Rozdział 4

61 7 1
                                    

Obudziłam się strasznie rozkojarzona. Nie wiedziałam co myśleć o snach, które od jakiegoś czasu miewałam. Wszystko zaczęło się od moich urodzin. Wtedy w moich snach pojawiać się zaczęła jakaś niezwykle do mnie podobna kobieta. W tamtych snach byłam obserwatorem jej życia, wszystkiego co robiła. W drugim rodzaju snów stałam na rozdrożu i musiałam wybrać jedną z dróg. Jak do tej pory zawsze wybierałam tą która wydawała się być trudniejsza. Tym razem udało mi się dojść do tajemniczego mężczyzny i już miałam zdjąć mu kaptur jednak właśnie w tym momencie obudziłam się. Byłam zła że nie udało mi się dowiedzieć się do kogo mam dążyć jednak jednocześnie byłam pewna że nie chodzi tu o jakiegoś przypadkowego mężczyznę. Z Bishop'em, który czekał na końcu drugiej drogi byłam zaręczona, jednak wydawało mi się, że mężczyzna do którego dążyłam był tym na którego czekało moje serce. Wyszłam z łóżka i naszykowałam sobie ubrania. Tego dnia też miałam pomagać Jack'owi a po południu iść na pierwsze oficjalne spotkanie z rodziną mojego narzeczonego. Na Dyniowej Farmie spędziłam niemal cały dzień, do domu wróciłam dopiero późnym wieczorem i od razu zaczęłam się przygotowywać do kolacji z rodziną Bishop'ów. W tym samym momencie do pokoju wszedł Salem i nie zwracając na nic uwagi położył się na leżącej na łóżku sukience.
- Salem złaź!- Podeszłam do kota i próbowałam go zgonić jednak nie udało mi się to. Za każdym razem gdy chciałam go podnieść wysuwał pazury i groził że porwie mi sukienkę.
- Mówił Ci ktoś że jesteś wredny?- Zapytałam siadając obok niego.
- Bo to raz?- Salem wyszczerzył się niemal jak pies i przeciągnął się.
- Nie pozwolę Ci tam iść.- Tym razem kot był całkiem poważny.
- Dlaczego? Wiesz przecież że muszę.- Kot prychnął i ogonem wskazał na swoją łapę.
- Prędzej mi tu kaktus wyrośnie niż jakaś czarownica z rodu Warren wyjdzie za mąż za Bishopa. Nie zamierzam Ci na to pozwolić. Mam chronić cały twój ród, robiłem to przez wiele lat i nie zamierzam tego zmienić. Obiecałem to dwóm osobom i nie chcę złamać tej obietnicy. Wybacz Rose jednak nie pozwolę Ci nigdzie iść. Możesz jedynie wziąć prysznic i grzecznie zasnąć w swoim łóżku.- Kot w tym momencie złapał moją sukienkę w pyszczek i zaniósł do szafy. Salem czasem zachowywał się jak mój ojciec jednak nigdy nie miałam mu tego za złe, chociaż czasem było to denerwujące. Moja matka- Allison, wyszła za mąż kiedy miała dwadzieścia lat. Wedle zwyczaju przed ślubem podpisała specjalną umowę według której pozostanie ona członkiem rodu Warren podobnie jak wszystkie jej córki. Synowie z kolei mieli być członkami rodu Crane. Moi rodzice doczekali się najpierw syna, Ichaboda, który w tym roku skończył dwadzieścia pięć lat. Zawsze marzyłam o wielkiej miłości i mężu dla którego będę najważniejsza na świecie. Samuela nigdy nie kochałam i raczej nigdy nie pokocham. Tego dnia nie miałam ochoty widzieć żadnego członka rodziny Bishop'ów więc zakaz Salema był mi bardzo na rękę. Szybko wzięłam prysznic i położyłam się do łóżka po czym zasnęłam.
______________________________________

Szłam skrajem lasu rozglądając się dookoła. Nie wiedziałam co to za miejsce jednak wydawało mi się znajome. Po dłuższej chwili dostrzegłam chatę wybudowaną pośród drzew. Nagle wybiegło z niej kilkoro dzieci.
- Mamo! Mamo zobacz! Zobacz co tata pomógł nam zrobić!- Najstarsze z dzieci, czarnowłosy chłopiec o jasno błękitnych oczach, niósł wraz z białowłosym bratem około metrowej długości łódkę. W tym samym momencie coś przeniosło mnie w inne miejsce tak że stałam teraz kilka metrów od rozgrywających się wydarzeń i patrzyłam na tę scenę z boku. Chłopcy biegnący na przedzie szybko dotarli do matki i pokazali jej statek.
- Bardzo ładnie chłopcy.- Powiedziała kobieta a gdy jej synowie odłożyli model uściskała ich. Wkrótce na miejsce dotarła również reszta dzieci. Gdy po kilku minutach spojrzałam na chatę właśnie wychodził z niej ojciec dzieci.
- No dzieciaki idźcie się pobawić.- Krzyknął mężczyzna podchodząc do swych pociech i żony. Przez cały czas był do mnie zwrócony tyłem więc nie mogłam zobaczyć jego twarzy. Dzieci pobiegły w stronę miasta gdzie szybko zniknęły między budynkami. Mężczyzna objął kobietę i pocałował ją. Po chwili odwróciła się ona w moją stronę a gdy dostrzegłam jej twarz głośno wyciągnęłam powietrze. Kobieta miała długie, kręcone włosy, delikatne rysy i fiołkowe oczy, które na chwilę zmieniły swój kolor na błękitny. Wyglądała zupełnie jak ja...
______________________________________

Pobudka w wykonaniu mojej matki to bardzo nieprzyjemna sprawa jeśli zrobiło się coś źle.
- Rose jak mogłaś to zrobić?- Jej krzyk było chyba słychać w całym domu.
- Jak mogłam co zrobić?- Najlepsza taktyka w konfrontacji z Allison Warren - udawać że nie wiesz o co jej chodzi.
- Jak mogłaś nie pójść na kolację do Bishop'ów? Wiesz jak było mi ciężko wytłumaczyć się przed panem Bishop'em?
- Nie musiałaś się tłumaczyć. Wystarczyło powiedzieć że źle się czułam.
- Mniejsza z tym w każdym razie następne spotkanie umówiliśmy na czwartego listopada.
- Dobrze na tamto już pójdę.- Mruknęłam odwracając się na drugi bok. Wcale nie miałam zamiaru tam iść ale przecież mogły wystąpić jakieś okoliczności łagodzące...

Nie wiem kiedy będzie następny rozdział bo cały weekend będę strasznie zajęta. Czekam na komentarze i gwiazdki. Do przeczytania.

Miasteczko SalemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz