Let's get dirty...
Dopiłam wodę, którą podarował mi w butelce Dominic. Westchnęłam patrząc przelotnie na główny rynek, nic się nie zmieniło. Być może dlatego, że jedna godzina nic na świecie nie zmienia. Jakoś mi się nie śpieszy, by znów rozpoczynać jakąś pojebaną gonitwę z gorylem. To co teraz próbuje zrobić to dopatrzeć się mojego celu, którego za cholerę nie potrafię znaleźć. Warknęłam coś pod nosem, poirytowana moją nieudolnością i zdolnością do spierdolenia wszystkiego samym spojrzeniem. Odłożyłam butelkę na ziemię, zwracając się w stronę Dominica, który coś przeglądał na telefonie.
-Musze już iść-Westchnęłam pocierając twarz dłońmi.
-Mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy-Uśmiechnął się nieszczerze, chowając telefon do tylnej kieszeni.
-Musimy, w końcu muszę ci się jakoś odwdzięczyć
-Nie musisz, to był akt dobrej woli-Zaśmiał się, ale mi nie było do śmiechu.
To co zrobił uratował mi dupsko, a to wcale nie było nic wielkiego. Musze mu się jakoś odwdzięczyć bez względu na to czy ta akcja się uda czy nie. Przywiązałam się do niego, nie wiem jakim cudem. Jest miły i zabawny, a to jeden z wielu powodów dla których nie zostawiłabym go bez podziękowania za pomoc.
-Jeszcze raz ci bardzo dziękuje-Mruknęłam wstając.
Chłopak jedynie zacisnął smutnie usta w cienką linię, spuszczając przy tym głowę. Bez dłuższego zastanowienia ruszyłam w stronę parkingu, by na wszelki wypadek wiedzieć gdzie uciec, jakby kolejny z goryli upatrzył sobie mnie jako zagrożenie dla swojego pana i władcy. Błądząc wzrokiem po ludziach, ostrożnie omijając czarnuchów, wreszcie zauważyłam swój cel. Chciałam zawrócić i do niego podejść, ale ktoś pokrzyżował mi te plany. Moje siało zostało wepchnięte do jakiejś ciemnej uliczki, a gdy udało mi się opanować zorientowałam się, że tym kto to zrobił, jest ten sam koleś, który mnie śledził.
-Zapytam raz-Odezwał się niesamowicie niskim głosem.
Nim się zorientowałam co się dzieje, do mojej głowy została przystawiona broń. Zastygłam oddychając szybko, powoli unosząc ręce w geście obronnym. Dosłownie sparaliżował mnie strach. Mój wzrok utkwił na spluwie, która została w szybkim tempie przeładowana. Wypuściłam z ust powietrze trzęsąc się ze strachu. Ciało podpowiadało mi, by coś zrobić. Jakoś go zaatakować, lecz uniemożliwiał mi to umysł, który całkowicie mnie zablokował, tak że nie potrafiłam się ruszyć.
-Dla kogo pracujesz?-Zapytał coraz mocniej przyciskając mi broń do głowy.
-N-nie...-Zająknęłam się, lecz nic nie powiedziałam. Nie zdążyłam, gdyż odpowiedział za mnie ktoś inny.
-Dla mnie...
We mgnieniu oka goryl został powalony na ziemię z krwawiącą, połowa twarzy. Moim wybawcą był sam szatan. Rick. Uderzył typka bokiem broni w głowę, przez co ten upadł na ziemię, tracąc przytomność. Rick, nawet na mnie nie spojrzał. tylko podszedł do goryla, wyjmując coś z jego kieszeni. Mimo, że poczułam się bezpiecznie, nie potrafiłam wykonać żadnego ruchu. Facet wyprostował się i spojrzał na mnie.
-Chodź-Rzucił oschle idąc w kierunku rynku.
-Rick-Mruknęłam nadal stojąc w miejscu.
On odwrócił się, obdarowując mnie jedynie pytającym spojrzeniem. Mój mózg wreszcie puścil strach i mogłam się ruszać, więc bez słowa podeszłam do niego układając jedną rękę na jego szyi i przybliżając usta do jego ucha.
-Dziękuję-Szepnęłam obejmując go.
Rick objął mnie w pasie i mocno przytulił. Jego zapach zawrócił mi w głowie totalnie, a jego twarz próbująca się schować w zagłębiu mojej szyi, dawała mi dziwną satysfakcję. Przejechałam niechcący dłonią, po nagich plecach faceta, co spowodowało u niego dreszcze. Wtuliłam się mocniej, nie chcąc go puszczać. Między naszymi ciałami nie było ani centymetra przerwy, ale kogo to teraz obchodzi...
Zostaw ⭐bo to bardzo motywuje!
CZYTASZ
C'est la vie
Romance"-Jestem skurwysynem. Uderz mnie!-Krzyknął klękając przede mną. -Nie uderzę cię zwariowałeś?!-Warknęłam oburzona. -Uderzysz-stwierdził łapiąc mój nadgarstek. Próbowałam się wyrwać, lecz to niemożliwe wygrać z ta siłą nieczystą-Zrób to, albo sam sobi...