Rozdział V

27 4 2
                                    

Olena...

Maddie uważała ją za najlepszą osobę pod słońcem. Była najbardziej dobra i niewinna z całego rodzeństwa. Maddie dawno już zauważyła, że w jeśli w jej rodzinie dzieje się coś złego, pierwszą reakcją jest zamykanie się. Chłód i dystans – oto recepta na przeczekanie przykrego okresu. A Olena bez względu na okoliczności miała serce ze złota i po prostu kochała, nawet w bolesnym smutku.

Nie zasłużyła na to, co przeżywała w nocy.

Maddie poczuła się źle z myślą, że teraz nie będzie mogła być przy siostrze. Zaniepokoiła się, czy Olena sobie poradzi. Czy jej koszmary wrócą albo – co gorsza – nasilą się? Maddie miała nadzieję, że nie. Mama nie wiedziałaby, jak pomóc Olenie, najpewniej zatroszczyłaby się głównie o to, żeby Dachi wysypiał się spokojnie i bez strachu, niebudzony krzykami siostry.

Maddie opadła głową na cuchnącą stęchlizną poduszkę, obracając w dłoni zawieszkę z mewimi piórami. Olena często je gubiła i przechowywała w drewnianej skrzyneczce pod łóżkiem, jeśli udawało jej się je znaleźć. Miała takie piękne przeobrażenie... Maddie uśmiechnęła się krzywo, na wspomnienie dnia, w którym zobaczyła siostrę przeobrażoną po raz pierwszy. Poczuła wtedy mocne ukłucie zazdrości, przekonana, że gdyby to ona miała przeobrażenie ptaka, nie wahałaby się nawet przez chwilę. Poleciałaby tak daleko, jak tylko by się dało. A teraz, gdy znalazła się daleko od domu, nie wiedziała już, czy byłaby taka pewna swojego postanowienia. Mogłaby zostać chociażby ze względu na Olenę. Chyba że uciec z nią...

Maddie przypomniała sobie, jak jeszcze wczoraj wieczorem, kiedy pakowała ostatnie rzeczy do sakwy podróżnej, Olena siedziała obok niej na komodzie, przebierając chudymi nogami w powietrzu. Bez ustanku powtarzała, jak bardzo chciałaby wyruszyć do Lastier z Maddie.

- A ja chciałabym, żebyś była tak mała, żeby się zmieścić do tej sakwy – odpowiadała jej wtedy siostra.

- Jestem przecież! Jeśli zmienię się w mewę...

- To był żart, głuptasie! Udusiłabyś się w niej – Maddie puknęła ją knykciami w kolano i postarała uśmiechnąć się odrobinę mniej smutno.

- To będę do ciebie przylatywać. Przez okno! W nocy, żeby nikt nie widział.

- Jeśli zaczniemy gadać, zbudzimy wszystkich i ktoś na pewno pobiegnie do któregoś z masti albo i nawet strażników. Poza tym, nawet jeśli, gdzie byś zostawała na noc?

- Spałabym z tobą.

- A rano? Wiesz, jaki krzyk by się podniósł, gdyby odkryli w Scolan Lastier kogoś, kto nie jest uczniem? W dodatku w łóżku ucznia?

- A jak wyfrunę przed świtem?

- Olenko – Maddie przerwała pakowanie, by wstać i oprzeć ręce na ramionach siostry. – Jesteś najukochańsza na świecie i uwierz, nie mówię tego wszystkiego, bo nie chcę cię na oczy widzieć. Ale ty nawet nie dałabyś o własnych siłach przylecieć do Lastier. Wiesz, jaki to kawał drogi?

- Trzy dni koleją – Olena westchnęła cicho.

- No właśnie. Poza tym, Rino pisał, że w oknach mają kraty. Bardzo pilnują zasad. Nikt spoza Scolan Lastier nie może się tam dostać.

Olena prychnęła z kpiną.

- Tak jakby trzymali tam jakieś skarby... Przecież każdy na Tartarudze ma przeobrażenie! A innego lądu niż Tartaruga nie ma. Co za różnica, kiedy kto przybędzie do Akademii?

Maddie wzruszyła ramionami, nie wiedząc jak odpowiedzieć na to pytanie, i wróciła do pakowania się w ciszy.

Teraz, leżąc na łóżku, z chrapaniem osoby spod spodu furkoczącym jej w uchu, naprawdę żałowała, że Olena nie może tu przylecieć. Och, ile by dała, żeby poczochrać jej włosy, chichotać bez końca i na przekór atmosferze obracać w żart tę przesyconą napięciem sytuację!

Oczy kojotaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz