Rozdział 10

35 6 12
                                    

》》》7《《《

Krew. Dużo krwi. Piękne skrzydła, czarne jak smoła, mieniły się teraz złotą krwią. Mogli wcielić swój plan w życie. Piękny chłopiec ucieknie, a złota krew zaleje święte ogrody i stworzy osobną drogę, przebijając się przez diamentowe kwiaty. 

》》》♡《《《

Święte Ogrody zakryte były białymi skrzydłami. Delikatnie trzepocząc nimi, aniołowie wytwarzali piękną melodię. Melodia ta pokonywała setki mil i docierała do ucha samotnego strażnika. Potężny mężczyzna w złotej zbroi przyozdabianej wspaniałymi szmaragdami chylił swą głowę ku swemu władcy. Ale kim on był? Kim był złoty rycerz?

Archaniołowie mają wspaniałą moc. Moc kreowania. Za pozwoleniem Najwyższego tworzyli postacie, które sami wymyślili lub brali bohaterów z utworów literackich. A wspaniały rycerz był takim właśnie przykładem. Pochodził z książki wielbionej przez miliony osób. Jego dobroć, lojalność i oddanie oczarowały aniołów, więc teraz stał się ich strażnikiem.

Lecz za potężnym mężczyzną stał drobniejszy chłopak. Nie miał na sobie zbroi. Jego ciało zakryte było malachitową peleryną w plamki. Płaszcz miał wzór znany w wojsku, a jednak zdawał się działać znacznie lepiej. Nikt nie był w stanie dostrzec młodzieńca nawet z odległości dwóch metrów. 

-Sygnał?

Rycerz się odezwał, przepuszczając przed siebie niższego chłopaka. Ten nadstawił ucho i stał. Faktycznie. Sygnał. Z oddali było słychać bębny, które wyjątkowo dobrze zagłuszały grający róg. Róg, który oznajmiał im, że pora ruszać.

-Idziemy-rzucił tylko młodzieniec, kryjąc swoją twarz w cieniu kaptura.

》》》♡《《《

Piękny chłopiec mocno trzymał swojego hyunga, gdy przyśpieszył, by móc uciec. Zostawił w tyle swojego przyjaciela, więc sam leciał prosto do ich kryjówki. Biały Kanion był coraz bliżej. Już dało się zobaczyć piękną rzekę koloru morskiej zieleni. Gdzieniegdzie barwa zmieniała się na wspaniały błękit królewski. Jest! Symbol gwiazdy!

Anioł w jednej sekundzie zaczął pikować, a w następnej zanurzał się w morskiej otchłani. Lodowata woda uderzyła w przystojnego chłopaka, który w ostatniej chwili zdążył nabrać powietrza do ust. Bał się, że nie starczy mu go na długo, ponieważ dno było osadzone bardzo głęboko. Jednak mylił się. Gdy jego usta zaczęły opuszczać bąbelki, poczuł, że wcale nie potrzebuje tlenu. Odważył się całkowicie otworzyć usta. Woda natychmiast wypełniła wnętrze, ale nie zaczął się nią krztusić. Oddychał tak, jakby był na powierzchni. 

-Nie martw się, ze mną nic ci się nie stanie-uśmiechnął się piękny chłopiec i wtulił w siebie przystojnego chłopaka. 

Chwilę później ich obu przestraszył nagły dźwięk. Coś jakby o siebie uderzało, pchało. Dudnienie stawało się coraz donośniejsze w miarę zbliżania się ich do wielkiej gwiazdy. Szczęk nasilił się tak bardzo, że osiemnastolatek nie był w stanie usłyszeć, co do niego mówi jego anioł. Po kilku następnych sekundach hurkot ucichł. Cisza trwała może sekundę, by w następnej chwili zastała przerwana przez głośne odsuwanie się czegoś. Wielka gwiazda podzieliła się na pół, ukazując przejście. Do wielkiej dziury zaczęła się wlewać ogromna ilość wody razem z nimi. Gwiazda zamknęła się po nich.

-Spokojnie-cichy szept rozniósł się w ciemności. 

Woda zdawała się znaleźć ujście. Powoli znikała, a dwójka chłopców mogła dotknąć ziemi. Mrok, który ich otaczał, zniknął w chwili, gdy pochodnie usadowione na ścianach zaczęły się, jedna po drugiej, zapalać na biało. Kiedy ich oczy przyzwyczaiły się do nagłej jasności, rozglądnęli się po wnętrzu. Wbrew oczekiwaniom, nie było to miejsce, które jest stworzone z ciemnego kamienia jak świątynie lub grobowce w filmach. Ściany miały perłową barwę, a podłoga platynową. Pochodnie płonęły pięknym, białym światłem. Nie był to ogień. Nie można nawet tego było nazwać pochodnią. Były to światła zamknięte w szklanych kulach na mlecznych, ozdobnych rękojeściach. Na suficie można było dalej obserwować wielką gwiazdę, która ich tu wpuściła. Jednak od tej strony można było zobaczyć coś jeszcze. Otóż środek zdawał się być pęknięty. Brzydka czerń skalała samo serce figury, ale wyglądało na to, że niknie. Znika wśród przytłaczającej bieli. Miesza się, tworząc szarość, która dalej się miesza, aż w końcu i tak powstaje biały. 

Tylko przez parę pierwszych metrów były ściany. Dalej stały potężne kolumny, białe, a jednak połyskiwały na srebrno. Za nimi już nie było podłogi. Były tam baseny z czystą wodą, na której tafli pływały płatki porcelanowych róż. Na końcu długiego korytarza mieściły się ogromne srebrne drzwi. Drzwi miały napis "Dignitas etiam sanguis". 

-Co to znaczy?-spytał przystojny chłopak.

-Nie mam pojęcia. Nie umiem łaciny-odpowiedział szczerze i udał się w stronę drzwi. 

》》》♡《《《

Wrota otworzyły się wypuszczając łowców. Ci, nie należąc do żadnej z frakcji, nie martwili się zasadami mordując kogoś. Nie obchodził ich regulamin, pomagając. Sami sobie tworzyli zasady. Teraz mogli wybrać. Albo zabiją albo pomogą.

Posiadanie wyboru było naprawdę wspaniałą rzeczą, ale za jaką cenę? Odrzucenie, skazanie na wieczną samotność.

-Zabijamy.

Wrócą z łupami w postaci krwawych piór. Krwawych perł.

》》》♡《《《

A/N: Przepraszam, że po dłuższej nieobecności daję krótszy rozdział, le chciałam go wstawić już dzisiaj.

Więc no nie wiem...

Miłego wieczoru?

Wings [1.0.]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz