Rozdział 2.

3 1 0
                                    

Lucy

Po 15 minutach razem z Deanem znaleźliśmy się przed kawiarnią. Poczułam ten znajomy zapach, który kojarzy mi się z dzieciństwem. To tu odbywały się wszystkie uroczystości rodzinne, urodziny i tak dalej. Ta piękna kawiarenka należy do mojej mamy. Dostała ją od taty na pierwszą rocznicę ślubu. To takie romantyczne...

Dean otworzył drzwi. Od razu zobaczyłam moją mamę przy jednym ze stolików.

   - Mamuś - Od razu do niej podbiegłam nie zwracając żadnej uwagi na gości. Uścisnęłam ją najmocniej jak potrafiłam.

Następnie przywitałam się z pracownikami. Mamy stałą ekipę od jakiś dwóch może trzech lat.

Mieszkamy w miasteczku turystycznym nad morzem więc interes świetnie prosperuje. Lecz niestety jak co roku przychodzi sezon letni więc trzeba pomóc. A że do gotowania i tym podobnych rzeczy mam dwie lewe ręce to będę kelnerką. Rola, w której jestem mistrzynią.

...

   - Lu, idź do trójki - kiwnęłam głową i udałam się w stronę wskazanego stolika.

   - Dzień dobry, czy mogę przyjąć zamówienie? - Przy stoliku siedział chłopak z dziewczyną. Zapewne para.

Chłopak, słysząc mój głos od razu się odwraca. O nie. To Marcus.

   - Lucy? - Spytał, kiwnęłam głową.

   - To jak z zamówieniem?

   - Ja wezmę late i szarlotkę - odezwała się blondynka. Zapisałam zamówienie i spojrzałam na chłopaka.

   - Wezmę...yyy...to samo - wymusiłam uśmiech i odeszłam od tego przeklętego stolika.

   - Przecież ty nie pijasz late - usłyszałam głos blondynki, na co się cicho zaśmiałam.

Po chwili zaniosłam zamówienie i usłyszałam ciche dziękuję.

A więc historia z Marcusem wygląda tak: to jest typowy PLAYBOY i BADBOY — jakich zresztą wielu. Za wszelką cenę stara się zdobyć dziewczynę, zaliczyć ją i odhaczyć na swojej liście, która zapewne jest bardzo długa. Z naciskiem na BARDZO. Jednak nie ze mną takie numery. Ja jestem inna. Chyba jako jedyna mu nie uległam i przez to chodził za mną całą ostatnią klasę. Miałam go szczerze dosyć. Na szczęście to piekło się skończyło i wyjechałam na studia. Te piękne 3 lata go nie widziałam, aż dotąd.

...

Moja zmiana się skończyła. Więc czas do domu. Dean gdzieś pojechał i muszę wracać na piechotę. Na szczęście nie jest daleko.

   - Może cię podwieźć? - usłyszałam za sobą dobrze znany mi głos. Odwróciłam się w stronę ulicy i zobaczyłam Marcusa w czerwonym aucie.

Na jego widok uśmiechnęłam się szeroko, na co on zrobił to samo.

   - Nie dzięki, dam sobie sama świetnie radę. - odwróciłam głowę i przyśpieszyłam mój marsz.

   - Weź się nie wygłupiaj ciemno jest - powiedział jadąc wolno tak, żeby być na równi zemną.

   - A ty weź sobie daj spokój. Powiedziałam, że nie. - Skręciłam w uliczkę, przy której znajduje się mój dom.

   - Jaka ty jesteś uparta.- Przyśpieszył samochód, wjechał na jakiś podjazd. Wysiadł z auta i zaczął iść w moją stronę.

Czy on kiedykolwiek da sobie spokój? Oto jest pytanie.

   - W takim razie cię odprowadzę. - Nic mu nie odpowiedziałam. Najlepiej jest ignorować jego osobę, wtedy się wkurza i jest śmiesznie. - Możemy porozmawiać?

   - A co boisz się iść w ciemności? - Zaczęłam się śmiać.

Czemu on sobie mnie nie odpuścił? Przecież jestem dla niego chamska i przez nas nie raz były jakieś afery w szkole. Kiedyś nawet oberwał.

To było epickie.

ShinyWhere stories live. Discover now