~.4.~

154 11 5
                                    

               Tydzień minął mi wolno. W środku wciąż opłakiwałem utratę bliskich, jednak nie potrafiłem wylać więcej łez. Zacząłem bardziej skupiać się na mordercach rodziców  — wilkołakach. 

            Kiedy byłem mały mama zawsze czytała mi  o nich bajki. Najbardziej zapamiętany został przeze mnie ,,Bordowy Kapturek", gdzie odważna wampirka Annie przechodząc przez las w odwiedziny do prababki napotkała wilka i stoczyła z nim piękną walkę, w której na szczęśliwym zakończeniu nabiła go na sosnową dzidę i postawiła w ogrodzie ukochanej babci. 

           Jednak wiedziałem również, że kilkaset tysięcy lat temu przestano je widywać na terenach Europy, a później też i innych kontynentów, aż w końcu uznano, że przez ewolucję wyginęły, zdziczały i z wyższych przyczyn straciły możliwość przemiany w ludzką postać. To, co się wydarzyło wywołało więc duży rozgłos. Kiedy ludzkie gazety opisywały zamach w Luvrze, prasa trafiająca tylko w ręce zimnokrwistych na pierwszych stronach przykuwała hasłami ,,POWRÓCIŁY?" Niestety jako ośmiolatek nie miałem wielkiego wglądu w to co się dzieje. 

         W końcu zbudziwszy się gwieździstej nocy odkryłem, że struny głosowe zdołały mi się zregenerować. Moje słowa brzmiały normalnie. Za czym to szło, mogłem odpowiadać na setki pytań. W rogu pokoju na pąsowym fotelu przy zapalonej lampce spała Jane. Przez minione dni zdążyłem zauważyć, że jest kimś ważnym dla wuja Erica. Przepych utrudnień jaki wtrąciłem w ich życie powodował kłótnie między nimi. Mimo to zmęczona ludzka kobieta, przed snem zawsze w jakiś nieznany mi sposób łagodziła powstałe napięcia dnia. Byłem pełen podziwu dla niej. 

         Podszedłem najciszej jak potrafiłem by zgasić rażące w oczy urządzenie. Gdy udało mi się tego dokonać wyjąłem z szafy kurtkę, wychodząc do hallu narzuciłem ubranie na siebie i rozsunąwszy zamek w drzwiach wyszedłem. Pragnąłem poczuć noc, fala podmuchów ciemnej rzeczywistości wydawała się tak blisko. Kiedy już wychodziłem z bloku, byłem tak blisko pragnienia, ktoś mocno szarpnął mnie za ramię i przyciągnął w ciemny kąt korytarza.

 — Co ty sobie wyobrażasz? — odetchnąłem z ulgą wiedząc, że to Eric jednak jego ton był zbyt wysoki, by oczekiwać pochwały.

  —  Ale ja...  — nie miałem żadnego wytłumaczenia.

  —  Na górę  —  rozkazał. Posłusznie wypełniłem narzucony rozkaz. Nie był moim ojcem, by mi rozkazywać ale nie mogłem zapomnieć, że ocalił moje życie. Mój intelekt mówił mi, że warto iść po jego słowach nie ważne na ile mi odpowiadały aby nie mieć wroga w najbliższym mi od teraz wampirze.

         Kiedy znaleźliśmy się z powrotem w mieszkaniu Jane już nie spała ale nie odważyła się na komentarz. Stała w progu przejścia do sypialni jedynie bacznie mi się przyglądając.

    — Chcę tylko byś na dzisiaj wiedział jedno Andy  — rozpoczął Eric. — My cię tutaj nie chcemy więzić lecz zależy nam na twoim bezpieczeństwie. Dlatego będę robił co muszę, by ci je zapewnić. Rozumiem twój strach ale ucieczki nie zneutralizują tego co czujesz. Twoi rodzice zginęli ale musisz wiedzieć, że prócz rodzicami byli oni najbardziej wpływowymi pośrednikami ras w Europie. Ty jesteś ich synem. Spadkobiercom, jedynym potomkiem z krwi Jack'a, ostatnim. — zakończył. 

Nie wiedziałem co odpowiedzieć, więc po prostu milczałem. Do jego słów miałem mieszane uczucia. Co mi z tego, że jestem synem kogoś ważnego, skoro ważniejsze jest, że ten ważny jest martwy? Inaczej nikt by się mnie nie doczepił.  Z jego słów wynikało, że dużo osób chce do mnie dotrzeć, ale nie rozumiałem z jakiego powodu. Nie miałem nikomu nic do zaoferowania. Spuszczając wzrok pokiwałem głową i zapytałem czy mogę wrócić do pokoju. Wuj zgodził się odprowadzając mnie wzrokiem do drzwi. Resztę nocy przeleżałem wpatrując się w sufit.

     Było już widno, kiedy Jane delikatnie pukając do drzwi weszła do sypialni. Trzymała w rękach metalową tacę, którą mi podała. Oblizałem wargi, kiedy ujrzałem na niej krwisty stek i dużą szklankę krwi. Spojrzałem na Jane a ta tylko pokiwała głową, więc od razu z jej twarzy powędrowałem na mięso i łapczywie zacząłem zajadać się przysmakiem. Kobieta roześmiała się patrząc na to co wyprawiam. Zjadłem, a Jane uniosła dotychczas trzymany w dłoniach biały ręcznik i wytarła mi delikatnie twarz. Na materiale od razu pojawiły się ciemne, bordowe plamy. 

  — Dziękuję  —  wypowiedziałem, a na twarzy kobiety rozjaśniał jeszcze większy uśmiech.

  —  Tutaj masz czyste ubrania, powinny być dobre. Zanim je założysz weź porządną kąpiel. Dzisiaj zjawią się ludzie, którzy chcą ci zadać parę pytań. Nie spiesz i nie denerwuj się.  

  —  Wujek będzie wtedy ze mną?  —  zdążyłem zapytać nim wyszła. Pokiwała twierdząco głową i zamknęła drzwi. 

     Starając się zachować spokój prawdą było, że bałem się kto przyjdzie, co zechce usłyszeć z moich ust i czy po tym, co mu odpowiem mnie osądzi, ukarze. Kiedy usłyszałem dzwonek do drzwi w gardle wyczułem ogromną gulę, piekły mnie oczy i niemal wpadłem w stan katatonii. Nabrałem głęboko powietrza słysząc wołający głos z kuchni Jane. Wszedłem do dobrze oświetlonego pomieszczenia i usiadłem na jednym z krzeseł przy kuchennym stole, które wskazała mi kobieta. Zacząłem rozglądać się za Eric'iem ale pewne było, że w tym pokoju go nie ma. Przede mną przy stole siedziała szczupła kobieta, o równie bladej cerze co moja, mocno wystających kościach policzkowych i ogromnych paznokciach u dłoni mogących zapewne przeciąć aortę delikatnym pociągnięciem. Wlepiała we mnie swój wzrok, a ja po prostu siedziałem czekając aż się zacznie. 

________________________________________________________________________________

  Hej!

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Feb 14, 2020 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Wampiry - U Wrót LucyferaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz