Rozdział 14

19 3 1
                                    

W magazynie było nienaturalnie ciemno, co tylko wzmocniło czujność szatyna. Odczekał na tyle długo, by wzrok mu się przyzwyczaił i przekonał się po zarysach otaczających go przedmiotów, że jest w jednej z małych przechowalni. Dostrzegł parę metrów dalej drzwi i zaczął się powoli przemieszczać w ich stronę.
Już miał iść dalej, ale coś go tknęło i najpierw sięgnął zmysłami w przód. Okazało się, że nie jest w stanie nic wyczuć,
co go bardzo zmartwiło. „Raz kozie śmierć” – pomyślał nacisnął klamkę.    
Pierwsze, to w oczy Willa uderzył ostrzy blask światła. Przymknął powieki i chłonął wzrokiem każdy szczegół , który tylko zauważył.
Główna sala magazynu była teraz przerobiona niczym z horroru. Wszędzie pod ścianami wisiały odwrócone do góry nogami czaszki, w których teraz płonęły jasno ogniki. Tu i ówdzie były porozrzucane kości, które Will instynktownie rozpoznał jako ludzkie. Najbardziej jednak chłopaka przeraził, jak i rozwścieczył widok ołtarza pokrytego dziwnymi znakami, nad którymi wisiały w rozszarpanych ubraniach czarodziejki.
Pierwszą rzeczą jaką zrobił Koster, było założenie na lewą rękę doczepianego pistoletu oraz sprawdzenie mechanizmu ostrza na prawej. Upewniony, że wszystko działa jak należy zaczął mozolnie, ale póki co skutecznie skradać się w stronę dziewczyn.
Gdy tylko znalazł się przy ołtarzu z zamiarem wskoczenia na płytę w celu odcięcia więzów, usłyszał cichy, mrożący krew w żyłach śmiech. Odwrócił się na pięcie w tamtą stronę i zobaczył mnóstwo postaci wyłaniających się z głębokich cieni magazynu.
- Brawo panie Koster – zaczął wysoki blondyn z szaleńczym uśmiechem – musi mieć pan mnóstwo odwagi, by sam się tu wdzierać.
William zmrużył oczy mściwie przyglądając się, jak już domyślił Ethanowi. Mężczyzna miał albinoską cerę, pod którą wyraźnie rysowały się linie żył. Oczy były ku zaskoczeniu Willa czarne jak noc bez cienia koloru tęczówek. Całości tego horrendalnego wyglądu dopełniały czarny garnitur oraz moc, która niemal namacalna, przyćmiewała znajdujące się w jego pobliżu pochodnie.
- Z twojego milczenia wnioskuję, że masz zamiar mnie zaatakować – mruknął Ethan nie przestając się uśmiechać.
- Zgadłeś… - oparł Will i wycelował dłoń podciągając linkę.
Zwolniony spust odpalił ładunek i kula wbiła się w szyję mężczyzny. „Muszę nad tym popracować” – pomyślał Will chcąc celować między oczy. Naładował szybo kolejny pocisk i podniósł wzrok. Wstrząśnięty zamarł widząc jak Ethan stoi cały czas w tym samym miejscu, a z rany wlotowej nie poleciała mu nawet strużka krwi.
- Bardzo ładnie – przyznał albinos otrzepując się – ale z twojej  miny panie Koster wnioskuję,
że celowałeś w głowę. Jest tylko drobny szczegół, o którym pan powinien wiedzieć. Nie da się mnie zabić, ponieważ ja
już nie żyję…
Te słowa wstrząsnęły Williamem, który cofnął się teraz o krok rozglądając się na boki. Każdy z obecnych tu ludzi miał ten sam odcień skóry oraz czarne oczy.
„To musi być żart” – jęknął w duchu chłopak czując niepewny grunt pod nogami.
- Właśnie pojąłeś w jakiej sytuacji się znalazłeś, prawda, Koster?  Narzeczona i przyjaciółki nie pomogą – wyliczał Ethan powoli zbliżając się z innymi nieumarłymi – sojusznicy na zewnątrz czekają… Zdajesz się być skazany na naszą łaskę.
- Nigdy – warknął Will spinając przedramię, wysuwając nóż.
Znów rozbrzmiał szyderczy śmiech i wszyscy obecni rzucili się na chłopaka. Szatyn szybko przeanalizował swoją sytuację, a była ona kiepska. Wiedział, że atak nie ma sensu ze względu na całkowity brak bólu przeciwnika, a użycie magii krwi nie ma sensu, gdyż działa ona tylko na istoty żywe.
Nie mając wielkiego wyboru skupił się na pełnej obronie. Blokował każdy atak rywali i gdy mógł odrzucał ich, chcąc zyskać trochę przestrzeni. Niemal z każdym natarciem wroga Will miał coraz więcej ran, z czego tylko dwie zaczynały
mu poważnie zagrażać, jedna na żebrach, a druga przechodząca niemal przez całe plecy.
- Poddaj się Williamie! – krzyknął radośnie Ethan – tej walki nie wygrasz! Jeśli odrzucisz broń teraz, to łaskawie pozwolę Ci patrzeć na śmierć twojej miłości.
- Dość tego! – wrzasnął chłopak i z jego ciała wystrzeliła fala krwistoczerwonej energii, która odrzuciła wszystkich dookoła.
Will stanął wyprostowany, wokół niego wibrowała moc połączona z drobinami krwi wypływającej z jego ran. W jednej chwili w jego dłoniach pojawiły się sztylety bojowe zrobione ze szkarłatnego pyłu.
- Twoja broń jest bezużyteczna Williamie – zaśmiał się przywódca nieumarłych z politowaniem.
Jeden z żywych trupów rzucił się do przodu i dostał na odlew w twarz krwawym nożem.
Ku zaskoczeniu wszystkich mężczyzna krzyknął z bólu i trzymał się za twarz. Najbardziej zaskoczeni spośród obecnych
byli Will i Ethan.
- A jednak nie jesteście tak  nieśmiertelni jak się wam wydaje – mruknął zadowolony Koster unosząc broń wyżej.
Nieumarły warknął coś w odpowiedzi i w tym momencie brama wjazdowa magazynu załomotała, po czym wypadła
z zawiasów. W progu stało około czterdzieści postaci, a na czele stali Nickolas, Marleen, Joshua, Evan i tych dwóch magów, których poznał.
- Pamiętajcie o moich słowach! – krzyknął Nick i wszyscy ruszyli do ataku.
Rozpoczęło się starcie na dużą skalę. Wszędzie dało się słyszeć chaos walki, który z każdą chwilą przybierał na sile,
gdy nacierający uzmysławiali sobie z kim mają do czynienia.
Willa nie interesowało teraz nic, co działo się wokół niego. Skupiony był na tym, by wskoczyć na ołtarz i odciął czarodziejki. Nagle coś złapało go za ubranie i odrzuciło w bok z nieziemską siłą, prosto na Marleen. Oboje spojrzeli najpierw po sobie, a później na agresora. Był to Ethan, który dzikim wzrokiem patrzył na Kostera trzymając w dłoni średniowieczny miecz pokryty runami i krwią wielu osób.
- Chciałem być dla ciebie łagodny! – krzyknął niemal wypluwając ostanie słowo – teraz zero litości.
- Dawaj… - urwał Will przemieniając sztylet w jeden miecz półtoraręczny niemal błyszczący od krwi,
z której był zrobiony.
Zaatakowali się wzajemnie i już po pierwszym zderzeniu stało się coś dziwnego. Klinga Williama została ścięta
w połowie, a ostrze Ethana niemal dotknęło szyi chłopaka. Koster cofnął się z przekleństwem i uzupełnił ostrze swoją krwią. To wystarczyło by pojawiły się pierwsze oznaki utraty płynów. Przez chwilę zamroczyło mu się w głowie i zaczął chwiać się lekko. Moment później fala bólu rozjaśniła mu umysł, gdy ostrze Ethana wbiło się pomiędzy żebra chłopaka.
„Nie mogę tak przegrać” – pomyślał Will zrozpaczony i jęknął cicho, gdy klinga została wyrwana z jego ciała. Spojrzał
w górę przekonując się, że Lili odzyskała przytomność i patrzyła na niego ze strachem poruszając ustami, choć mag
nie słyszał co mówiła. Skupił wzrok i skorzystał ze swojej zdolności czytania z ruchu warg. Sens słów był prosty i dał mu nowa siłę.
- Użyj jej… Wiem, że potrafisz kochany. Walcz dalej…

Mistrz krwi (Zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz