VI. Apoptoza jego uczuć

1.6K 172 65
                                    

Następnego dnia nie zjawił się w szkole.

I następnego.

I następnego też.

Poranne treningi podzieliły los tych popołudniowych. Nie pojawił się na nich przez kilka dni z rzędu, nie informując o tym nikogo. Z godziny na godzinę, z minuty na minutę, z sekundy na sekunde moja frustracja względem całej sytuacji rosła. I jeśli myślałem, że dnia, w którym odkryłem powód Hinaty do zrezygnowania z dodatkowych treningów osiągnęły punkt kulminacyjny, to się myliłem.

- Wiesz coś może o Hinacie? - zapytał po jednym z treningów Iwaizumi, wyraźnie niezadowolony z nieobecności pierwszoklasisty.

Pokręciłem jedynie głową, będąc pewnym, że gdy tylko otworzę usta wypłyną z nich jakieś nieodpowiednie, pochopne słowa. Nie chciałem, żeby starszy kolega stał się ofiarą mojego gniewu.

Hinata w szkole zjawił się dopiero po tygodniu. Nie przyszedł na poranny trening. Nikt nie spodziewał się, że to zrobi. Ja także, jednak i tak poczułem zawód.

Minąłem go na korytarzu. Jego twarz po raz kolejny przedstawiała wyjątkowo bolesną fioletowo-żółtawą mozaikę siniaków, tym razem nieudolnie przykrytą warstwą makijażu. Poczułem jak moje serce ściska się na ten widok, a zęby bezwiednie zaciskają się, tworząc, za ściągniętymi w linię ustami ekspozycję bezradności i frustracji. Przez chwile czułem jak cała złość wyparowuje. Jak dusząca potrzeba wyładowania zgromadzonych emocji na obiekcie, który był ich powodem chowa się za mgłą, na pierwszy plan wysuwając zmartwienie, troskę i bezsłowną obietnice zamordowania osoby, która położyła na Shouyou choćby jeden palec z zamiarem skrzywdzenia go. Osoby, przez której myśl chociażby przeszło by umiejscowić na jego delikatnej, porcelanowej skórze cokolwiek co by ją pokalało. Zacisnąłem pięści. Pełne życia czekoladowe tęczówki chłopca patrzyły pusto w przestrzeń, nie zwracając uwagi na nic wokół.

Nie widział mnie.

Nawet nie próbował. Unikał ciekawskiego wzroku każdego, kto tylko go nim uraczył.

Dopiero dwa dni pózniej stanąłem z nim twarzą w twarz. Nawet nie próbował wymuszać uśmiechu. Pod jego oczami pojawiły się ciemne cienie, a jasna cera teraz zdawała się być trupio blada. Siniak, choć powolnie blaknął, wciąż jeszcze przyozdabiał jego policzek, i mogłem przysiąc, że widziałem świeższego, dużo gorzej wyglądającego, wystającego spod kołnierza koszuli w jaką był ubrany.

Zabrzmiał dzwonek na lekcje. Żaden z nas nawet nie pomyślał o tym, żeby się ruszyć.

Korytarze pustoszały. Półpiętro, które nieświadomie wybraliśmy pogrążało się w ciszy. Byłem niemal pewny, że słyszałem wraz z każdą mijającą sekundą jak moje serce uderza mocniej w mojej piersi.

- Cześć. - wyszeptał niepewnie Hinata, nie znając lepszego sposobu na przerwanie ciszy. - Długo się nie widzieliśmy...

- Racja. Nie było cię ostatnio na treningach. - nie planowałem rozpoczynać rozmowy tak ostrym tonem, zwłaszcza widząc jak speszony całą tą sytuacją jest atakujący.

- Źle się czułem. Zostałem w domu.

- Nawet nie próbujesz brzmieć przekonująco. - zarzuciłem.

- Nie muszę. Mówię prawdę.

- Tak samo jak wtedy, kiedy powiedziałeś nam, że rezygnujesz z treningów żeby się uczyć? Świetna ta twoja nauka, nic dziwnego, że tak poprawiłeś stopnie. - zakpiłem. - Może też powinienem spróbować, co?

Bądź moim światłem [KageHina] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz