Rozdział 15

24 4 1
                                    

   William widząc nonszalanckie zachowanie rywala rozgramiającego Marleen, która rzuciła się chłopakowi na pomoc, wyciągnął dłoń w przód i skupił się na połączeniu z Lili.
Ku jego zaskoczeniu nić, która wystrzeliła mu z ręki nie była czerwona, lecz jasnoniebieska. W momencie, gdy dotknęła piersi czarodziejki, zapłonęła, a całe ciało Willa wybuchło mocą, jakiej nigdy nie odczuł. Ogień, który wchłoną niemal spalił go, a przemiana jakiej doznał wstrzymała walkę, która trwała w całym magazynie.
Koster miał teraz pomarańczowe włosy i oczy, cała jego skóra znacznie pociemniała, a strój teraz przypominał gładko przylegający do ciała, nieograniczający ruchy uniform. Sam mężczyzna stał pozornie spokojnie, choć jego ciało domagało się rozładowania wypełniającego go napięcia. Spojrzał teraz na Ethana, który z dzikim uśmiechem puścił ledwo żywą Marleen i odwrócił się do maga.
- Piękne przedstawienie – powiedział radośnie i groźnie – ale nie mogłeś postawić na coś bardziej użytecznego?
   Will nawet nie mrugnął na zaczepki rywala obserwując uważnie każdy jego ruch. Wiedział, że od tego starcia zależy przyszłość wielu osób, w tym też jego narzeczonej. Schylił się na moment i podniósł odłamek szkła, którym naciął sobie wewnętrzną część dłoni. Krew, która popłynęła mieniła się błękitem i pomarańczowym ogniem formując ponownie miecz, którym wcześniej walczył.
„Nie przegram” – to była jedna myśl Williama zanim zaatakował. Nieumarły w jednej chwili spoważniał sparował cięcie młodego mężczyzny ostrzem klingi. Otworzył szeroko oczy ze zdumienia, gdy zobaczył, że broń Willa nie łamie się,
a sam mag krwi napierał siłą mięśni, mając nadzieję na wytrącenie rywala z równowagi. Ethan opanował się szybko i ostrym szarpnięciem dłoni odtrącił miecz Kostera.
- Zginiesz tu! – wrzasnął nieumarły zaczynając kontratak.
   Will zepchnięty do defensywy parował i unikał cięć przeciwnika z niezwykłą jak dla siebie cierpliwością. Moc Lili niemal paliła mu żyły, ale nie mógł jej użyć za wcześnie, bo to skończyło, by się źle dla wszystkich. Przez cały czas musiał być skoncentrowany by nie stracił nad sobą kontroli.
Nagle Ethan z dzikim grymasem na twarzy zaszarżował na Williama i przewrócił go. Zanim mężczyzna zdążył się zorientować w sytuacji, poczuł jak w szyję wbija mu się czubek ostrza.
- Szach i mat Williamie – warknął nieumarły z samouwielbieniem w głosie, po czym zaczął szeptać – teraz powiem Ci
co zrobię… Zabiję Cię gładko i bezboleśnie. Później z tych, którzy zginęli zrobię armię na moje rozkazy, a na koniec – uśmiechnął się wrednie i szybkim ruchem przebił tętnicę szyjną Willa – zabiję ostatnie czarodziejski niszcząc ostatnią żywą magię, która mi zagraża …
   William czuł, jak szybko zaczyna wyciekać z niego życie, jednak słowa rywala sprawiły, że wbrew prawom natury wstał
i pełnią swoich sił rzucił się do przodu uwalniając całą moc, zarówno swoją, jak i Lili. Z całego ciała mężczyzny zaczął wydobywać się krwistoczerwony ogień, który zmienił się w płonący krąg wokół obojga walczących.
- Ty tego nigdy nie zrozumiesz – powiedział Will uśmiechając się cynicznie, robiąc krok w stronę Ethana – magia życia nigdy nie zginie… Tak długo jak będzie żył choć jeden człowiek, tak długo będziesz przegrywał…
- To zabiję wszystkich!
    Z dzikim wrzaskiem Ethan skoczył do przodu chcąc zadać Willowi śmiertelny cios. Koster z łatwością go uniknął
i wyciągnął dłoń w stronę rywala po czym uśmiechnął się lekko.
- Spłoń…
   W stronę nieumarłego wystrzelił płomień czystego, czerwonego ognia, który niemal od razu objął ciało Ethana. Nekromanta wrzasnął przeraźliwie i zaczął zwijać się z bólu. Will patrzył na niego i widząc, że mimo wszystko mężczyźnie nic nie jest, postanowił zaryzykować. Używając resztek mocy, jaka mu pozostała z krwią w ciele, połączył to z mocą Lili i wysłał najsilniejsze uderzenie, na jakie było go stać.
Tym razem z ukrytą radością zauważył jak skóra Ethana zaczyna czernieć, a później zmienia się w proch. Nie minął moment i nieumarły zniknął w popiele.
Teraz Koster oddychając płytko padł na kolana i rozejrzał się wokoło. Wszyscy ożywieni magią padli na ziemi, sojusznicy wiwatowali, a jeden z magów Marleen uwolnił Lili i zabierał się za odcięcie Katrin oraz Cornelii.
Widząc swoją narzeczoną wolną Will uśmiechnął się i uwolnił resztki mocy pozwalając na to, by pozostał pusty. W jednej chwili przed oczami zrobiło mu się czarno, stracił czucie w ciele i utracił słuch. „Przepraszam” – to była jego ostania myśl zanim odszedł spokojnie z tą świadomością, że Lili jest bezpieczna.
Czarodziejka z łzami w oczach dobiegła do leżącego na boku Willa i już po pierwszym dotyku wiedziała, że jest za późno. Mężczyzna miał zamknięte oczy, a pobladła twarz nie wyrażała żadnych uczuć.
- Will… - wyszeptała łkając i objęła go mocno.
Nagle poczuła na ramieniu łagodny dotyk, który kazał jej obejrzeć się. Był to starszy mężczyzna, który prowadził magów wraz z Marleen.
- ,,Nickolas Shadowlife – przedstawił się i przyklęknął – przyjmij proszę panienko moje najszczersze kondolencje. Byłem, chodź przez krótki czas mentorem Williama i wiem jaki on był. Chcę pani powiedzieć tylko, że zawsze będę na tyle blisko,
by pomóc.''
Mimo łez Lili skinęła głową i w tym momencie podeszło parę innych osób. Czarodziejka spojrzała na nich podejrzliwie, ale przed reakcją powstrzymał ją głos Marleen pełen bólu i smutku.
- Pozwól im go zabrać… Przygotujemy mu iście godny pogrzeb…
Dziewczyna zaciskając zęby wstała lekkim trudem i wraz z niektórymi ludźmi pomogła nieść ciało Williama.

Mistrz krwi (Zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz