Rozdział 10

26 3 1
                                    

   Minął miesiąc od czasu zaręczyn. Zarówno czarodziejki jak i Will mieli ręce pełne pracy, bo prócz przygotowań do ślubu cały czas odpierali ataki Marleen i jej magów krwi. William dodatkowo odkrywał coraz to nowe aspekty swej mocy - mógł korzystać z czyjejś energii, ale tą umiejętność ukrywał nawet przed Lili.
Tego dnia dziewczyna poprosiła Willa do salonu, gdzie czekały na niego wszystkie dziewczyny z poważnymi minami.
- Ktoś umarł, czy co? – zapytał, nie wiedząc do końca jak zareagować.
- Usiądź proszę – mruknęła Melody grobowo.
Chłopak zrobił to i patrzył po czarodziejkach, które z tego co zauważył, nie wiedziały jak zabrać się do tematu.
- Pamiętasz, jak kiedyś wspominałyśmy o proroctwie Lili? – spytała Amber.
- Tak… - odparł Will czując jak robi się mu sucho w ustach – miałem sam o to spytać, ale nie chciałem wtrącać się
w nie swoje sprawy.
- Chciałam Ci powiedzieć – wtrąciła ponuro rudowłosa – ale zarówno nie było czasu, jak i nie wiedziałam, jak się do tego zabrać…
- Nie musisz mówić jeśli nie chcesz – mruknął mag łagodnie.
- Powinieneś wiedzieć… O to, co usłyszałam dwa lata temu… - urwała na moment przypominając sobie coś
i zaintonowała – uważaj na gesty, gdyż mag krwi, którego napotkasz zmieni twe życie. Nie będzie wiedział nic o sobie,
a twoje decyzje sprawią, że albo zginiesz, albo zginie ktoś z twoich najbliższych. Twoja moc może obrócić się przeciw Tobie doprowadzając do zagłady…
   Will zadrżał przeczuwając o co może chodzić. Jego zdolność panowania nad czyjąś magią jest tą, o której mówiła Lili
i teraz cała przepowiednia nabierała nowego znaczenia.
- Teraz już wiesz – wyszeptała ruda.
- Wiem i to niczego nie zmienia – odparł chłopak starając zachowywać się nonszalancko.
- Ty chyba nie ro… - zaczęła Cornelia, ale urwała pod ostrym wzrokiem maga.
- Rozumiem więcej niż wam się wydaje – powiedział dobitnie - i nic to nie zmienia. Tak długo jak będziemy uważni,
tak długo nic się nie stanie.
   Optymizm Willa najwidoczniej przeniósł się na dziewczyny, bo postanowiły zostawić ten przykry temat i znów spojrzały na Willa. Ten przełknął ślinę znów nie wiedząc czego się spodziewać.
- Będziesz na jakiś czas musiał wrócić do siebie. – powiedziała Katrin z uśmiechem.
- Melody będzie szyła dla mnie suknię ślubną. – wyjaśniła Lili widząc, że jej narzeczony chce o coś zapytać.
   Wiedząc, że nie ma odmowy, William kiwnął głową i poszedł spakować swoje rzeczy.
Po godzinie wrócił do salonu z torbą i pożegnał się ze wszystkimi. Chwilę później jadąc na ścigaczu szosą pomyślał o tym,
by wstąpić na uczelnię i odebrać w końcu swoje świadectwo, ale jakoś nie miał do tego głowy.
Nagle zadzwonił jego telefon przymocowany tuż pod licznikiem prędkości. Wyświetlił się numer rusznikarza, co zdziwiło Willa. Wcisnął przycisk, który przekierował rozmowę do głośnika w kasku.
- Halo?
- Dzień dobry panie Koster – zaczął mężczyzna spokojnie – nastąpiła mała zmiana planów. Może pan odebrać swoją broń dziś…
- Gdzie i kiedy? – spytał chłopak mile zaskoczony.
- Wieczorem przed klubem, w którym pan pracuje… Może być?
- Jasne. To do zobaczenia…
Rozłączył się i uradowany dodał gazu szybko docierając do domu. Zawitał tam tylko po to, by zostawić swoje rzeczy i ruszył do banku. Wypłacił sumę do opłacenia speca od broni i jeszcze resztę na nowy garnitur, który będzie mu potrzebny na ślub. Sklep był jeszcze otwarty, więc poprosił o wzięcie miary i zamówił dwa - jeden czarny, a drugi biały.
Spojrzał na zegarek i widząc zbliżającą się porę spotkania, skierował swe kroki do znanego mu lokalu. Na miejscu czekał piętnaście minut zanim usłyszał warkot harleya , na którym przyjechał rusznikarz. Mężczyzna zdjął swój kask, zgasił silnik
i podszedł do Willa.
- Mam nadzieję, że nie musiał pan długo czekać…
Nie, kilka minut. – odparł wraz z uściśnięciem dłoni. –Udało się to panu szybciej niż pan wcześniej zakładał…
- Projekt był na tyle ciekawy, że odłożyłem inne zamówienia.
Podszedł do jednego z kufrów i wyjął z niego małą skrzyneczkę.
- Chce pan zobaczyć?
- Jak najbardziej. – odparł podekscytowany Will.
   Spec wyjął ze środka broń, która bardziej przypominała samą lufę ze specjalną linką oraz skórzaną rękawice
ze specjalną zawleczką.
- Proszę doczepić broń…
   Will zrobił to od razu łącząc pistolet z karwaszem obronnym. Zgodnie z poleceniami rusznikarza założył też rękawicę i zaczepił linkę do zawleczki.
- Gdy będzie pan już chciał strzelać proszę naprężyć palce, co uzbroi pistolet, a późniejsze lekkie rozluźnienie dłoni doprowadzi do wystrzału.
- Rozumiem. – mruknął Will i zrobił to pokazowo.
   Dało się słyszeć ciche kliknięcie wewnętrznego mechanizmu, po czym starszy mężczyzna podał chłopakowi jeszcze pudełko, w którym było pięćdziesiąt nabojów małego kalibru. Każdy z nich miał powłokę zrobioną z jakiegoś dziwnego, czerwonego metalu. Koster podziękował za usługę, zapłacił i już miał odejść, ale kuśnierz zatrzymał go.
- Byłbym zapomniał. – spec wyjął z wewnętrznej kieszeni kartkę. – Znalazłem to w swojej pracowni. Było zaadresowane na pana nazwisko.
   Will wziął wiadomość i teraz odszedł. Słyszał jak mężczyzna odjeżdża, ale mało go to teraz interesowało. Otworzył kartkę i zaczął czytać.
„Witaj Williamie Koster. Wiem, że może to Ci się wydać podejrzane i wręcz fałszywe, ale nie chcę twojej krzywdy. Jestem niezależnym magiem krwi, który od czasu uwolnienia się twojej pełnej mocy obserwuję twoje poczynania. Chcę dać
Ci szansę na pełną kontrolę energii, którą dysponujesz. Spotkajmy się w centrum handlowym tuż po tym jak dostaniesz
tą wiadomość. Uniżony, Nickolas.”
   Wiadomość była na tyle dziwna, że aż zaciekawiła chłopaka. Rozważył wszystkie za i przeciw i postanowił zaryzykować, by dowiedzieć się czegoś więcej. Uruchomił ścigacz i szybko znalazł się w centrum handlowym.
Na miejscu zaczął rozglądać się za czymś dziwnym, gdy nagle w umyśle wyczuł czyjąś obecność.

Mistrz krwi (Zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz