V. Ciągnięty na dno

1.8K 178 97
                                    

Cofnął się kilka kroków.

Wziął głęboki wdech.

W moich uszach wciąż roznosił się dźwięk piłki odbijającej się od parkietu. Byłem na tylnej lini. Przygotowałem się by przyjąć cokolwiek rudowłosy miał zamiar posłać w moją stronę.

Piłka poszybowała w górę. Hinata nie spuszczając jej z oczu, zaczął powolnie podbiegać do niej, przygotowując się do skoku. Rozłożył ramiona i... leciał. Tak jak kiedyś. Byłem niemal pewien, że dostrzegłem widmo skrzydeł rozciągające się na jego plecach. Ze wzrokiem wciąż skoncentrowanym na piłce, tylko na ułamek sekundy przekierowanym na naszą stronę boiska uderzył, może i nie nadając obiektowi zabójczej siły lecz z pewnością idealnie wymierzając miejsce, w którym chciał by piłka spotkała się z parkietem.

- Niezły serw, Shouyou!

Cholernik nauczył się serwować. Bardzo dobrze serwować. As serwisowy podczas gdy nasz libero jest na boisku. Nieźle sobie poczyna.
Atmosfera po naszej stronie siatki zdawała się zagęścić.

Pięć do trzech dla Nekomy. Chociaż byliśmy dopiero na początku gry, każdy z nas wiedział, że nie możemy pozwolić naszym przeciwnikom za bardzo odskoczyć. Mieliśmy świadomość, że im głębiej w grę będziemy wchodzić tym ciężej będzie nam wyrwać z ich szponów, choć może powinienem powiedzieć pazurów, następne punkty.

Tak jak wcześniej zrobił kilka kroków w tył.

Teraz to ja wziąłem głębszy wdech.
Podskoczył, omiatając szybko wzrokiem boisko. Nie potrafiłem zwalczyć wrażenia, że spojrzał na mnie, uśmiechając się delikatnie, choć ta myśl zdawała się być irracjonalna.
Nishinoya gotów był rzucić się na podłogę, byle by nie dopuścić by zdobyli kolejnego punkta. Okazało się to jednak zbędnie.

- Przepraszam! - wykrzyczał z zawstydzeniem Hinata, kiedy wiadome było, że piłka zamiast w boisko uderzy w siatkę.

- Nie przejmuj się! 

- Widzę, że Hinata jak zawsze niezawodny. - skomentował Tsukishima i pomimo całej kpiny, którą ociekały jego słowa dało się w nich usłyszeć również melancholię i niewielką, śladową ilość sympatii.
Tsukishima każdego dnia przeraża mnie coraz bardziej.

Czarnowłosy mężczyzna po drugiej stronie siatki z fryzurą, jakgdyby zaledwie dwie minuty temu wyszedł, wycząłgał, czy cokolwiek innegi zrobił, z łóżka, nie widząc szczotki od kilku ładnych lat, uśmiechnął się ironicznie. Jego koszulka wyraźnie sugerowała, że jest kapitanem, co oznaczało, że Tsukishima nie miał przyjemności rozmawiać z nikim innym jak Kuroo Tetsurou, liderem kotów we własnej osobie.

Przez chwile miałem wrażenie, że nazwisko to wydało mi się znajome, bynajmniej nie usłyszane po raz pierwszy z ust blondyna. Zepchnąłem jednak myśli o tym na dalszy plan.

- Nic się nie zmieniłeś, Tsukki.

- Tobie przybyło siwych włosów. - odgryzł się.

- Och, proszę cię. Ten tekst jest cholernie  stary. Po tobie spodziewałem się czegoś więcej.

- Zawsze spodziewałeś się czegoś więcej.

W tamtym momencie poczułem, że rozmowa nie była przeznaczona dla moich uszu. Nie byla przeznaczona dla niczyich uszu, oprócz tych kapitana Nekomy i Tsukishimy.

- A ty nigdy mnie nie zawodziłeś...

Czego ja właśnie świadkiem byłem?

Mimowolnie spojrzałem na Yamaguchi'ego, wpatrującego się w rozmawiającą parę z martwym, wyblakłym wyrazem na swojej pokrytej piegami twarzy. Przerwał swoją rozmowę z siedzącym na widowni Sugawarą, skupiając sto procent swojej uwagi na mężczyźnie, któremu jak przekonałem się zaraz po poznaniu go oddał swoje serce.

Bądź moim światłem [KageHina] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz