=4=

822 72 7
                                    

Zajechałaś autem pod średniej wielkości domek na skraju miasta, spokojna okolica, mili życzliwi sąsiedzi cóż chcieć więcej? Poszukałaś kluczy po czym głęboko zdychnęłaś włożyłaś klucz do zamka z nadzieją że nie zdarzy się to co zazwyczaj.

-Przygotuj się.-Rzuciłaś pod nosem uśmiechając się w sadystyczny sposób.

-Huh? Przygotuj? Na co?-Nim Roy zdążył co kolwiek pomyśleć otworzyłaś drzwi a na mężczyznę rzucił się ogromny włochaty pies powalając go na ziemie. Pupil trzymał łapy na klatce piersiowej pułkownika, jego ostre zęby były przy krtani. 

-Pchełka poznaj Pana Pułkownika Roya Mustanga.-Powiedziałaś kisząc się z śmiechu widząc jak czarnowłosy jest lekko przestraszony.

-PCHEŁKA?! TO NAZYWASZ PCHEŁKĄ?! WIEDZIAŁEM ŻE MNIE ZA...-Nim mężczyzna skończył mówić pies zaczął lizać go po twarzy, merdając wesoło ogonkiem, szczekał radośnie patrząc na Roya jak na nowego przyjaciela do zabawy.

-O nie! Ta bestia zaliże cię na śmierć!-Złapałaś się za twarz pokazując na ogromnego czworonoga. Zwierze w istocie było masywne lecz jedyna krzywda jaką mógł zrobić drugiemu człowiekowi to lizanie po twarzy wbrew jego woli.

-Nie gryzie? Pies? Kocham psy!-Rzucił radośnie a Pchełka pozwolił mu doprowadzić się do pionu. 

-Mam nadzieję że się polubiliście hah.

-Kocham psy ale przez chwilę miałem wrażenie że ten po prostu mnie zabije.-Wytłumaczył wchodząc do środka,zrzuciłaś z siebie ciężką górną część munduru masując jedną ręką kark. Widziałaś lekkie zakłopotanie Mustanga dlatego też uśmiechnęłaś się ciepło.

-Zjadł byś coś?-Zaproponowałaś udając się do kuchni.

-Z chęcią.-Odpowiedział siadając za stołem w kuchni patrząc jak przygotowujesz posiłek.

-Mniej więcej za pół godziny powinien być.

-Przepraszam że sprawiam problem, przeze mnie musisz zabierać pracę do domu. 

-Przestań, to spotkanie nie musi mieć charakteru służbowego w końcu kto powiedział że nie możemy mieć znajomych wśród siebie?

-Ale...

-Jeżeli ci przeszkadza to że jestem twoim pod władnym spoko rozumiem. Po prostu było mi ciebie szkoda i tyle. Nie, nie żałowałam cię. Po prostu pomimo że nie widziałam jak płaczesz wcześniej to dostrzegłam oczy które mówiły wiele. A nauczyć cię chce tylko dlatego abyś mógł się obronić i innych słabszych gdy ja polegnę. 

-Dziękuję. Nigdy nie prosiłem o pomoc a pomimo to ją dostaje i to od kogoś od kogo całkowicie bym się nie spodziewał.

-HUH?!-Obróciłaś się w napięciu mając w dłoni rozgrzaną patelnię.

-Nie znasz mnie ani ja ciebie po drugie nasze rozmowy bolą w oczy.

-To że cię wkurwiam a ty mnie jeszcze bardziej o niczym nie świadczy. To tylko różnica charakterów, moim zdaniem pomimo wszystko powinniśmy sobie pomagać tym bardziej że mamy pracować przez następne lata.

-Do tego czasu od uczysz się palić.

-Tak, tak. Marzenia są wieczne.

Podałaś posiłek oraz herbatę mężczyzna dopiero teraz dostrzegł twoją protezę ręki.

-Jak to jest?

-Huh?-Spojrzałaś tam gdzie spoczywał wzrok mężczyzny.- Chodzi o rękę?

-yhm...

"You're My Fire" Roy Mustang x ReaderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz