III. Demony przeszłości

2.3K 192 238
                                    

Więc ten oto rozdział, który Wam prezentuje jest najkrótszym, który tutaj do tej pory opublikowałam, a paradoksalnie najdłużej pisanym. Ogólnie jest dosyć ważny dla całej fabuły, więc mam nadzieję, że udało mi się przekazać w nim to, co chciałam.

Moja ścieżka życiowa przecieła się z tą, którą podążał Hinata, gdy oboje mieliśmy po piętnaście lat i zaczynaliśmy swój pierwszy rok w liceum.

Pomimo, że niemal wszystkie możliwe aspekty naszego życia różniły nas od siebie, był jeden, który nas łączył. Miłość do siatkówki.
Pamiętam wciąż atmosfere, która panowała na sali gimnastycznej tuż przed pierwszym oficjalnym zebraniem kandydatów do klubu siatkówki Aoba Johsai. Wszyscy poza podskakującą radośnie, podśpiewującą pod nosem tylko sobie znaną piosenkę płomennowłosą kulką, stali spięci, wyczekując nadejścia drugo i trzecioklasistów.

- Mógłbyś się przymknąć? - warknąłem w jego kierunku. Zaprzestał na chwile podskoków, zwracając swoją głowę w moja stronę. Zmierzył mnie spojrzeniem swoich brązowych tęczówek.

- A co jeśli się nie przymknę?

- To sam cię przymknę.

- Ależ się ciebie boję. - zakpił i wystawiając język, powrócił do podskakiwania i podśpiewywania.

Dwaj towarzyszący nam pierwszoklasiści - Kindaichi Yuutaro i Kunimi Akira, z którymi w siatkówke grałem już w gimnazjum i z którymi to utrzymywałem najbardziej przyjacielskie stusunki, na jakie było mnie stać, parsknęli śmiechem, rzucając mi ukratkowe, rozbawione spojrzenia. Nie dziwiłem im się. Odpyskował mi ledwo odrośnięty od ziemi, chuderlawy rudzielec. Nie był w żaden sposób imponującym przeciwnikiem, a jednak postawił na swoim.

- Jesteś libero? - zapytał z podekscytowaniem Watari, drugoroczny piastun wspomnianej przez siebie pozycji, gdy to już doczekaliśmy się przybycia członków drużyny.

Patrząc na całą czwórkę pierwszorocznych z pewnością zdawało się to jedyną słuszną odpowiedzią. Chłopiec ledwo przekraczał granicę stu sześćdziesięciu centymertrów, podczas gdy najniższy z pozostałej trójki, którym okazałem się ja, mógł pochwalić się imponującym metrem osiemdziesiąt.

- Jestem atakującym! - rzekł z lekkim oburzeniem.

Wtedy wybuchnąłem śmiechem. Pozostała dwójka pierwszaków zawtórowała mi.

- Słyszałeś, Kindaichi? Skrzat mówi, że jest atakującym. - zakpiłem, zyskując prawdopodobnie najchłodniejsze spojrzenie na jakie rudowłosy ze swoją ciepłą, błyszczącą osobowością potrafił się zdobyć. - Pewnie nawet nie sięga siatki.

Och tak, moje wyrafinowane obelgi.

Drugo i trzecioklasiści zdawali się nie podzielać naszego rozbawienia. Z nieodgadniętymi minami przyglądali się i mnie, i rudowłosemu.

Czułem na sobie ciężar każdego z ich oczu.

- Może i jestem niski, ale...

Przerwałem mu.

- Oszczędź sobie tą ckliwą, motywującą gadkę. - rzuciłem bez większego zainteresowania dalszą interakcją z nim. Kindaichi wciąż jeszcze chichotał pod nosem. Po tym incydencie i on, i Kunimi opowiedzieli się jednoznacznie po mojej stronie frontu bitwy, którą nieświadomie rozpocząłem. Choć może 'bitwa' to nie do końca dobre słowo. Hinata nigdy mnie nie zaatakował. W naszych słownych potyczkach to ja dolewałem oliwy do ognia, a on już po kilku dniach skapitulował i jedynie przyjmował natarcie, nie próbując go odbić. Zdawał się poddać, licząc za pewne, że w niedługim czasie znudzi mi się dręczenie go.

Bądź moim światłem [KageHina] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz