Upijmy się

371 14 3
                                    

Skrzywiłem się, poprawiając krawat. Imprezy okolicznościowe, bankiety, bale. Nigdy nie lubiłem tego syfu. Nie dość, że musiałem się ubrać jak idiota to jeszcze trzeba być dla wszystkich miłym i sztucznie się uśmiechać.

- Niech ten dzień się już skończy - mruknąłem, gramoląc się z samochodu.

Zapiąłem zamek kurtki i rozejrzałem się po parkingu. Wszędzie było pełno elegancko ubranych ludzi. W tłumie mignął mi trener dyskutujący o czymś z miejscową gwiazdeczką, Pawłem Przedpełskim.

- Hej, młody.

Zesztywniałem, słysząc głos Jasona Doyle'a. Nie przepadam za typem, a niestety musimy jeździć w tych samych klubach i w Polsce, i w Anglii. Jeszcze tylko Fricke'a brakuje, żeby już całkiem było do dupy.

- Taa cześć - obróciłem się w jego stronę.

- Gdzie zgubiłeś brata?

- Od kiedy to ten młodszy ma pilnować starszego? - uniosłem brew w geście zdziwienia.

- Od kiedy ten starszy to zapominalski idiota?

Chris i Jason przyjaźnią się od dawna i fakt, że się obrażają nie jest niczym dziwnym. Wzruszyłem ramionami i kiwnąłem głową w stronę wejścia do hotelu, w którym miał odbyć się bankiet "dla zawodników, działaczy i sponsorów Get Well Toruń".

- Może już wejdziemy? - zaproponowałem, licząc, że w środku spotkam kogoś kto pozwoli mi uwolnić się od towarzystwa Doyle'a.

- Czemu nie.

Ruszyliśmy przez parking w kierunku drzwi. Stały tam dwie, urocze dziewczyny. Szybko sprawdziły nasze zaproszenia, a jedna z nich poprosiła mnie o autograf. Szybko nabazgrałem jej na jakimś świstku swój podpis i wkroczyłem w świat głośnej muzyki i elegancko ubranych ludzi.

Pierwsze co zrobiłem to namierzenie kelnerki roznoszącej drinki. Na trzeźwo tego nie przeżyję, sorry. Z resztą i tak dla zawodników klub zarezerwował pokoje w tym hotelu, mogę się upić.

***

Powinienem być miły i uśmiechnięty, ale nie mam na to najmniejszej ochoty. Doyle uciekł ode mnie już jakieś pół godziny temu. I dzięki Bogu.

Kończyłem właśnie kolejny kieliszek szampana, a nie czułem się ani trochę pijany. Z czego oni to robią? Z wody i soku malinowego?

Zmierzyłem znudzonym wzrokiem parkiet. Cały czas modliłem się, że magicznie pojawi się tu ktoś z kim można będzie się choć trochę zabawić. Nagle mój wzrok zatrzymał się na Danielu Kaczmarku. Bingo.

Uśmiechnąłem się pod nosem i pewnym krokiem podszedłem do kolegi. Klepnąłem go w ramię, ale słowa powitania ugrzęzły mi w gardle. Dopiero teraz zauważyłem, że z kimś rozmawiał. A konkretniej z pewną uroczą wariatką o fioletowych włosach.

Mrugałem, nie mogąc uwierzyć w to co widzę. Przecież ona powinna być na drugim końcu świata! W pieprzonej Japonii! A nie w Toruniu na jakimś bankiecie nudnym jak mecze na olimpijskim!

Ona również sprawiała wrażenie zaskoczonej, ale mimo wszystko lepiej to maskowała niż ja. Albo po prostu domyśliła się, że jeśli przyjdzie na bankiet klubu, w którym obecnie jeżdżę, to może mnie spotkać. Daniel, za to, kompletnie nie ogarniający, stał między nami i wodził wzrokiem od jednego do drugiego.

- Dobra, wytłumaczy mi ktoś skąd się znacie i czemu wpatrujecie się w siebie jak sroki w gnat?

Spojrzałem na niego jak na idiotę. Skąd on wziął takie porównanie?

One Shoty ŻużloweOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz