[NanoKarrin] Umineko no Naku Koro Ni OP - Katayoku no Tori『POLISH』
Przypominam o przeczytaniu drugiej pracy i zostawienie komentarzu o treści "+" jeśli chcesz by dana powieść była kontynuowana szybciej ;)
~ Prolog ~
Niemowlę leżące w łóżeczku i patrzące na sufit nad sobą – to właśnie widział Bezimienny, wpatrując się w przestrzeń. Uniósł dłoń do góry, będąc zauroczony bladą skórą dziecięcia. Taka mała, delikatna. Te oczy... Nigdy takich nie widziałem ani nie stworzyłem – myślał gorączkowo, podziwiając nienaturalnie jasne tęczówki dziewczynki. Są podobne do nieba, lecz i też tak różne. Zupełnie jakby ktoś zamknął w nich blask księżyca i niepokalany błękit. Jest niezwykła, inna od reszty swojej rasy.
– Kostucho! – zawołał, a z cienia wyłonił się młody mężczyzna, wyglądem przypominający człowieka. Było to jednak mylne podobieństwo. Może i miał ludzki kształt, lecz jego serce nie czuło niczego, jeśli Bezimienny mu tego nie rozkazał. Był pusty, niczym lalki tworzone przez ludzi. Chociaż i człowiek jest lalką, w którą Bezimienny tchnął życie i zezwolił na odczuwanie uczuć.
– Mój panie, czego sobie życzysz?
Właśnie... Czego życzył sobie Bezimienny? Uniósł głowę, wpatrując się w nieskazitelnie czysty sufit. Chciał, by to dziecko należało do niego. Pragnął wpatrywać się w jej oczy, spędzać z nią czas. Niepokoiło go to, ale i jednocześnie fascynowało. To pierwszy raz od samego początku jego istnienia, kiedy coś wywołało w nim pozytywne uczucia. Ostatnim razem był to gniew na pierwszą z jego marionetek. Ta lalka sprzeciwiła się mu, wznieciła rebelię wśród jego idealnych sług. Mimo, że bunt został szybko stłumiony, a winni ukarani wygnaniem, Bezimienny odebrał reszcie istot zdolność odczuwania. Nie chciał, by sytuacja sprzed wieków się powtórzyła. Wiedział, że wygnańcy, będą próbować go obalić, lecz nie przejmował się tym. Taka wojna zawsze może być czymś w rodzaju rozrywki.
– Jak nazywa się to dziecko? – Ruchem głowy wskazał na śpiące już niemowlę.
W dłoni Kostuchy pojawiło się opasłe tomiszcze, które zaczął kartkować. Sługa po kilku minutach poszukiwań odnalazł dziewczynkę, o którą zapytał jego pan.
– Klara Amnest, jej matka ma umrzeć, kiedy dziewczyna będzie w trzeciej klasie. Czy chciałbyś wiedzieć coś jeszcze, mój panie? – spytał z szacunkiem.
Bezimienny zamyślił się. Z tego, co pamiętał z rejestrów mało kto nazywa tak teraz swoje dziecko. Uśmiechnął się, a Kostucha przyglądał się temu, nie rozumiejąc, co czuję obecnie jego pan. Jej imię także jest niezwykłe – stwierdził Bezimienny, wstając ze swojego tronu.
– Czy dziewczynie będzie coś grozić?
Miał zamiar zadbać o jej bezpieczeństwo, nawet jeśli będzie to oznaczać nagięcie jego zasad. Kiedyś uznał, że nie powinien mieszać się w życie ludzi, a obserwować ich, lecz ten człowiek był dla niego zbyt cenny by pozwolić mu na zranienie się. Na myśl, że dziecko mogłoby zostać uszkodzone bądź stracić życie, miał ochotę zniszczyć wszystko wokół siebie.
– Nie będą to wypadki zagrażające jej życiu, zdrowiu czy też psychice. Jedyne, co może odbić się na niej mocniej to przeszłość jej ojca, o której ludzie w jego otoczeniu mają się dowiedzieć – odparł niemalże automatycznie.
– Rozumiem... – mruknął Bezimienny.
Wiedział już, co musi zrobić, by niezwykłe dziecię było jego. Nawet jeśli to tylko chwilowa ekscytacja to był gotowy na wszystko. Dziecko musiało być pod jego jurysdykcją. Potrzebował tego. Znał swoje własne twory na tyle, by wiedzieć, że większość z nich ceni sobie tylko pieniądze i reputacje. Wierzył, że jego piękna mała laleczka, nie będzie taka.
W dłoniach Bezimiennego pojawił się pergamin. Czas rozpocząć przedstawienie. Uśmiechnął się pobłażliwie. Różnie go nazywano, jedni mówili na niego „Diabeł", a inni „Bóg". Były też przypadki, że krzyczano na niego „Śmierć". Wszystko zależało od tego w jakim celu pojawiał się w stworzonym przez siebie świecie. Robił to rzadko, zważywszy, że musiał pilnować porządku zarówno w nim jak i w swoim królestwie. Marionetki były mu posłuszne, lecz czasami zdrajca starał się przeciągnąć je na swoją stronę. Próbował też czegoś takiego z mieszkańcami drugiego wymiaru. Część mu ulegała, zwiedziona osiągnięciem swoich celów. Zaśmiał się. Ludzie są tacy prości, ale czy istoty, które sam stworzył i ograniczył, mogłyby zrozumieć to wszystko?
Nie musiał robić choćby najmniejszego gestu, wystarczyło, że pomyślał o ojcu Klary, a już pojawił się naprzeciw jego. Mężczyzna siedział w swoim gabinecie i kiedy spostrzegł Bezimiennego krzyknął. Stwórcę bawił strach jego kochanych laleczek. Zawsze było tak samo, schemat tych spotkań niczym się nie różnił, lecz w dalszym ciągu rozbawiały Bezimiennego.
– C-Co tu robisz? – spytał Artur jąkając się. – Jak wszedłeś do tego pomieszczenia? – jego głos stał się bardziej pewny, lecz w dalszym ciągu drżał z przerażenia.
Bezimienny miał ochotę pobawić się trochę jego uczuciami, lecz stwierdził, że teraz ma ważniejsze rzeczy do zrobienia. Stworzył sobie fotel, na który chwilę później usiadł. Artur cofnął się.
– K-Kim jesteś?
Ten strach... Uczucie przerażenie zawsze zastanawiało Bezimiennego. Przez niezliczoną ilość lat rozmyślał o tym. Podarował je ludziom, lecz czy sam je kiedykolwiek czuł? Nie, strach był efektem jego wyobraźni.
– Nazywaj mnie jak chcesz. Mogę być diabłem, bogiem albo śmiercią. Do ciebie należy decyzja jakim mianem mnie obdarujesz – stwierdził, przeszywając go wzrokiem. – Jeśli chodzi o twoje wcześniejsze pytanie... Chcę zawrzeć z tobą pewną umowę. – Na usta Bezimiennego wstąpił złowieszczy uśmiech. Jego krew wrzała, kiedy myślał o oczach niedawno narodzonej Klary.
Wyraz twarzy Artura stężał.
– Co masz na myśli? – Uderzył pięścią w stół. Chciał pokazać, że się nie boi, lecz Bezimienny tylko się zaśmiał. Jedyną osobą posiadającą nieograniczoną władzę jest on sam.
– Wiem o twojej przeszłości, Arturze – rzekł, a twarz mężczyzny pobladła. – Jeśli zechcę, jutrzejszego dnia te informacje ukarzą się w każdej gazecie i stronie internetowej. Będą o tym trąbić media, a twoja kariera zakończy się nim jeszcze dobrze się rozpoczęła.
Bezimienny był pewny tego, co mówił. Jeśliby tylko chciał, mógłby uczynić człowieka naprzeciw niego władcą całego świata, ale wolał mu o tym nie mówić. Nie uśmiechało mu się robić z lalki jego pokroju przywódcy.
– Czego chcesz w zamian za milczenie?
Bezimienny przechylił głowę w bok. Czego chciał? Klary, ale też pewności, że dziewczyna będzie bezpieczna.
– Obietnicy – powiedział z powagą. W szaro-złotych oczach Bezimiennego mignęło ostrzeżenie. – Przysięgnij na własną duszę i przyszłość, że kiedy twoja córka skończy osiemnaście lat pozwolisz jej mnie poślubić. Na dodatek zaakceptujesz ludzi, których wyślę do opieki nad nią.
Zapanowała cisza. Pan Amnest myślał gorączkowo nad rozwiązaniem. Ten człowiek chciał jego małej córeczki w zamian za jego przyszłość. Przecież kiedy Klara skończy osiemnaście lat on będzie miał około pięćdziesiątki! – krzyczał sam do siebie, lecz po chwili przypomniał sobie o tym, co zobaczył chwilę wcześniej. Bezimienny stworzył coś z niczego. Artur zacisnął szczękę. Powiedział, że może być bogiem, diabłem i śmiercią. Jeśli zechce zapewne będzie wstanie powstrzymać swoje starzenie się... – pomyślał, wyciągając w jego kierunku dłoń. Bezimienny był wręcz zażenowany myślami lalki przed sobą.
– Dobrze, zrobię wszystko, co chcesz tylko nie niszcz mi życia – poprosił.
CDN
Co sądzicie? Czekam na opinię i oczekuję głosów! Praca, która przegra zostanie cofnięta z publikacji i dodana, kiedy nadejdzie jej czas.
(Data opublikowania tego rozdziału: 18.10.17r)
CZYTASZ
Pakt miłości
RomanceLudzie są tak pospolici dla Bezimiennego, że ten zaczyna myśleć o ich unicestwieniu. Lalki, które nie bawią swego posiadacza, nie mają racji bytu - tak właśnie myśli ludzki Bóg. Jednak, co się stanie, kiedy oczy stwórcy spotkają się z tymi innymi? T...