Nie wiem ile tam przeleżałem. W uszach wciąż dudniło mi koszmarne wycie wilkołaków. Ciemność spowijająca dom tylko przywoływała obraz martwego ojca i krzyk matki. Zdałem sobie sprawę, że ich straciłem. Nie mogłem nanieść winy na nikogo jak tylko na siebie. Nieposłuszny gówniarz stał się przyczyną śmierci jednych z najbardziej wpływowych wampirów Europy.Co się działo potem? Przeleżałem w kącie pustego domu pięć dni i pięć nocy. Niedożywiony z każdą godziną słabłem. Mdlałem i budziłem się tylko po co, by przecierpieć kolejne katusze śmierci głodowej. Nieśmiertelność ma swoje warunki, których nie spełniałem. Nawet jako małe dziecko pogodziłem się z tym, że zaraz mogę i ja przestać istnieć na tym świecie. Nie mogę powiedzieć, że byłem na to gotów. Nie raz myślałem jaki będę jak dorosnę. Odpowiedź w mojej głowie nigdy się nie zmieniała – jak mój ojciec. Mimo tego nie miałem zamiaru wstać, walczyć czy powiadomić kogoś o tym co się dzieje. Dopiero po tych pięciu dniach pustki, depresji jaka wżerała się w moją świadomość nagle bez zapowiedzi ktoś pojawił się w domu.
Leżałem na zimnych kafelkach salonu, lśniących czystością. Moje oczy skierowane były na drzwi prowadzące do hallu. Zamazany widok zdawał się coraz bardziej odległy. Nawet nie usłyszałem jak drzwi zostają otwarte. Poczułem jak szorstka dłoń klepie mnie po policzku. Ktoś z łatwością przewraca mnie na plecy. Coś mówi. Pojawia się też druga postać, o czymś rozmawiają. Resztkami siły oblizuję wargi co zostaje zauważone. Mężczyzna, to potrafię rozpoznać, podnosi mnie i wynosi z domu.
~•••~•••~•••~•••~•••~•••~•••~•••~•••~
Pamiętam, że obudziłem się na miękkiej, zielonej pościeli. Przez satynowe zasłony przedzierało się światło. Skądś już znałem to miejsce. Zza okna dało się słyszeć dźwięk wielu przejeżdżających samochodów. Przez uchyloną szczelinę wdzierał się dym spalinowy. Z całą pewnością znajdowałem się w mieście, nie gdzie indziej jak w Paryżu. Wstałem chwiejnie podchodząc do drzwi, uchyliłem je, niestety ich skrzypienie natychmiast wywołały kroki zbliżające się do miejsca mojego pobytu. Lekko zdenerwowany natychmiast zawróciłem sadowiąc się spowrotem na łóżko. Kroki dudniły będąc coraz bliżej Nikt nie wie jaką mały chłopiec odczuł ulgę, kiedy w drzwiach zobaczył dobrze znaną mu twarz.
— Khh — na tym skończyło się moje powitanie. Kiedy chciałem wykrzyczeć sensowne ,,Wuj Eric!" poczułem jakby w moim gardle zagnieździły się szerszenie. Odruchowo złapałem się za przełyk starając wykrztusić ból.
— Uspokój się Andy, przez kilka godzin jeszcze nie będziesz mógł wypowiadać słów. To normalne, leżysz tu dobre dwa tygodnie. Proszę — podał mi kubek, w którym od razu wyczułem krew — Napij się, dobrze ci zrobi.
Mężczyzna uśmiechnął się do mnie przyjaźnie i od razu przyszły do mnie wspomnienia ostatniego czasu, czasu życia moich rodziców. Upuściłem kubek. Na białym dywanie pojawia się bordowa plama krwi.
- To nic. Zaraz posprzątam — zapewnił Eric i zabrał resztki ciemnego szkła. Po mojej twarzy spływały łzy, których się wstydziłem. Rzuciłem się w pościel chowając twarz. Nie chciałem zamykać oczu. Strach, że zobaczę znowu jak mój ojciec jest rozszarpywany przez bezlitosne potwory nie pozwalał mi na to.
Poczułem na swoim ramieniu tę samą szorstką dłoń. — Wiem, co teraz przeżywasz.
Nie wiedział, nikt nie wiedział. Wuj wyszedł, a ja zasnąłem ze zmęczenia.
Śniło mi się jak biegnę tym lasem, do którego rodzice nie pozwalali mi się zbliżać. Słyszałem wołanie mamy dobiegające gdzieś z zarośli. Kiedy odgadłem skąd pochodzi natychmiast zbliżyłem się do ciernistych gałęzi nieznanej mi rośliny odkrywając, że się pomyliłem. — Mamo?! - mój krzyk powtórzyło echo. Z cierni wybiegł o futrze ciemnej szarości wilk, który przemienił się w wysokiego mężczyznę. Twarz miał całą we krwi, szyderczo się śmiejąc powolnym krokiem zbliżał się do mnie. Kiedy już miał mnie chwycić obudziłem się.
— Nie powiem, napędziłeś nam strachu. Dawno nie widziałam gorączki u wampirzego dziecka. W sumie to nigdy ale nie masz co się dziwić. Ale ponoć nie miewacie takich chorób. Jeszcze wiele od was muszę się nauczyć. — patrzyłem na szczupłą brunetkę, o bladej cerze i głębokich, brązowych oczach. Zastanawiałem się kim jest. Mimo wielu wampirzych cech od razu dało się w niej wyczuć ludzką powłokę. Syknąłen groźnie, jak mój ojciec kiedy pokazywał mi w jaki sposób powinienem polować, jednak blada kobieta tylko uroczo się uśmiechnęła.
— Ja jestem Jane, przyjaciółka Erica - powiedziała wyciągając dłoń w moją stronę. Nie widząc przeciwwskazań przywitałem się z nią.— Chcę tylko byś wiedział, że nie jesteś sam tutaj. Jeśli czegokolwiek potrzebujesz, wołaj. Eric opowiedział mi tyle ile mógł, czyli niewiele — tutaj się wymijająco roześmiała. Najwyraźniej wolała wiedzieć więcej — ale wiem, że ciężko ci bez rodziców. Eric stara się wszystkim zająć lecz musisz wiedzieć, że przyjadą ludzie, przepraszam. Przyjadą wampiry, które szczegółowo będą cię pytały, co widziałeś. Miałam ci to przekazać.
Widząc brak reakcji z mojej strony powoli się wycofała i wyszła. W mojej głowie roiło się o jakie wampiry może jej chodzić. Czy to przyjaciele moich rodziców, którzy będą mnie obwiniać mimo, że sam wiem co narobiłem? Bałem się bardzo ich wizyty. Nie chciałem powracać znowu do złych wspomnień. One i tak nie zwrócą mi rodziny.
||||||||||||||||||||||||||||
Hejka!
Kolejny rozdział w wasze łapki! Czekam na opinie i ewentualne poprawki.~ Olienka ❤
CZYTASZ
Wampiry - U Wrót Lucyfera
VampirosOsiem lat. Zdążyłem podrosnąć, już wiedziałem jak odpowiednio powiedzieć: Mama, Tata. Znałem ich całą historię. W każdy ranek kładąc się spać prosiłem o chociaż kawałek opowieści moich rodziców, wampirów znanych na cały świat. I mając swoje osiem la...