~• 1 •~

353 32 2
                                    

   

       Osiem lat. Zdążyłem już podrosnąć. Znałem dobrze otaczający mnie świat. Potrafiłem ładnie wypowiedzieć słowa - mama, tata. Mówiłem nadwyraz dobrze. Uwielbiałem otwierać każdej nocy oczy czekając aż zostanę znowu napojony krwią. Smakowałem się w tej metalicznej cieczy jak normalne ludzkie dziecko smakujące lizaka.

    W tym wieku straciłem również rodziców.

  Dobrze pamiętam ten dzień. Jakbym miał nie pamiętać? Stałem się kartą przekupną. Co jest w tym najgorsze? Że wszystko stało się z mojej winy. Tylko i wyłącznie mojej.

   Tego dnia dom nie był dla mnie przyjaznym miejscem. Najpierw rozlałem kaszę z krwią, później zrobiłem coś innego za co można było na mnie nakrzyczeć. Nie byłem jednak wrażliwcem i zamiast ze skruchą przepraszać nie widziałem w mych czynach winy. Złościłem się nieświadom, że to ostatnie godziny, w których mogę usłyszeć głosy moich bliskich.

— Jack, widziałeś gdzieś moje kolczyki? — zapytała mama tatę, a ja już wiedziałem na kogo spadnie wina ich zguby. Nim zdążyli obarczyć mnie winą wygrzebałem się na taras i zwinnie popędziłem do ogrodu.

  Nasz ogród był duży, jeśli nie wielki. Drzewa owocowe jak i tuje czy sosenki, ozdobne rzeźby przedstawiające ptaki czy ludzi. Istny labirynt piękna. Nie raz już tam uciekałem mimo srogich zakazów, jednak w tym miejscu widziałem swoją jedyną drogę ucieczki. Zawsze biegłem również w to samo miejsce – sam środek ogrodu, gdzie znajdowała się duża, marmurowa fontanna. O tej porze woda ciekła leniwie z  dziobów dwóch łabędzi splecionych ze sobą. Mama uwielbiała łabędzie.
Zawsze też wiedziałem, że ktoś w pewnej chwili się zorientuje o moim zniknięciu i zawsze przyjdzie w to miejsce.

   A więc czekałem. Czas mi się dłużył, skrobanie w kamienną posadzkę coraz bardziej mnie nudziło. Nie wiem dlaczego wtedy, nie wcześniej czy później ale znudzony postanowiłem pójść dalej, zza kraty płotu, które dziwnym trafem były otwarte. Dalej, gdzie zaczynał się las.

• Greys P.O.V. (ostatnie chwile)

    Osiem lat zszarganych nerwów  wypełnianych miłością. Tyle ile kochałam Andy'ego tyle zdawało się być przez urwisa problemów.

— Stawiam więźniów z drugiego piętra, że Andy je gdzieś schował i teraz znajduje się w ogrodzie czekając aż tam przyjdę — wymamrotałam przez zęby patrząc jak Jack starannie wiąże sobie muchę do garnituru.
   Tutaj należy wytłumaczyć, że więźniowie drugiego piętra byli najlepszą karmą dla nas, wampirów. Znajdowali się jak nazwa wskazuje – na drugim piętrze paryskiego więzienia, głównie skazani za morderstwa czy gwałty.  Odwiedzialiśmy często ,,stołówkę'' karmiąc się nimi.

   Teraz wybieraliśmy się na wykwintną kolację u znajomych, na których musiałam mieć te cholerne kolczyki! Mój wspaniały mąż w ogóle nie przejmował się moimi problemami chociaż na ciele wciąż nosiłam blizny po zdarzeniach z przeszłości. Nie raz zastanawiało mnie, gdzie się podziała tamta opieka jaką mnie wtedy otaczał. Od pojawienia się dziecka dużo się zmieniło, w tym jego stosunki do mnie, chociaż nadal emanowała w nas miłość. Na wieki.

— Idę po niego — w końcu zadecydowałam. — Jeśli będzie protestował masz od razu ingerować — przeszyłam Jack'a najostrzejszym spojrzeniem na jakie mnie było stać i skierowałam się do ogrodu. Zdążyłam jeszcze usłyszeć głos mojego męża, wypowiadający — Kobiety...  — na co zdecydowałam się nie odpowiadać. No bo przecież... Mężczyźni. O nich można wiele rozmawiać.

 
    Skierowałam się tam gdzie zawsze – do fontanny, którą sprawił mi Jack. Uwielbiałam łabędzie, te ptaki były dla mnie wzorem czystości i piękna, które mogły zachować spójność w najtrudniejszych chwilach smagane na niebie przez wiatr. To właśnie było cudowne, ptaki, które jak dawno ja i Jack pokonują trudności razem, w stadach, a kiedy się odłączają, w jakimś miejscu zdołają się spotkać. Jak ja i Jack.

    Ogromnie się zdziwiłam kiedy na miejscu nie znalazłam mojego synka. Jeszcze nigdy się tak nie stało. Moje oczy od razu powędrowały na ścieżkę za fontanną prowadzącą do wyjściowej bramy. Zamarłam kiedy zobaczyłam otwarte przejście.

— Nie, nie, nie... — jęknęłam z rozpaczy. Zawróciłam wołając w myślach Jack'a — Andy, Andy uciekł, Jack! Wyszedł z posiadłości! — Mąż od razu dołączył do mnie. Nigdy w swoim życiu tak się nie bałam. Ten strach przebił wszystko, strach kiedy zostałam przemieniona w wampira, strach kiedy walczyłam z Victorem, strach jak byłam pewna, że mimo zyskanej nieśmiertelności umrę. To wszystko stało się niczym przy zniknięciu dziecka. Wyobrażenie Andy'ego w Mrocznym Lesie.

    Dwa lata po śmierci Victora zaczęły się na świecie dziać dziwne rzeczy. Znikały wampiry, jednak często bagatelizowaliśmy brak słuchu o nich jako przystąpienie do hibernacji. Na ulicach można było znaleźć pogryzione martwe ludzkie ciała. Jednak nikt się tym nie przejmował. Do momentu aż nie wydarzył się wypadek, w którym wziął udział młody, nieumiejętny wampir zwany Gregiem Makku.

   Znaliśmy go z przyjęć towarzyskich. Był ponad wiek młodszy od Jack'a ale zachowywał się jak dopiero co przemieniony wampir. Bał się słońca, nie przekonywały go nawoływania, że spalenie przez nie to zwykła bujda. Bał się czosnku i krzyża. Często mówił bzdury dlatego zaczęliśmy go posądzać o problemy psychiczne.  Pewnego razu po przyjęciu wracał ze mną i Jack'iem mówiąc, że ma po drodze z nami. Nie za wiele nas obchodziła jego obecność więc przystaliśmy na to towarzystwo. Trochę bardziej poczułam się zbita z tropu kiedy omijając las, który zaczynał się dobre pięćset hektarów od naszej posiadłości (był ogromny, a kończył tuż przy rezydencji) spostrzegłam, że Greg znikł. Jakby rozpłynął się w powietrzu. Jack zingorował to tłumacząc, że pewnie wbiegł zapolować na jakąś sarnę. Ten ranek spędzałam z mężem w dalszym zakątku ogrodu. Szczęśliwi wiedząc, że w domu śpi nieznośny maluch popijaliśmy krwisty nektar gdy mój ostry słuch dobiegły żałosne pojękiwania. Pomyślałam, że to jakiś niedobity lis skomle, gdyż często nam się takie przed domem trafiały. Myliłam się bardzo. Z gęstwiny grzaków wyszedł Greg.

__________________________________

    Zostawiając tradycję krótkich rozdziałów nie dokończę uśmiercania.

Witajcie :D Po dłuuuuuuuuuuuuuuugim czasie zabrałam się za kolejne wampiry. Ma to być druga część mojego pierwszego opowiadania ,,Wcielona - Wampiry'' jednak chyba postępuję niezgodnie z przewidywaniami pisania drugiej części.
To będzie trochę coś innego, prawie dwa lata temu zaczęłam pisać Wcieloną i trochę się do niej przyznawać ciężko xD, progres jest na pewno, więc tutaj możecie się spodziewać wszystkiego.

Zachęcam do dalszego czytania. :3

  
  

Wampiry - U Wrót LucyferaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz