=3=

953 74 12
                                    

Kolejny dzień w pracy zapowiadał się całkiem dobrze, słoneczne niebo. Ahh cóż chcieć więcej? W sumie deszczu. Był by idelany na trening z Roy'em. Nagle  podszedła do ciebie wielka stalowa zbroja.

-Dzień Dobry.-Powiedział tajemniczy głos wydostający się z środka.
-Witam, czy coś się stało? W czymś mogę pomóc?-Odparłaś ciepłym głosem.
-Nie,nie,nie! Jestem Al Erlic ii szukałem Pani.
-Hah, (Twoje imię i nazwisko) miło mi. Proszę mów mi po imieniu.
-Więc Pani(Twoje imie)
-Ugh niech będzie...-Przerwałaś.
-Pani teraz pracuje z Panem Mustangiem?
-Zgadza się.
-Wiem że nie piwinienem się wtrącać ale... Mogła by Pani z nim porozmawiać? Ed i ja nie raz widzieliśmy jak zamiast iść do domu śpi na biurku. Martwimy się trochę o niego.
-Ohh naprawdę? To dziwne. Znaczy! Nie jest dziwne to że się martwicie lecz to że zapalniczka nie chodzi do domu.
-Huh? "Zapalniczka"?
-Oj nie ważne. Nie martw się! Wszystko załatwię. Dziękuję że mi powiedziałeś.

Weszłaś do gabinetu gdzie Mustang spał na biurku, jego zarost dopiero teraz był widoczny. Podeszłaś do mężczyzny po czym popatrzyłaś z smutkiem. Niby był twoim przełożonym, pułkownikiem, kimś kto w przyszłości poprawdzi kraj...Ale wszyscy zapomnieli o najważniejszym, był też człowiekiem. W pomieszczeniu było zimno, czarnowłosy kichnął z delikatnością małego kotka. Ściągnęłaś z siebie górną część mundury odkrywając go nią. Po twoim ciele przeleciały dreszcze. W między czasie wynalazłaś herbatę oraz otworzyłaś swoje drugie śniadanie stawiając je na końcu biurka.

-Przepraszam, proszę Pana...Wstajemy.
-*Nie zrozumiały bełkot*
-Roy, halo Roy...-Mówiłaś ciepłym akamitnym głosem.
-Już już...Wstaje. Chwilkę.-Mężczyzna otworzył senne podkrążone oczy.
-Witam.
-Ohh to ty. Przepraszam że zastałaś mnie w takim porządku.
-Nic się nie stało, proszę tutaj są kanapki i herbata.
-Huh? Mam się bać.
-Yh, baka. Nie, zjedz.

Czarnowłosy uśmiechnął się, coraz bardziej rozumieliście swoje "poczucie humoru". Gdy konsumował posiłek ty stałaś obok niego przeglądając papiery.

-Pułkowniku...
-Tak?
-Chciał Pan o czymś wczoraj porozmawiać.
-Ah tak. Zgadza się, więc ty zdradziłaś mi swoją tajemnicę raz czas na mnie. A raczej czas bym Cię o coś poprosił. Mianowicie, doszły mnie słuchy od Ed'a że w są homunculusy.
-Homunculusy? Przecież... Nie...
-Tak, nie przesłyszałaś się. Mają w sobie kamień filozoficzny. Ten sam który ty niegdyś miałaś. Musimy się dowiedzieć o nich wszystkiego co jest możliwe, są niebezpieczeństwem.
-Jak mam pomóc?
-Skoro umiesz doprowadzić "ogień" do minusowych temperatur to może umiesz też je zabić innym rodzajem?
-Ale...
-Proszę. Nie chcę narażać Erlic'ów. Oni i tak mają już wystarczająco pod górkę.
-Właściwie Pana prośba nie ma sensu.
-Rozumiem...
-Tam gdzie ty to i ja, tylko że krok przed by Cię chronić.

Mężczyzna uśmiechnął się, spoglądając na ciebie. Był również wyraźnie zszokowany odpowiedzą.

Mustang przedstawił ci wszystkie wiadome mu informacje. Ciekawiło Cię tylko jaki mają udział w tym co robią? Nikt normalny nie da rady zawładnąć życiem i śmiercią! Nikt! Wszystko było dość tajne, całą grupa operacyjna składała się z około 10 osób. To nie wiele gdy na włosku wisi bezpieczeństwo cywili. Wiedziałaś że przez to co Roy planuje musisz wiecej ćwiczyć. Były już późne godziny gdy wszystko zakończyliście.

-Roy, czas do domu.-Rzuciłaś radośnie.
-Amm, ja jeszcze zostanę.-Odparł niby zajęty papierami.
-To zaproszenie, a owego się nie odrzuca.
-Może innym razem.
-Wiem że tu koczujesz któryś dzień!-Powiedziałaś wściekł trzaskając dłońmi o biurko, mężczyzna az drgnął gdy zobaczył za twoimi plecami ciemną aure.
-Nie prawda...
-Idziesz do mnie pułkowniku, bo jak matke kocham wezmę Cię na barana i reszcie powiem że kostkę skręciłeś! Tego przypału nikt nie zapomni!
-Ale...
-Żadnych "ale"! Przestań obwiniać się przez rzeczy na które nie masz wpływu bo depresja jak tyfus, niszczy społeczeństwo! I ludzie poddają się tej dziwce zbyt często.
-Czyli...Ty wiesz...
-Wiem, widziałam śmierć tyle razy... Uwierz mi nie mogłeś nic zrobić.

Zawsze byłaś typem osoby która się nie była wylewna w uczuciach. Lecz potrafiłaś współczuć, kochałaś, chciałaś być kochana, odczuwałaś ból i żądze zemsty. Podeszłaś z groźnym wyrazem miny do Mustanga. Mężczyzna wstał w napięciu.

-Przypominam ci, jestem twoim przełożonym!

Wzdychnęłaś przewracając oczami, poprostu podeszłaś do czarnowłosego i go przytuliłaś twoje serce przyspieszyło o kilkaset razy. Czułaś jak robi ci się gorąco, początków mężczyzna był zszokowany. Lecz szybko również poczuł ciepło, położył rece na twoich plecach mocniej przyciskając Cię do siebie. Czy tego mu brakowało? Bliskości drugiej osoby? To zaskakujace...Poczułaś jak rusza ramionami, słyszałaś cichy szloch. Chciałaś się oderwać od pułkownika lecz ten nie chciał na to pozwolić. Nie chciał abyś dojrzała jego łzy. Nie wiedząc co zrobić z rękami położyłaś je na jego włosach.

-Jestem żołnierzem ale też i człowiekiem. Nie mówię tego by Cię zdołować ale nie umiem kłamać. Naprawdę, nie byłeś w stanie nic zrobić. Jesteś silny ale... Ale nie jesteś dziadkiem czasu, Bogiem życia i śmierci. 

Staliście wtuleni w siebie dłuższą chwilę,  cieknooki puścił Cię z objęć. Nie był czerwony jak ty lecz blady. Nie było nawet widać że płakał. Świetnie umiał udawać. Nagle przejechałaś palcem po policzku ucierając łzę. Jedną, samotną pojedynczą... Mężczyzna dopiero wtedy pokrył się czerwienią.

-A teraz chodźmy.-Odparłaś uśmiechając się jak by nigdy nic. Mężczyzna dostrzegł że masz jego rękawiczki.
-(Twoje imię) po co nosisz moje rękawiczki?
-Nosze aż cztery pary twoich rekawiczek w mundurze plus broń. Wciąż jesteś zapalniczką która można zamoczyc, lecz by Cię ponowie wskrzesić potrzeba tylko pary rękawiczek z okręgiem. Po co mam ryzykować że coś ci się stanie?
-Masz ich całą walizkę.
-Myślisz że mam ochotę biegać z walizką?
-Znaczy, mam od tego kogoś innego.
-Uznaj to jaki dodatkowy środek ostrożności.

Wyszliście z budynku grubo po dwudziestej. "Wyszliście" to pojęcie względne, gdyż tak naprawdę przeżuciłaś nogę Roy'a przez swoje ramie i wywlekłaś go. Mężczyzna trzymał się kurczowo futryny drzwi lecz i to nie dało większych skutków.  Wkońcu wrzuciłaś go do auta a on popatrzył ponownie na ciebie jak na wodę.

-Jesteś okropna.
-Wiem pułkowniku. Ale gdy by nie ja to zapracowalibyście się tam.
-Ta.
-Kto normalny koczuje we własnej robocie?

Skrzyżował ręce na piersi udając oburzonego, uchyliłaś okno auta patrząc czy nic nie jedzie. Spokojnie zapaliłaś papierosa wciąż prowadząc pojazd. Niestety długo nie nacieszyłaś się jego smakiem gdyż Roy pstrykając w palce spalił go całego nim zdązyłaś się nim drugi raz zaciągnąć.

-Czy ja mogę w spokoju wypalić?

-Nie.

-Tak też sądziłam.-Wyjęłaś z paczki kolejnego papierosa patrząc jednym okiem na zapaliczkę i mustanga a drugim na ulice trzymając papierosa w zębach. Gdy ten nie patrzył szybko podpaliłaś i zaciągnęłaś się. Mężczyzna z uporem maniaka powtórzył wcześniejsza czynność.

-MUSTANG! DO CIĘŻKIEJ CHOLERY! DAJ MI WYPALIĆ TEGO PAPIEROSA!-Wybuchłaś szukając kolejnego.

-Nie.-Odparł przesłodznym głosem doprowadzając Cię do obłędu.

-Boże jak dobrze że dom już nie daleko.

-Zaraz! Zatrzymujesz mnie na noc?

-Ta, jakoś ci nie ufam na tyle by Cię puścić pomimo że Cię znoszę i nawet można rzec że lubie.-Popatrzyłaś kątem oka na mężczyznę by następnie znów utopić wzrok w ulicy.

***Kolejny rozdzialik^^ niebawem***

"You're My Fire" Roy Mustang x ReaderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz