonego arcydzyngla. Jego zapach działa na mnie kojąco.
Stopniowo ból się zmniejsza, a ja chcąc nie chcąc zaczynam zasypiać.

Drama tajm 😂 ~ Marzycielka

Opublikowano: 19:41 6 października 2017

 Little Secret |Teen Wolf| ☑️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz