Camila's POV
-Hej! - słyszę dźwięczny głos swojej przyjaciółki - Mila, błagam powiedź, że dzisiaj nie było tutaj tego gościa.
-Mani... - zaczynam kładąc rękę na ramieniu czarnoskórej, która po chwili wydaje ciche jęknięcie.
-Ugh... Dlaczego? - wywraca oczami siadając na krześle.
-Tak w ogóle, to dlaczego go tak
do ciebie ciągnie? - pytam, w tym samym momencie, w którym do kawiarni wchodzi kolejny klient.Nim odchodzę szepczę szybkie "później mi powiesz".
-Dzień dobry, co podać? - mówię
z uśmiechem podchodząc do stolika
przy którym siedzi dosyć ładna brunetka.-A co polecasz? - pyta odwzajemniając mój uśmiech.
-No cóż... Mamy świetną Latte waniliową.
-A więc wezmę Latte - mówi uważnie mi się przyglądając nim decyduję się odejść.
-Camila! - słyszę kolejny raz krzyk Normani.
-Co? - patrzę na nią, przygotowując napój.
-Nie wierzę, że w naszej kawiarni siedzi Lauren Jauregui!
-Kto?
-Żartujesz?
-Nie?
-Lauren Jauregui pieprzona perfekcja.
Szefowa najlepszego studia fotograficznego w Miami.
Ma u siebie fotografów z całego świata. Kobieto, jak możesz jej nie znać?-Bo się tym nie interesuję? A ty jak widzę masz na jej punkcie bzika.
-Kto by nie miał? - szepcze, co chwilę spoglądając do stolika, przy którym siedzi jak się dowiedziałam Lauren Jauregui.
-Mani, ogarnij się - spoglądam na nią - ta kobieta jest naszym klientem, wybrała naszą kawiarnię mimo, że jest takich 100 w mieście i z tego co mówisz jest dosyć znana, dlatego proszę weź głęboki wdech i wydech,
ogarnij hormony, bo chyba nie chcesz, żeby pisali o nas w gazetach jako
"najgorszej kawiarni w mieście", jeśli coś odwalisz. Rozumiemy się?Dziewczyna nic nie mówiąc po prostu kiwa głową, co rozumiem jako "tak".
-Waniliowa Latte raz - mówię kładąc filiżankę na stoliku przy oknie.
-Dziękuję Camila.
-Skąd znasz moje imię? - pytam zdezorientowana.
-Masz plakietkę na koszuli - cicho się śmieje.
-Umm... Racja - spuszczam zawstydzona głowę.
-Szef musi mieć z tobą dużo zabawy - dodaje.
-Nie wiem, możesz spytać, stoi przed tobą - mówię, a dopiero później gryzę się w język.
-Przepraszam jeśli zabrzmiało to źle - tłumaczy się - ja po prostu... Jesteś młoda i nie myślałam, że możesz być swoim własnym szefem... Boże moja wypowiedź jest żałosna - zakrywa twarz rękami.
-Mówi to Lauren Jauregui, która ma swoją własną firmę - żartuję.
-Znasz mnie?
-Przepraszam, ale nie mam bladego pojęcia kim jesteś...
-To skąd... - zaczyna, ale jej przerywam.
-Moja przyjaciółka cię "uwielbia", więc pięć minut temu dostałam sprawozdanie kim jesteś - kręcę z niedowierzaniem głową.
-Dobrze wiedzieć - tym razem to ona się śmieje.
-Nie będę cię dłużej zatrzymywać, bo widzę, że masz masę klientów - uśmiecha się delikatnie, wskazując głową na ludzi przy ladzie.
-Racja...-mówię odwracając się, ale zanim odchodzę dodaję, że fajnie byłoby ją tu znów zobaczyć.
Jeszcze jakbym wiedziała co mną kierowało mówiąc to...-Dzień dobry co podać? - mówię z udawanym uśmiechem jak zawsze.