~• 2 •~

206 26 3
                                    

— Greg? — zapytałam z niedowierzaniem. Mężczyzna ledwie szedł, z jego głowy spływała krew, a na ciele widniały głębokie szramy. Lewej ręki nie posiadał, część łydki zostało jakby wygryzione.
Jack wstał od stolika i podbiegł do wampira jednak nim zdążył złapać za cokolwiek pokrwawione ciało upadło na trawnik. Nieśmiertelny umarł. Po kilku dniach od tego zdarzenia główna rada naszego odrębnego świata wydała jasny dekret – powrót wilkołaków.
We mnie buzowały mieszane uczucia, nie byłam tak uprzedzona do tej rasy jak Jack i inni, ponieważ kiedy zostałam przemieniona nie miałam okazji się wiele o nich dowiedzieć. Jedynie, że zniknęły i nie wrócą. Wróciły i zagospodarowały się w naszym lesie. Od tamtej pory zaczęto nazywać te skupisko drzew Mrocznym Lasem. Znajdowaliśmy się blisko niebezpieczeństwa ale z jakiegoś powodu Jack nie chciał opuszczać willi, przyjmowałam to jako poczucie, że może stracić coś bliskiego, rodzinny dom, jednak z czasem zrozumiałam, że to zwykła duma błękitnej krwi. Jack nie mógł znieść myśli niosącej przejęcie naszego domu przez głównych wrogów naszej rasy. Więc zostaliśmy. Musiałam jednak przyznać, że się boję. Bez wiedzy Jack'a ogrodziłam bardziej nasz dom, a Andy'emu zabroniłam wychodzić poza jego bramy. Wyruszając do miasta omijałam las. W noc czy dzień podczas snu budziłam się przepełniona lękiem, nawiedzały mnie koszmary, w których wilki rozrywają ciało mojego synka, a ja na to pozwalam. Brakowało mi też bliskości męża. Jack dużo pracował, w dzień zamykał się w swoim gabinecie. Zyskał wysoką pozycję, a ja musiałam również to znosić.

I stało się. Mój syn znalazł się w prawdziwym niebezpieczeństwie. Biegliśmy z Jack'iem ile sił przeczesując każdy zakątek, jednak ślad po Andy'em zaginął. Starałam się go wyczuć, jednak coś w tym lesie blokowało moje wyczulone zmysły. Łzy cisnęły mi się do oczu. Nie miały żadnego znaczenia. W ciele moje płuca płonęły ze zmęczenia. Przystanęłam na chwilę. Jack uczynił to samo.

— Obiecaj mi jedno — wyszeptałam. — Bez względu na wszystko niech naszemu synowi nie spadnie włos z głowy.
Przetarłam spocone czoło Jack'a i delikatnie musnęłam je ustami. Brakowało mi takiej czułości.

— Obiecuję — powiedział bez chwili wahania. Smutno się uśmiechnął, delikatnie chwycił moją dłoń i ruszyliśmy dalej by odnaleźć naszego Andy'ego.

Zapuściliśmy się już daleko. Mrok wkroczył na nas wielkimi krokami mimo to nie przestawaliśmy szukać. Ciemność to nasza pora życia, wyjścia z kryjówek i polowań. Niestety nie w tym lesie, już nie. Im dłużej w nim przebywałam czułam się coraz bardziej otępiała. Wiedziałam, że Jack czuje to samo chociaż zgrywał twardziela. W pewnym momencie coś gładko zaszeleściło za nami. Obróciłam się natychmiast.

— To tylko spłoszona sarna — uspokoił mnie wampir.

— Spłoszona... — niesłyszalnym głosem powtórzyłam. Nagle z ciemniejszych zakamarków zaczęły wybiegać ogromne, całe w sierści cienie. Było ich co najmniej dziesięciu. Zostaliśmy otoczeni. Z złotych ślepi dało się wyczytać wrogość. Przy najdrobniejszym ruchu mogłam się spodziewać ataku. Stałam jak słup soli wciąż trzymając Jack'a za rękę. Z ust wydobywała mi się zimna para mroźnej nocy. W głębi duszy błagałam wszystkie znane mi czeluści, by wampir nie zareagował agresją. Zwierzęta krążyły wokół nas głośno warcząc. Z ich pysków czasem strumieniami wylatywała ślina.

— My... — ledwie zdążyłam się odezwać, a jeden z nich skoczył. Szybka reakcja Jack'a – odepchnął siwego osobnika, który z wielką siłą został wbity w drzewo. Pies zaskowyczał i wrócił na miejsce. Reszta watahy nie zmieniła szyku.

— Szukamy dziecka — nagle odezwał się Jack. Ze zdziwieniem zobaczyłam, że nikt się nie poruszył. Wilkołaki spoglądały na siebie niepewnie.

Wtedy dokonało się coś, co moje oczy pierwszy raz zdołały zobaczyć. Z zwierzęcej materii uformowały się ludzkie postaci. Wszyscy byli mężczyznami. Wyglądali równie młodo jak my.

— Mamy je, nie wiem na ile żywe — odezwała się postać na początku grupy. Na jego twarzy panowała dominacja.

— Chcę... — wymówiłam słowo i od razu poczułam na twarzy odpychający ból. Pięść zmienionego w człowieka wilkołaka wylądowała na mojej twarzy powalając mnie z nóg.
Mój krzyk wywołał echo, które wypłoszyło z drzew przesiadujące spokojnie ptaki.

— Milcz marali! — krzyknął. Nim Jack zdążył zareagować delikatnie uszczypnęłam go w dłoń, którą nadal trzymałam.

— Obietnica — udało mi się resztą sił przekazać mu w myślach.

Marali, nic nieznacząca, bez prawa głosu - wytłumaczył. — Nic więcej nie mów.

Skinęłam lekko głową.

— Pójdziecie z nami — zawyrokował mój oprawca.

* • *

Znaleźliśmy się w drewnianej osadzie. Nie znałam tej części lasu. Z każdej strony można było ujrzeć wilka. Obecnie ich ślepia skupiały się na nas. Zaprowadzono mnie i Jack'a do jednej z drewnianych chat, gdzie znalazłam swoją zgubę.

— Mamusiu! Tatusiu! — krzyknął Andy. Moje serce w tym momencie potrafiło wybić rytm żywego człowieka. Chłopczyk wiegł w nasze ramiona ściskając mój brzuch, do którego sięgał z większą niż zwykle siłą.

— Gdzie jesteśmy?

~ Andy P.O.V. ~

Widok ich przy mnie uspokoił mnie tylko na chwilę. Do chaty wleciał ogromny, szary wilk. Chciał złapać mnie w swoją paszczę kiedy tata jednym pchnięciem wywalił go z pomieszczenia.

— Weź go! — krzyknął do mamy, która nie patrząc na nic chwyciła mnie za ubrania i podniosła. Z użyciem szybkości na jaką mogły pozwolić sobie tylko wampiry wybiegliśmy stamtąd. Przestraszony zamknąłem oczy. Słyszałem powarkiwania z każdych stron. Kiedy otworzyłem je na chwilę głowa ojca leżała oddzielona od ciała. Krzyknąłem swoim piskliwym, dziecięcym głosem. Z mamą byliśmy już za osadą jednak wciąż tkwiliśmy w pościgu.

— Złapią nas. Złapią. — Powtarzała mama. Nie mogłem nic na to poradzić.

W pewnym momencie przystanęła — Zaraz cię zostawię. Słuchaj uważnie Andy. Mama cię zostawi. Tam będzie ścieżka, biegnij nią ile sił w nogach aż nie wydostaniesz się z lasu. Nie oglądaj się. Biegnij. Mama do ciebie wróci. — Złapała mnie jeszcze mocniej, a kiedy dobiegła do ścieżki puściła. Przestraszony zacząłem robić to, co mi rozkazała – biec. Widziałem jak biegnie w przeciwnym kierunku, a zaraz potem mroczne cienie, które zbliżały się coraz bliżej niej. Ostatnim co usłyszałem to głuchy krzyk i długie wycie.

Udało mi się wybiec. Znajdowałem się przed domem, do którego wszedłem. Skulony w kącie z zalaną twarzą łez czekałem.

___________________________________

Cześć i czołem! Forma do pisania wróciła!

Co myślicie o takim początku wydarzeń? Uśmierciłam postaci, z którymi byłam związana 29 rozdziałów, to musi mieć sens! D:

Do następnego! ❤

Ah! No i dziękuję raz kolejny Patixy, która wykonała mi okładkę, w końcu to jakoś wygląda. xD

Wampiry - U Wrót LucyferaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz