Chciałem porozmawiać z Colette. Nie rozumiem jej dziwnego zachowania. Znaczy, zawsze była dziwna, ale teraz przeszła samą siebię.
- Chodźcie na obiad! - usłyszałem.
Colette się jeszcze kąpała, więc sam poszedłem do jadalni i usiadłem przy stole.
- Co się dzieje z... - zapomniała imienia.
- Colette. Nie wiem. Naprawdę nie mam pojęcia.
- Mi się wydaje, że...
I w tamtej chwili do jadalni weszła Colette. Miała zawiązany ręcznik w turban na głowie, więc myła włosy. W sumie też już powinienem.
- Siadaj kochanie, zaraz podam obiad -babcia zwróciła się do niej.
Dziewczyna usiadła obok mnie nawet na mnie nie patrząc.
- Gdzie jest dziadek? - spytałem czekając na posiłek.
- Justin... Dziadka już nie ma...
Mina natychmiast mi zrzedła.
- Dostał dwa lata temu poważnego zawału - szepnęła stawiając przed nami talerze. - Wiem, że go kochałeś.
Nie odpowiedziałem. Colette zajęła się jedzeniem nawet na chwilę nie podnosząc wzroku z talerza.
- Powiedz mi... - Babcia zwróciła się do mnie. - Jak mogę ci pomóc?
- Nie rozumiem.
- Masz kłopoty. Chcę ci pomóc, Justin. Jesteśmy rodziną - uśmiechnęła się.
- Mnie się nie da pomóc. Chcę tu tylko chwilę się ukryć. Nie mam siły znowu jechać. Zwłaszcza, że ktoś nie chce podać mi adresu. Kolejny raz.
Colette zacisnęła pięści.
- Gdyby ktoś mi pomógł... Może bym nie musiał się teraz chować.
Colette dołożyła widelec i wstała od stołu.
- Dziękuję, było pyszne - uśmiechnęła się lekko do babci a potem zacisnęła usta i pobiegła na górę.
- Odpuść jej.
Zmarszczyłem brwi.
- Idź do niej - poprosiła.
- Babciu, nic nie rozumiesz.
- Idź. Ja wiem, nie musisz mi ufać. Ale powinieneś iść - spojrzała na mnie wzrokiem jakim patrzyła na mnie kiedy byłem mały.
Westchnąłem i wstałem powoli kiwając głową.
Spojrzałem na nią i mocno ją przytuliłem.- Jestem ogromnie wdzięczny,że nie wyrzuciłaś mnie z domu. Kocham cię.
- Justin, jesteś dla mnie jak syn. Też cię kocham. Chcę Ci tylko pomóc.
- Mnie się nie da pomóc. Naprawdę.
Westchnęła i pokazała mi gestem żebym poszedł na górę do brunetki.
Pokiwałem głową i skierowałem się na górę.
Wszedłem do pokoju i zastałem Colette leżącą na łóżku.- Cole, co się z tobą dzieje?
-Wyjdź. -Szepnęła przewracając się na drugi bok.
- Daj spokój - usiadłem obok niej i położyłem dłoń na jej ramieniu.
- Proszę cię. Wyjdź.
- Uspokój się i powiedz dlaczego się tak zachowujesz.
- Nie chcę z tobą rozmawiać. Daj mi spokój. Proszę.
- Cole. Spójrz na mnie.
Podniosła się i usiadła na przeciw mnie.
- Powiedz mi. Dlaczego się tak zachowujesz? Odkąd tu przyjechaliśmy jesteś jakaś dziwna.
- Nieprawda - mruknęła.
- Mała, spójrz na mnie - podniosłem jej podbródek. - Powiedz.
- Nie, ja... - pokręciła głową. -Naprawdę to nic...
- Przecież widzę. Jesteś smutna, na mnie zła, jak cholera...
- Nie, Justin... Nieprawda.
Westchnąłem.
- Mała, wiem,że nie zawsze jestem miły, ale mogłabyś mi po prostu wyjaśnić o co ci chodzi.
- Ja... - zagryzła wargę. - Bo to nie jest tak... Ja po prostu... ugh...
Szybko się do mnie zbliżyła, ujęła moją twarz dłońmi i pocałowała mnie w usta. Zdziwiony otworzyłem szeroko oczy. Dziewczyna rozumiejąc, że nie zamierzam odwzajemnić pocałunku odsunęła się i przerażona spojrzała na mnie.
- Przepraszam! - zakryła dłońmi usta i w mgnieniu oka uciekła z pokoju.
Ona. Mnie. Właśnie. Pocałowała.
- Colette, poczekaj! - zawołałem za nią, ale zdążyła zamknąć się w łazience.
- Colette! - zapukałem do drzwi. -Wytłumacz mi to!
- Odejdź! Zapomnij o tym!
- Jak mam zapomnieć?! Pocałowałaś mnie!
Usłyszałem szloch, więc westchnąłem i odetchnąłem głeboko, próbując uspokoić nerwy.
- Od kiedy? - spytałem.
- Co od kiedy? - usłyszałem przez drzwi.
- Od kiedy jesteś we mnie zakochana?
- Chyba nie myślisz, że ci odpowiem. Idź sobie. Już wystarczająco się wstydzę.
Przekląłem w myśli i pokiwałem głową.
- Porozmawiamy później. Jak ochłoniemy.
Nawet szybciej niż później.
CZYTASZ
Die in your arms/JB/ ✔
FanficKiedy Justin Bieber, młody i niebezpieczny członek mafii potrąca samochodem dziewczynę, nie spodziewa się, że będzie zmuszony do spędzenia z nią długiego czasu w jednym samochodzie. Colette za wszelką cenę próbuje zmniejszyć swój opór do Justina, al...