❄(Nie)moja mała czarodziejka❄

455 12 1
                                    

Otworzyłem drzwi od klubu. Przejechałem wzrokiem po lekko zadymionym pomieszczeniu i zauważyłem moich przyjaciół siedzących przy stole w rogu pomieszczenia. Podszedłem do nich, starając się wyminąć wszystkich tańczących (i niezbyt trzeźwych) ludzi.

Ugh. Co ja tu do cholerki robię?

- Cześć - mruknąłem opadając na kanapę obok Maćka.

- Cześć, Młody - tleniony blondyn uśmiechnął się szeroko i postawił przede mną kufel piwa. Spojrzałem na niego pytająco.

- Ja nie piję - powiedziałem, odsuwając delikatnie napój.

- Zamknij się i do dna - odezwał się Vaclav. - Musisz się kiedyś zabawić, a wreszcie możemy cię legalnie upić.

Wszyscy wybuchnęli śmiechem, a ja tylko przewróciłem oczyma. Nieważne, że osiemnastkę skończyłem prawie dwa lata temu. Oni i tak musieli się ponabijać z tego, że jestem najmłodszy.

Rozejrzałem się po barze.

Pełno pijanych ludzi tańczących do słabej muzyki, barman podrywający jakąś rudą dziwkę... zaraz czy to nie jest Ala?! Fuck. Tylko jej tu brakowało.

- Pijesz? - oderwałem wzrok od rudowłosej i spojrzałem na Janowskiego, który z kolei przyglądał mi się badawczo.

- Mówiłem, że nie.

- Maks, jest już koniec sezonu! Musisz się kiedyś zabawić! - Lebiediev wydawał mi się zawsze najbardziej spokojny z naszej drużyny. Jak widać nawet jego ta banda pijaków zdążyła zepsuć. Albo upić. Na jedno wychodzi.

- Powiedziałem: nie - byłem już solidnie wkurzony i zmęczony tą sytuacją.

Po cholerę ja tu przyłaziłem?! Teraz będę musiał męczyć się z pijanymi żużlowcami. A w dodatku jest tu moja była! Po prostu, kurwa, cudownie...

- Maks, co się dzieje? - poczułem rękę Maćka na ramieniu. Spojrzałem na niego niechętnie i zobaczyłem jego zmartwiony wzrok.

- Nic - wzruszyłem ramionami, strącając dłoń przyjaciela. - Wiesz, że nie lubię takich miejsc.

Kłamstwo. Kłamstwo. Kłamstwo.

Do samych klubów generalnie nic nie mam. Ale do pewnej dziewczyny, która je wprost uwielbia - już tak. A mówiąc coś mam na myśli jakieś wiadro uczuć.

- Pij - nakazał mi kapitan Sparty.

Stoczyliśmy bitwę na spojrzenia, którą z kretesem przegrałem. Niechętnie sięgnąłem po piwo i na raz wypiłem pół kufla. Maciek zrobił wielkie oczy, ale postanowił nie zadawać dodatkowych pytań i wrócił do swojego napoju. Tak jak zresztą cała reszta naszej spartańskiej ekipy.

A ja? A ja dokończyłem to co zacząłem. I tak samo zrobiłem z kolejnymi kilkoma kuflami. Albo kilkunastoma. Kto by to liczył?

***

Przetarłem oczy i rozejrzałem się po pokoju.

Dwa duże okna zasłonięte przez grube fioletowe zasłony, komoda ze świeczkami, otwarte drzwi, przez które było widać skromnie urządzoną łazienkę, pełno ubrań na podłodze, ruda dziewczyna obok mnie... zaraz co?!

Ubrania na podłodze?! Ala obok mnie?!

Nagle gdzieś w okolicy moich jeansów zaczął dzwonić telefon. Normalnie bym to olał, bo wiedziałem doskonale kto dzwoni. Maciek. Albo Vaclav. Albo Andrzej. Albo Damian. Albo trener. Albo... no dobra. Nie doskonale.

One Shoty ŻużloweOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz