-_7_-

29 4 0
                                    

- Dylan? - zapytałam, ale on wydawał się już być w amoku. Patrzył pusto przed siebie z lekko uchylonymi ustami. Machnęłam mu dłonią przed twarzą, ale nie zareagował. - Spójrz na mnie! - wstrząsnęłam nim, ale w tamtej chwili zemdlał. 

Klęcząc obok niego nie zdążyłam zareagować, kiedy coś ściągnęło go z łóżka jednym zamaszystym ruchem. Wrzasnęłam. Głowa Dylana uderzyła o podłogę, a potem jego tułów zatrzymał się na progu drzwi. Nóg nie widziałam, zasłonięte były przez ścianę. 

- Dylan! - rzuciłam się naprzód, ale pech chciał , że zaplątałam się w kołdrę. 

Im bardziej wierzgałam nogami, tym bardziej zaplątywałam się w pierzynie. Była jak gęste piaski, wciągała do swojego wnętrza. Zirytowana przeturlałam się na brzeg łóżka i spadłam na ziemie. Ból przeszył moje ramie i udo, z gardła wydobył się stłumiony krzyk, na szczęście kołdra ustąpiła. Zdyszana, podbiegłam do drzwi. Już miałam złapać dłoń Dylana, ale w błyskawicznym tempie jego ciało zniknęło mi z pola widzenia. 

Wychyliłam się za próg pokoju i goniłam wzrokiem po korytarzu. Po Dylanie nie było śladu, ale za to dziwny śluz ciągnął się od moich stóp, aż po schody. 

Zapanowała głucha cisza. Przestałam słyszeć nawet szumiący chłodny wiatr na zewnątrz, zegar zatrzymał się, ciche tykanie ustało. Słyszałam jedynie swój przyspieszony oddech, dudnił w mojej głowie. Zrobiłam mały krok.

Na końcu korytarza mieściło się okno, a za nim był widok na podwórze, aczkolwiek z mojej perspektywy widziałam tylko same drzewa.

Znów widziałam w nich coś tajemniczego, cały czas miałam wrażenie, że jest tam w środku coś co przyciąga mnie jak magnes. Zmieszana odwróciłam wzrok.

Podążając za śladem, umalowanym na podłodze, minęłam pokój mój i Lydii. Kucnęłam, zaciekawiona dotknęłam oleistej mazi. Była chłodna i chociaż w postaci płynu, zdawała się być dziwnie szorstka, barwiła palce na ciemny odcień szarości.

Dreszcz przeszedł po moich plecach, wyprostowałam się powoli z obijającym się o żebra sercem. Czułam chłód bijący od istoty stojącej za mną. Zamknęłam oczy i powoli wstałam. Odwróciłam się powoli z wciąż zamkniętymi oczami. Zaciskałam je tak mocno, że aż pojawiały mi się kolorowe plamki na czarnym tle.

Dłonie trzęsły mi się ze strachu, serce łomotało w piersi. Myślałam, że jest słyszalne w całym korytarzu jak zegar odmierzający setne części sekund.

Poczułam zimny oddech na policzku. Bardzo nieprzyjemny oddech. Śmierdział stęchlizną i czymś jeszcze czego nie potrafiłam określić. Aczkolwiek od tego zapachu, myślałam, że zaraz zwymiotuje.

Bałam się otworzyć oczy. Najzwyczajniej w świecie się bałam. Choć z drugiej strony zżerała mnie ciekawość jak to coś wygląda i co zechce ze mną zrobić.

Wyciągnęłam rękę przed siebie i będąc coraz bliżej postaci czułam mrożący chłód. Palce lekko mi skostniały, zatrzymałam dłoń. Całe ramię mi drżało, już nie potrafiłam określić czy z zimna czy ze strachu.

Za sobą usłyszałam ciche kliknięcie. Ktoś miał zamiar wyjść z pokoju. Natychmiast otworzyłam oczy.

Przede mną stała wysoka, smukła postać wyglądem przypominała slendermana. Była niewyobrażalnie chuda, ręce sięgały jej do kolan, a nogi kończyły się tam gdzie mi zaczynała się szyja. Stała nade mną lekko się pochylając z twarzą tuż przy mojej twarzy.

Skórę miała cienką jak pergamin, aczkolwiek białą jak śnieg, nic nie było pod nią widoczne. Twarz przysłaniały jej ciemne włosy i czarny, podarty kapelusz. Z pojedynczych strączków włosów skapywała czarna ciecz.

Patrzyłam na nią kiedy drzwi pokoju otwierały się z niemiłosiernym skrzypieniem.

Nagle potwór wyprostował się, a jego ciało zafalowało jak wstążka, dosłownie jakby nie posiadał kręgosłupa. Odsunęłam się kiedy długimi ramionami próbował mnie do siebie przygarnąć.

W tej samej chwili kiedy drzwi się zatrzasnęły monstrum wydało z siebie ogłuszający jęk, podobny do warczenia dinozaura, a potem roztworzyło wściekle usta i rozpędzając się przeszło przez moje ciało.

Najpierw wstrząsnął mną dreszcz, a potem poczułam jakby miliony małych igiełek przebijało się przez moje ciało. To wszystko trwało ułamek sekundy. Potem idąc przed siebie zniknął w otchłani.

Lucas stał przed drzwiami, podtrzymując się na klamce. Oczy miał szeroko otwarte a twarz bladą jak śnieg.

- Alex.... Ja... Ja wszystko pamiętam.

- Lucas - sapnęłam wiedząc, że zaraz stracę równowagę i upadnę.

- On przeszedł cię na wylot.... Jak duch...

Kolana się pode mną ugięły, gwiazdki zawirowały mi przed oczyma, po chwili Lucas pojawił się przy mnie. Złapał mnie kiedy upadałam, chroniąc przed twardym lądowaniem.

- Oni... Zabrali Dylana.

Klątwa Seattle (Postrach Dzieciństwa)Where stories live. Discover now