Rozdział VI

2.8K 195 126
                                    

DRACO POV

     Ściągną ten kaptur i tak jak myślałem to był ten cholerny Potter!! Znaczy Riddle znaczy... Kurwa! To, to tak ukrywał? To o to chodziło?

Jego oczy wydawały się mieć jeszcze intensywniejszy odcień zieleni, nie zasłaniały je już okulary, rysy twarz lekko się wyostrzyły.

Cholera, nawet JA muszę przyznać, że teraz jest... Naprawdę przystojny... TO TYLKO OBIEKTYWNE  STWIERDZENIE FAKTU!

- Teraz kiedy sam poznał prawdę - kontynuował Czarny Pan kładąc dłoń na ramieniu zielonookiego - Nie da się więcej omotać temu starcowi... Jednak... - pierwszy raz widzę niepewność w jego oczach i... skruchę? - Jednak przy was wszystkich chciałem... Chciałem Cię przeprosić Harry... Za całe twoje życie, które powinno wyglądać zupełnie inaczej. Mam nadzieję, że... jakoś to nadrobimy - na Salazara ten gad potrafi się normalnie uśmiechać!

     Owszem, w kręgach, zwłaszcza tym wewnętrznym chodziły plotki, o zaginionym dziecku, ale nikt w to raczej nie wierzył... A przynajmniej ja. No bo... w sumie... dobra teraz może Voldemort wygląda jak człowiek, ale dalej nie mogę go sobie wyobrazić z jakąś kobieta... facetem... kotem... drzewem... CZYMKOLWIEK!

     Spojrzałem na Blaise'a jednak on tak samo nie wiedział co się tu właściwie stało. Zabini miał raczej minę jakby zobaczył Snape'a w różowym bikini tańczącego jezioro łabędzie razem z McGonagall.

- Też mam taką nadzieję... - zaczął Potter eeee... Riddle odwracając głowę w stronę Toma - I uprzedzając twoje pytanie... wybaczam. - i w tym momencie miałem taka samą minę jak Blaise... Marvolo przygarną do siebie syna zamykając go w mocnym uścisku. Cholera czyli jednak to ma uczucia...heh... kto by pomyślał.

- Szkoda, że Teo tego nie widzi - szepnąłem do nadal oszołomionego przyjaciela.

- No... - tyle był w stanie wykrztusić.

Po chwili się od siebie oderwali jednak nadal pozostali blisko.

- Mogę już iść? Dużo tu ludzi...obcych, a... - ledwo co było go słychać, ojciec przerwał mu cichym ,,no leć'' lekko mierzwiąc jego włosy. Nie czekając dłużej czarnowłosy pobiegł w głąb posiadłości.

     Nie mogłem w to uwierzyć... Zachowuje się jak normalny człowiek, a nie jak... jak on. Musiałem lekko rozchylić ust, bo po chwili poczułem zimną dłoń ojca na swoim podbródku, zamykającą moją lekko rozchyloną ze zdumienia szczękę. Chyba rozumiał że naprawdę byłem w szoku, bo nawet nic nie powiedział.

- Chyba nie muszę tłumaczyć, że należy mu się bezwzględny szacunek? - cudownie. Będę mu usługiwał na każdym kroku. Jasne... - Nie jesteście na tyle głupi by mi się narażać... - przebiegł wzrokiem po sali zatrzymując się na mnie i Blaise'ie. O mało nie zszedłem na zawał, ciemnooki podobnie...

- Malfoy, Zabini... a gdzie jest Nott? Teodor Nott?

- Em...Teo z-znaczy Teodor... - cholera, nie moja wina że przeraża mnie ten człowiek nawet jak wygląda...normalnie.

- Jest chory. Przeziębił się. Próbowaliśmy go jakoś postawić na nogi Panie, jednak niewiele to dało, leży w skrzydle szpitalnym, w Hogwarcie. - dokończył czarnoskóry, cały był spięty, podobnie jak ja.

Riddle popatrzył na nas chwile po czym pokiwał wolno głową .

- W takim razie przekażcie mu, jako członkowie jednego domu i rocznika zajmiecie się moim synem. Cała ta sytuacja z pewnością go przytłacza. Musicie być dla niego oparciem, nie naciskać jasne? - chyba pierwszy raz wydając nam polecenie nie zagroził nam co będzie jeżeli tego nie zrobimy. Pierwszy raz brzmiało to bardziej jak prośba zatroskanego rodzica, a nie jak groźba bezwzględnego dyktatora.

White Lies | DRARRYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz