- Dostałem piątkę z muzyki. -uśmiechnąłem się do mamy kiedy podała mi obiad.
- Cudownie skarbie. Jestem dumna -pocałowała mnie w czoło. - Jedz bo wystygnie.
Zająłem się jedzeniem patrząc co jakiś czas na mamę która rozwiązywała krzyżówę siedząc obok mnie.
- Justin! - usłyszałem z sąsiedniego pokoju. - Justin! Justin!
- Justin. Justin. Obudź się - usłyszałem.
Otworzyłem oczy i rozejrzałem się wokół siebie.
Colette budziła mnie szturchając mnie za ramię.- Jesteśmy w Kanadzie - oznajmiła.
- Już? Tak szybko? - ucieszyłem się. -Dziękujemy panu bardzo.
- Nie ma problemu. Cieszę się, że pomogłem.
Wysiedliśmy z samochodu i dałem mężczyznie dwadzieścia dolarów.
- Nie mam więcej, przepraszam.
- Nie chcę pieniędzy - pokręcił głową, oddając mi pieniądze.
Podziękowałem i zabrałem swoje rzeczy z tylnego siedzenia.
- Chodź Cole. Jeszcze raz dziękujemy.
Poszliśmy w stronę którą dobrze pamiętam z dzieciństwa.
- Jaki masz plan? - spytała, idąc przy moim boku.
- Parę dni zatrzymam się u babci a potem...
- Może nie będą cię szukać. Nie mają pojęcia gdzie jesteśmy.
- Może - wzruszyłem ramieniem. -Chodź szybciej.
Babcia była dla mnie lepsza niż matka. Zawsze mogłem do niej przychodzić, kiedy miałem problem. Kiedy uciekłem z domu straciłem kontakt z nią i dziadkiem. W ogóle ze wszystkimi.
- Pamiętasz gdzie ona mieszka?
- Jeśli się nie przeprowadzili to tak -mruknąłem. - Colette? Nie musisz iść ze mną. Możesz mi powiedzieć ten adres i iść do domu.
- Nie wiem gdzie mam dom, pamiętasz? Justin, podam ci ten adres, ale chcę mieć pewność, że wrócę do domu. Sama nie dam sobie rady.
- To nie jest mój problem.
- No proszę, stary Bieber wraca. Przestań być wredny. Lubię cię kiedy jesteś sobą.
- Taki jestem, Colette.
- Nie - stanęła przede mną. - Kiedy jesteś prawdziwym sobą. Wrażliwy, z uczuciami. A nie chamskim dupkiem.
Zaśmiałem się.
- Taki jestem, Colette. Jestem chamskim dupkiem - zacytowałem ją i wyminąłem.
- Nie, nie jesteś - dobiegła do mnie i znowu mi zagrodziła drogę. - Dlaczego się tak zachowujesz? Co jest z tobą nie tak? Jeszcze w samochodzie byłeś miły.
- Daj mi spokój.
- Pozwól zobaczyć w tobie dobre strony!
- Nie chcę! - krzyknąłem. - Nie chcę, rozumiesz?!
Odsunęła się ode mnie i pokiwała powoli głową.
- Chodźmy już - mruknąłem.
Poszedłem przed siebie a Colette powoli ruszyła za mną.
- Jak zamierzasz wytłumaczyć babci kim jestem?
- Nie zamierzam. Jesteś dla mnie tylko złodziejką i nie zamierzam tego ukrywać.
Może ją to zabolało, ale taka jest prawda.
Jestem rozbity. Raz mam wrażenie, że jej nienawidzę a raz czuję, że wypada być jednak dla niej miłym. Nie lubię tego. Nie chcę być miłym. Nie jestem miły.- Daleko jeszcze? - usłyszałem.
- Właściwie. To już tutaj - zatrzymałem się przed domem za którym tak bardzo tęskniłem.
- Tutaj? - zdziwiła się.
Pokiwałem głową.
Weszliśmy po schodkach i stanęliśmy przed drzwiami.
Nacisnąłem dzwonek i za kilka sekund drzwi się otworzyły, a w nich stanęła kobieta którą tak dobrze pamiętam.- Tak? - zapytała.
- Możemy wejść?
- Ale kim jesteście? - uśmiechnęła się przyjaźnie.
- Nie poznajesz mnie? - zdziwiłem się.
- Przykro mi, ale...
- Nie poznajesz mnie, babciu?
Kobieta zmarszczyła brwi, ale po chwili uniosła je w zdziwieniu.
- Justin? To Ty?
- Tak - pokiwałem głową uśmiechając się. - To ja. Minęło ponad osiem lat...
- Justin... - gwałtownie rzuciła się do mnie biorąc mnie w ramiona.
Przytuliła mnie mocno płacząc w moje ramię.
Chciałem by przytulała mnie już zawsze. Nie chciałem jej puszczać. Tak bardzo za tym tęskniłem.
CZYTASZ
Die in your arms/JB/ ✔
Fiksi PenggemarKiedy Justin Bieber, młody i niebezpieczny członek mafii potrąca samochodem dziewczynę, nie spodziewa się, że będzie zmuszony do spędzenia z nią długiego czasu w jednym samochodzie. Colette za wszelką cenę próbuje zmniejszyć swój opór do Justina, al...