=2=

971 80 14
                                    

Roy był dużo wcześniej przed Tobą w pracy. Czarnowłosy szedł korytarzem kiedy się natknął na Alexa.
-Dzień Dobry Panie Mustang.
-Hey Armstrong.
-Ma Pan chwilę?
-W zasadzie nie bardzo, ale mów o co chodzi. I nie mów mi na "Pan" kiedy jesteśmy całkiem sami w tej dziurze.
-Więc, nie uważasz że za ostro potraktowałeś (Twoje imię)?
-Emm nie, czemu tak sądzisz?
-Może dlatego że od czasu "jej" każdego chcesz zabić? A wasza wczorajsza bójka zrzuciła mi książki z szafki.
-Zdaje ci się.
-NIKT NORMALNY NIE PIERZE SIĘ Z NOWĄ PRACOWNICĄ! Tak tylko przypominam.
-Może masz rację..

Weszłaś do centarli, nie do końca żywa gdyż kawą się skończyła wkroczyłaś do biura Mustanga. Jego o dziwo nigdzie nie było to też usiadłaś na kanapie będącej tam i wyjęłaś z kieszeni zdjęcie przedstawiające ciebie i rodziców. Oni...Oni oddali życie bo jakiś psychopata miał zachciankę, nie pamiętałaś ich zbyt dobrze lecz wciąż miałaś strzępki wspomnień. Głową role odgrywał dziadek który podobnie jak rodzice spogladali z nieba. Nie byłaś typem osoby lubiącą być w centrum uwagi. Kochałaś się za to samodoskonalić, chciałaś w przyszłości zapewnić ochronę osobą które pokochasz. Przez lata stałaś się potężna, chodź sama tak naprawdę nie znałaś wartości swojej siły.

-Nie macie się czym bawić?-Rzekł Roy widząc jak się bawisz płomieniem. Podszedł do biurka a ty odruchowo stanęłaś na baczność.

-Nie! Sir.
-wow ależ jesteście Grzeczni.
-Powiedział zapalniczka.-Wymamrotałaś pod nosem.
-Słucham?
-Nic nic.
-Mam prośbę do was.
-Tak?
-Nauczcie mnie działać z mokrymi rękami.
-Odmawiam.-Odparłaś.
-DLACZEGO?!-Rzucił wkurzony. Popatrzyłaś podnosząc brew.
-Po piersze chcę żyć po drugie też chcę żyć po trzecie proszę mówić do mnie w liczbie pojedynczej.
-Przecież Cię nie zabije!
-Z zapalniczkami różnie bywa.
-NIE NAZYWAJ MNIE ZAPALNICZKĄ!-Wrzasnął nie kurzony lecz wkurwiony. Jego żyła na czole mówiła wiele.
-Obiecuje Pan że mnie nie zabije?
-Jak najbardziej. Po drugie masz mnie ochraniać.
-W takim razie zgoda ale żeby nie było że nie ostrzegałam albo coś.

Dzień należał do tych "luźniejszych" więc po zakończeniu pracy udaliście się na plac treningowy. Przyniosłaś kilkanaście wiader z wodą na widok których Mustang aż pobladł. Po otarciu potu z czoła uśmiechnęłaś się promiennie. Mężczyzna obserwował twoje ruchy. Zamoczyłaś ręce aż po łokcie, czarnowłosy widział że z nich aż kapie. Zamknęłaś oczy, ciecz po dłuższym kontakcie z twoją skórą zaczęła parować a pułkownik patrzył z niedowierzaniem. Od dłoni aż po ramiona na twoich rekach pojawiły się ogniste pasy przypominające tatuaże.

-JAK?!
- teraz ty.
-Ej!-Krzyknął podirytowany.
-Boisz się zamoczyć dłonie a byłeś na wojnie?
-Yhh, mówią że ja jestem okropny.-Odparł pod nosem

Mężczyzna bardzo się starał zamoczyć dłoni lecz tego bał się bardziej niż deszczu przed którym mógł uciec. Nie wiele myśląc chwyciłaś wiadro z wodą i oblałaś go całego.

-Pięknie!-Roy patrzył się na ciebie jak na zwyrodnialca, najgorsze zło, jak na wodę!
-Musiałaś?!-Powiedział lekko zły, zaczesując mokre włosy do tyłu. To szokujące jak zaczesanie włosów może zmienić wizerunek człowieka. Mokra koszula przylegała go jego wyrzezbionego ciała. Patrzyłaś z lekkim rumieńcem na twarzy.

-T-Tak...Teraz spróbuj się rozgrzać. Nie polegaj na suchych dłoniach. Spróbuj pozbyć się sam wody.

Mustang ze wszystkich sił starał się wykrzesać z siebie iskrę.

-Nie da się...
-Yhh zapalniczka.
-Przestań!
-Już już...Tylko się droczę.-Odparłaś podchodząc bliżej.
-Huh? Droczycie? Znaczy, droczysz?
-Tak, taka forma zabawy. Spróbuj z wilgotnymi dłońmi a potem zobaczymy jak będzie z mokrymi.-Wytłumaczyłaś przy okazji rozpalając ognisko przy którym czarnowłosy "podsuszał ręce". Mężczyźnie nie szło najlepiej.
-Nie nauczę się.
-Masz być przywódcą! Nie możesz mówić że się nie nauczysz.-Zanurzyłaś dłonie

"You're My Fire" Roy Mustang x ReaderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz